przez Wertur » 2012-12-13, 00:07
"Nie strzelać dopóki nie otworzą do was ognia."
ONZ
UTM 33 U 64xxxx 56xxxxx, 0900, desant, uzupełniamy chłopaków z Międzyrzecza siłą 3 ludzi.
Doszpejowani ruszamy, nawigator prowadzi przez bagna.
Gubimy drogę, przegrupowanie i wyznaczenie właściwego kierunku.
Kontakt z ludnością cywilną, mija nas kilka aut.
Wioska, łapiemy kilka butli, brak zimowego kamuflażu wymusza zostanie na tyłach. Niezidentyfikowany kontakt. Po chwili wezwanie do przeczesania pozostałych zabudowań.
Obiekt. 30m nic, 20m cisza, 10m... zostajemy ostrzelani. Pod ogniem podbiegamy do ściany.
Prawa, 2 kroki, zauważam przeciwnika. Oddaje do mnie 2 strzały przez dziurę w budynku z odległości nie większej niż metr.
Udało się. Kolano, osłona, huk-błysk. Głośne 'kurwa', czyli weszło. (Tu wyjaśniam, że zastosowana pirotechnika używana jest w zamkniętych pomieszczeniach i, prócz chwilowej dezorientacji, nie wyrządza krzywdy nawet wybuchając w czyimś ręku)
Lewa, ostrzał, gogle niemiłosiernie parują. Kumpel obrywa, próbuję go zgarnąć. Dostaję kulkę w ramię przeklinając w myślach debilizm tej decyzji.
Spotkanie z Bośniakami, których wcześniej bezskutecznie próbowaliśmy namierzyć na radiu. "Ich zegarki pokazują inny czas", wywiad ONZ nie doniósł ustaleń o godzinnym przesunięciu.
Kierunek fabryka. Marsz.
Marsz.
Drobne zabudowania w tle. Milicja bośniacka wyrywa w przód. Odbijamy w prawo.
Rzeka. Teraz nasza kolej. Chwila odpoczynku, rozwijamy sprzęt. Międzyrzecz dmucha ponton.
Dziurawy. Zaopatrzenie zawodzi.
Tratwa.
Tratwy nie będzie.
Ktoś naciera. Dezorientacja. Chwytam marker.
Bośniacy obrywają. Doskonała widoczność na biegające kupki śniegu - Chorwatów, brak zasięgu. Ogień zaporowy i granat dają chwilę do namysłu.
Zasłona dymna, odwrót i flankowanie od prawej. Skokami przesuwamy się o ok. 80m.
Zaskakujemy przeciwnika. Znów brakuje zasięgu. Gleba.
Próba druga, 1 KIA, zostajemy we dwóch, odpowiadamy ogniem, trafiam.
'Awaria!', 'Odwrót!'. Przegrupowanie. 3 żywych, końcówka amunicji.
Zbieramy amunicję od KIA.
Ponowna próba z pontonem. Znów porażka. Jeden odważny (głupi?) chce płynąć wpław. Wybijamy mu to z głowy.
Przegrupowanie, podwyższenie statusu. Maski zastępują gogle.
Międzyrzecz kończy, Gdańsk rusza w komplecie wraz z Bośniakami.
Marsz.
Dbam o szyk. Problemy z nawigacją, nie wtrącamy się.
Marsz.
Kontakt.
'SGO - kontakt na drugiej, 50m, sprawdÂźcie to.' Maski parują. Nic nie widzę. Jesteśmy za głośno, kolega gubi tyralierę. Niemal wchodzimy na Chorwatów. Nie wykazują agresji.
Dowódca Bośniaków przekazuje dowodzenie Chorwatom. Trzymamy się z tyłu. Marsz w stronę ostatniego obiektu przypomina spacer.
Podejście nie sprawia problemu.
Atak, unikam kontaktu.
Klatka schodowa, 'nasi' wchodzą bez pomysłu. Ciemno, brakuje pirotechniki. Zgubiona wcześniej latarka nie ułatwia sprawy.
Wychodzę i ostrzeliwuję okna.
Schody przeczesały oddział, nie słychać strzałów. Nie widzę dookoła nikogo żywego, z góry słychać głosy. Zakradam się powoli wykorzystując zamieszanie.
'Koniec'
Ognicho w oczekiwaniu na transport.
______________________
W imieniu Sekcji Działań Wysokościowych SGO Gdańsk serdecznie dziękuję za zaproszenie na manewry. Dziękuję Kuflowi za ogarnianie i nocleg, MacGaverowi za wspólną podróż oraz reszcie uczestników za grę.
Mimo kilku niedociągnięć (ten nieszczęsny ponton) imprezę uważamy za udaną i klimatyczną. Fajnie się bawiliśmy.
Pozdrawiam,
Wertur
Ostatnio edytowano 1970-01-01, 01:00 przez Wertur, łącznie edytowano 1 raz