Przyroda w pełni rozkwitła, błękit nieba zachwyca swą głębią, a ze szczytów widać morze gór. Szkoda tylko że to wszystko jest zbroczone krwią i trzewiami ludzi walczących dla swych lub cudzych ideałów ... . Dla jednych to wolność, dla innych pieniądze, władza, nienawiść i wiele innych przyziemnych jak i wyniosłych ludzkich uczuć. Jaka magię posiada ten skrawek górzystej ziemi, na której każdy dzień jest walką o przeżycie, skoro ciągną tam ludzie żądni bólu, krwi i strachu swego przeciwnika.
Niestety zimowa operacja "Wilczy Szlak " nie rozwiązała problemu Chazamata Gałajewa i jego bandy. Na Kremlu jak i sztabie generalnym burza. Dla zwykłych szarych obywateli i świata prawdziwe wyniki akcji zostały zatajone i pokazane w świetle jak najlepszym dla strony rosyjskiej. Oczywiście nie zapomniano uczynić wszystkich poległych bohaterami, nadać pośmiertnie ordery, defilady, przemówienia... ,jak to czyni w takich sytuacjach mateczka Rosja.
A w kaukaskich zaś górach niesie się pieśń o waleczności oddziału "Czarnego Anioła". Ludność cieszy się i tańczy śpiewając "....i grzmot i śmierć i myśl, już nic im nie pomoże...".
Nie długo to nie potrwa gdyż najwyżsi władzą w Rosji stwierdzili że handel z czeczeńskimi terrorystami pochłania zbyt dużo strat i ktoś za mocno wnika w sprawy X wydziału GRU, przez co wszystko może zostać wykryte. Zresztą po śmierć pułkownika Borysa Watutina interesy nie idą już tak dobrze w tamtym rejonie. On wiedział jak tam jest, wiedział że czeczeński naród to "gorąca krew" i nie wahają się pociągnąć za spust. Wiedział i zapłacił najwyższą cenę.
Po całej tej kosztownej operacji sztab generalny, po rozmowach z prezydentem, zdecydował ..."ZA WSZELKą CENĂ UNICESTWIĂ GAłAJEWA I JEGO BANDĂ... "
Postanowiono przyjąć inny profil działań, powołano specjalny zespół który ma na celu zaplanowanie odnalezienia Gałajewa i jego ludzi...
Dla rodzin poległych w "Wilczym Szlaku ", była to bolesna strata. Wśród metalowych skrzyni, w których przywieziono poległych, nie odnaleziono zwłok pułkownika Lawoczkina, oraz kilku żołnierzy. Ci którzy przeżyli mówią, że zginął razem z innymi odbijając ostatni bastion obrony. Nikt jednak nie potrafi jednoznacznie powiedzieć że widział śmierć Lawoczkina.
Od styczniowej operacji minęło kilka miesięcy. Od tamtego czasu miejscowi opowiadają że co jakiś czas ktoś znika w górskich ostępach i ślad po nim ginie. Wiele razy szukano wyjaśnienia tej zagadki, którą z początku traktowano jako wypadki. Nawet sam Gałajew wysyłał wiele patroli w celach wyjaśnienia tych zaginięć, lecz żaden ślad nie został odnaleziony.
Po okolicznych wioskach zaczęła krążyć legenda o duchu poległego pułkownika, mszczącego się za swych poległych towarzyszy...