Operacja Broken Border oczami Dmitrija Chłapowa
Prowincja Renija, wieś Piekarnia23.10.2010Jesienny, deszczowy i chłodny wieczór rozświetlały płomienie pożerające budynki wsi. Niskie, zabiedzone domostwa stanowiły karmę dla rozszalałego żywiołu. Ogień odbijał się w kałużach wody i błota. W tym piekle widoczne były stojące, leżące i klęczące sylwetki ludzi. Słychać było wycie płomieni, przez które czasami przebijał się strzał z broni palnej. Wtedy klęcząca sylwetka przewracała się w błoto.
W błocie leżały dziesiątki łachmanów będących jeszcze dziś rano istotami ludzkimi.
Mężczyzna w zamyśleniu przyglądał się masakrze.
Nosił czarny mundur, na głowie miał beret w taki samym kolorze z odznaką na której szczerzył kły wilk.
Na twarzy mężczyzny odbijały się płomienie.
Rozchlapując błoto podjechał UAZ i zatrzymał się z piskiem hamulców. Z samochodu wyskoczył kolejny czarny mundur. Jego beret był wciśnięty za pas.
- Panie Pułkowniku Patłan, już kończymy z tymi tutaj – wskazał ręką kilka ostatnich klęczących sylwetek. – To już ostatnia partia.
Przybyły był młodszy, na ramionach widoczne były pagony majora.
Drogą od strony lasu ze zgaszonymi światłami, powoli zbliżała się kolumna kilku ciężarówek.
- O, są już ciężarówki.
Pułkownik spojrzał na przybysza
- Majorze Chłapow, czy upchniemy wszystkie zwłoki do jednej mogiły?
Zapytany podrapał się po głowie.
- Damy radę, choć ostatnia warstwa będzie dosyć płytko…
Popatrzył na pułkownika.
- Ale spróbujemy jeszcze ich bardziej ubić, tak że nie będzie nic wystawać.
Wyraz twarzy Pułkownika nie uległ zmianie.
- Dobrze, to powinno wystarczyć – powiedział w zamyśleniu. – Mamy jeszcze parę wiosek do odwiedzenia.
Płomienie igrały na jego twarzy.
- Na drugi raz kopcie głębiej.
Lotnisko rządowe w XXX26.11.2014,,Spóźnię się, Totłoczko, zaczekajcie jeszcze kwadrans’’.
Młody asystent Przewodniczącego Partii Astania Razem, Dimitra Chrapowa, spojrzał z wyrzutem na trzymany w dłoni telefon komórkowy.
Oj będzie awantura.
- Panie ministrze, panowie ministrowie Gaj i Zarubieżny nie chcą już czekać - skrzywił się boleśnie. I dodał: - Minister Gaj powiedział, że może pan dojechać samochodem.
Odsunął telefon od ucha.
Po chwili zaczął słuchać ponownie.
- Tak jest, lecę za pana.
Znowu skrzywił się boleśnie. Wieczorem będzie znowu musiał wysłuchać tyrady na temat kolegów ministrów.
- Tak jest, dojedzie pan samochodem.
Kiwnięcie głową.
- Tak jest, podpisać za pana listę pasażerów.
Kolejna skrzywienie twarzy.
- Tak jest, i nikomu ani słowa.
Prowincja RenijaGodzinę późniejŁadunek prochowy wypchnął pocisk z wyrzutni naramiennej ziemia powietrze typu Igła. Rakieta leciała przez chwilę w ciszy, po czym silnik marszowy obudził się do życia i rykiem oddaliła się goniąc za oddalającym celem. Na pokładzie rządowego śmigłowca typu Mi17 prawdopodobnie nikt nie zdążył się zorientować w niebezpieczeństwie. A nawet jeśli, to w ciągu kilku sekund było już po wszystkim.
Rozpalone kawałki żelastwa podziurawiły równo konstrukcję maszyny, załogę i pasażerów.
Potem przypomniała o sobie grawitacja.
Wszystko to obserwowało dwóch mężczyzn w cywilnych ubraniach stojących na środku leśnej przesieki z polną drogą biegnącą pośrodku
Na ramieniu jednego z nich dymiła jeszcze rura wyrzutni.
- No i po wszystkim – powiedział drugi odrywając lornetkę od oczu. – Zmywamy się.
Machnął ręką.
Z lasu wyjechała stara furgonetka UAZ452 i zatrzymała się koło nich.
Mężczyźni wrzucili do środka wyrzutnię i wsiedli do środka.
Trzasnęły drzwi.
Samochód spokojnie ruszył.
Po chwili nad polanką unosiła się tylko chmura spalin.
Kwadrans później Pałac Prezydencki
XXXX, Republika AstańskaZadzwonił leżący na blacie telefon. Ponury mężczyzna siedzący za biurkiem rozmiarów szanującego się lotniskowca podniósł komórkę.
- Tak.
Uważnie wsłuchiwał się w głos swojego rozmówcy.
- Tak.
Grymas wykrzywił jego twarz.
- Wszyscy zginęli.
To nie było pytanie.
- Posprzątajcie.
Rozłączył się.
- Wszyscy – powiedział w zamyśleniu.
Zagłębił się w fotelu dorównującym rozmiarami biurku. Złożył palce w piramidkę. Na jego ustach zagościł zimny uśmiech.
- Nareszcie.
Prowincja RenijaDwie godziny późniejFurgonetka wtoczyła się na leśny parking tuż przy drodze biegnącej do granicy z Republiką Astańską. Po drugiej stronie parkingu, niedaleko krawędzi, za którą widać było urwisko i koryto płynącej poniżej rzeki, stała niemłoda już Wołga.
UAZ zatrzymał się tuż obok. Jeden z pasażerów wysiadł i podszedł do osobówki. Kierowca Wołgi opuścił szybę.
- I jak?
Pasażer UAZa pokiwał głową.
- Bez problemów.
Kierowca pokiwał z zadowoleniem głową.
- To bardzo dobrze…
Ostatnie słowa zagłuszył terkot wygłuszonych AKMów.
Gdy padł ostatni strzał, kierowca Wołgi otworzył drzwi i wysiadł z samochodu. W ręce trzymał Glocka z tłumikiem i przyczepionym workiem na łuski. Ostrożnie podszedł do podziurawionej jak rzeszoto furgonetki. Zajrzał do kabiny kierowcy, oddał dwa strzały w głowę pasażera UAZa.
Potem ostrożnie uchylił tylne drzwi.
Kolejne strzały.
- Czysto!
Z lasu wynurzyło się czterech mężczyzn z AKMami.
Każdy automat miał założony tłumik PBS i worek na łuski.
Kierowca Wołgi podniósł dłoń z uniesionym kciukiem.
Na polanę wjechała stara wywrotka Kraz i ostrożnie zepchnęła furgonetkę do urwiska.
Wrak po chwili uderzył w powierzchnię wody i zniknął z bulgotem.
Pałac Prezydencki
XXXX, Republika AstańskaUśmiech mężczyzny za biurkiem stał się szerszy.
- Taak, teraz to już naprawdę koniec…
14 marca 2015
Chłapow z ulgą postawił plecak na schodkach opuszczonego domostwa. Był wczesny ranek, a on tego dnia zrobił już kilka kilometrów. Miał nadzieję na chwilę odpoczynku, ale domostwa mimo, iż opuszczone, były zamknięte na głucho a on nie chciał ryzykować pozostawiania śladów. Rozejrzał się po okolicy i po chwili dostrzegł wsunięty pod próg jednego z domów niewielki pakiecik. Rozwinął go i gwizdnął. W środku znajdowała się pewna kwota dolarów - chociaż o wiele mniejsza niż ta, która spoczywała w kieszeni jego kamizelki - oraz odznaki identyfikacyjne - złote gwiazdy na czerwonym tle, które nie przypominały mu ani oznaczeń khebryjskich, ami astańskich. Zamyślił się na chwilę, wcisnął niedbale pakiecik do kieszeni, po czym z niewielkiej skrzyneczki, którą postawił obok plecaka wyjął dwie sztabki błyszczącego na złoto metalu i wcisnął je do plecaka, a samą skrzyneczkę zamknął i upchnął pod osłoną najbliższych gęstych krzaków.
To były długie miesiące. Zestrzelenie helikoptera, w którym znajdowali się - a przynajmniej mieli się znajdować - ostatni żyjący członkowie batalionu "Wołk" dobitnie dało mu do zrozumienia, że jeżeli jego dawny dowódca, rezydujący obecnie w pałacu prezydenckim, dowie się o jego przeżyciu, to jego życie nie będzie warte funta kłaków - przynajmniej dla niego samego, bo dla wielu innych stanie się nagle bardzo cennym towarem. Jedyną szansą było przedostanie się do Federacji, ale rzeka wezbrała po wiosennych opadach a mosty graniczne z pewnością były pilnie strzeżone. W wiosce ponoć mieli znajdować się separatyści, którzy za odpowiednią opłatą być może byliby w stanie pomóc, ale nawet, jeżeli kiedykolwiek tu byli, to nie było po nich śladu.
Rzucił okiem na okolicę i pomaszerował przed siebie pewnym krokiem. Trzeba rozpoznać teren. Jeden opuszczony dom, drugi...skręcił w lewo zagłębiając się w las i przyglądając się położonemu nieco w głębi kolejnemu budynkowi. Krótki okrzyk "Stać" osadził go w miejscu". Spomiędzy liści wysuwała się lufa karabinu, niedwuznacznie nakazująca zachować spokój. "Czyżby mnie znaleźli" przeleciało mu przez myśl. Szybko jednak odetchnął z ulgą, gdy na ręce wzywającej go gestem do podejścia bliżej dostrzegł flagę Federacji.
Po chwili był już w opuszczonym doku, do którego zmierzał. Drżącymi rękami zapalił papierosa, którego ruchem głowy odmówił dowodzący oddziałem i gorączkowo zastanawiał się, co dalej. Pobieżne przeszukanie ujawniło znalezioną w wiosce paczuszkę - musiał się gęsto tłumaczyć i w dodatku nie wiedział, czy z jakimkolwiek skutkiem. Szlag by to trafił; przypadkowe znalezisko jeszcze napyta mu problemów.
Dowódca nie wierzył w to, że mężczyzna był sam. Po krótkiej naradzie posłał go przodem do domku, w którym został plecak, a reszta oddziału Federacji ruszyła w ślad za nim. Boleśnie świadomy konsekwencji, jakie nastąpią, jeżeli nagle w okolicy pojawią się separatyści lub Astanie, krok za krokiem zbliżał się do domku. Odetchnął z ulgą. Czysto. Po chwili teren obstawili żołnierze. W międzyczasie jeden z nich przydźwigał z drugiego domostwa znalezioną wyrzutnię RPG i ponownie trzeba było się gęsto tłumaczyć, że z wyrzutnią nikt nie paraduje po lecie a w czasie wojny można znaleźć różne rzeczy. Po chwili w trakcie rewizji plecaka wypadł z niego noszony na czarną godzinę pistolet...tak, to zdecydowanie nie był jego dzień...
Nagle przez głowę przeszła mu myśl. W końcu chciał dotrzeć do Federacji, czyż nie? Może w takim układzie uda się uzyskać jakąś formę ochrony od tych żołnierzy? Cicho zamienił kilka słów z dowódcą.
- mamy Cię przerzucić do Federacji? A co dostaniemy w zamian?
- złoto...znalazłem trochę złota, cztery czy pięć sztabek. Za dostarczenie mnie do Federacji oddam wszystko, co mam.
- tak, złoto eis wala po lesie - zakpił oficer - no dobra, możemy cię zabrać do Federacji. Daleko to masz?
Zanim padłą odpowiedź, ciszę przerwał okrzyk "kontakt, samochód na drodze" i drużyna błyskawicznie się rozpierzchła. Chłapow został wciśnięty w narożniku przy ganku, z niepokojem obserwując drżący na spuście palec pilnującego go żołnierza. Po kilkunastu minutach walki, do wioski sprowadzono dwóch jeńców w zakrwawionych mundurach armii astańskiej. Dowódca nakazał Chłapowowi pokazać, gdzie jest złoto, po czym cała kolumna ruszyła naprzód.
- to będzie długa droga. Mosty są pilnowane, będziemy musieli wejść do Federacji od innej strony.
Kilkanaście minut później prowadzący kolumnę na szpicy żołnierz uniósł dłoń, po czym krótko porozmawiał z dowódcą, wcisnął niesiony w ręku RPG pierwszej lepszej osobie i pognał naprzód. Zamyślony dowódca po chwili odwrócił się i z niedowierzaniem ujrzał, że granatnik w całkiem fachowy sposób trzyma Chłapow. "Kto do #$% daje broń jeńcowi" dało się zapewne słyszeć nawet w Federacji. Szybko naprawiono ten błąd.
Żmudny marsz trwał dobre trzy godziny. W końcu po moście przekroczono rzekę graniczną. Chłapow padł na kolana, bez mała gotowy całować ziemię.
- no już, już - pogonił go dobrodusznie sierżant. Witamy w krainie wolności a teraz zasuwamy dalej.
W końcu przed południem dotarto do sztabu jednostki i wtedy się zaczęło. Chłapow był twardym człowiekiem, ale rozpaczliwe krzyki wyrywające się z gardeł astańskich jeńców nawet jemu podnosiły dęba włosy na głowie. Cóż za okrutne metody przesłuchań musieli stosować Khebryjczycy?
Po chwili na jego rękach zatrzasnęły się kajdanki a jego samego wprowadzono do pokoju, z którego wcześniej wyniesiono ciała jeńców.
Przesłuchanie obyło się bez tortur. Pytania zadawane były proste, chociaż Chłapow zdawał sobie sprawę z tego, że raczej nikt nie uwierzy w to, że nie współpracował i nie zamierzał współpracować w żaden sposób z separatystami. Języki podobne ale różne, więc prosta informacja, że ze złotem powiązany jest obecny prezydent wywołała gwałtowne poruszenie - jak się okazało zrozumiano tę wypowiedź jako zapowiedź zamachu na rezydenta Astanii i Chłapow kolejne pół godziny musiał tłumaczyć nieporozumienie językowe. Jeden z przesłuchujących oficerów co chwilę pociągał z flaszki i zaczęło się robić nieprzyjemnie. W końcu młodszy oficer wyrzucił go z pokoju i sam wyszedł za nim.
Po chwili do pokoju wsunęła się młoda blondynka z długim warkoczem, niosąc jakiś talerzyk i kubek z herbatą. Rozpięła kajdanki, pozwalając Chłapowowi spokojnie napić się i po raz pierwszy od wielu dni skosztować domowej kuchni. Gdy wgryzał się przysmaki, usiadła naprzeciw niego i uśmiechnęła się "Co jeszcze nam możecie powiedzieć, towarzyszu"?
Ostatecznie po jakimś czasie Chłapowowi zakomunikowano, że pozostaje "gościem" Federacji i nie wolno mu opuszczać sztabu.
Kilkanaście minut później w sztabie zakotłowało się. Szybko rzucane rozkazy, pobierana broń i nastala cisza. Chłapow podrapał się po głowie i zaczął się rozglądać. Został sam, nie licząc trzech chrapiących żołdaków. Na stole walały się dolary ze znalezionej przez niego w lesie paczuszki; w kącie stała wyrzutnia RPG; na podłodze walały się elementy wyposażenia a nawet broń. Pokręcił głową. W zasadzie mógłby w ciągu 10 minut zneutralizować cały sztab, w tym - bezpowrotnie - trzech żołnierzy. Tylko po co? Na razie miał to, czego chciał. Póki co ścigają go tylko Astanijczycy; nie potrzebuje dodatkowo kłopotów z Federacją. Machnął ręką i rozsiadł się w fotelu.
Po dwóch godzinach na górę wpadł jak bomba jeden z oficerów i zatrzymał się najwyraźniej zaskoczony widokiem śpiącego spokojnie jeńca. Chłapow otworzył oczy i spojrzał na niego.
- Ale wy wiecie towarzyszu, że mogliście już nie mieć sztabu?
Ten tylko skinął głową, ale straż wokół jeńca dyskretnie wzmocniono.
W międzyczasie jeszcze kilka razy Chłapow miał okazję konferować z oficerem dowodzącym oddziałem i w końcu się zdecydował. Lepszej metody na rozprawienie się z Patłanem nie znajdzie. Przy obiedzie po cichu przekazał oficerowi dowodzącemu informację o koordynatach masowych grobów w Piernikarni. Gdy ten je znajdzie i przekona się, że CHłapow mówił prawdę, będzie można porozmawiać o dalszych dowodach przeciwko byłemu przełożonemu.
Po kolejnych kilku godzinach jednak sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Chłapowa brutalnie poderwano z krzesła i wywleczono na zewnątrz, wykrzykując coś o zdrajcach i szpiegach. Ten był tak zaskoczony, że nawet nie stawiał oporu, usiłując z pokrzykiwań otaczających go oficeró i żołnierzy cokolwiek zrozumieć. W twarz rzucono mu dokumenty i zdjęcia, żądając rozpoznania ludzi, których widział pierwszy raz w życiu. To oczywiście w żaden sposób jego sytuacji nie poprawiło.
Tymczasem w pokoju sztabowym zaterkotał fax...
GRU
Agencja Wywiadu Wojskowego
Federacji Kebryjskiej
Ściśle Tajne!
Wyciek informacji przechwycony przez stację nasłuchową FKJ-00557 został ostatecznie potwierdzony przez naszych informatorów w Republice Astańskiej
Typ wydarzenia: wypadek
Typ samolotu: Mi-17P
Rejestracja: 101, Republika Astanii
Właściciel: Republika Astanii
Operator: Ministerstwo Obrony Republiki Astanii
Ki czort? Mruknął ktoś, czytając.
Fax zaczął wypluwać z siebie drugą stronę:
Raport komisji MAK potwierdza zestrzelenie cywilnego śmigłowca Mi-17P przez Sa-16 Gimlet /oznaczenie OTAN/, przenośny przeciwlotniczy zestaw rakietowy produkcji khebryjskiej, przeznaczony do zwalczania nisko lecących celów. Śmierć poniosło 7 deputowanych parlamentu astańskiego oraz 3 osoby personelu lotniczego.
Śledztwo i przeprowadzone badania DNA potwierdziły, że wśród lecących dyplomatów nie było na pokłądzie przewodniczącego partii Astania Razem, Dimitrieja Chłapowa. Badania DNA potwierdziły to ponad wszelką wątpliwość. Domniemane zwłoki Chłapowa okazały się być zwłokami jego asystenta, Siergieja Romanowa.
Dimitri Chłapow zniknął z życia publicznego. Po prostu "rozpłynął się w powietrzu". Podejrzewa się, że ukrywa się gdzieś na terenie zbuntowanej prowincji.
Rzut oka na trzecią stronę, zawierającą informacje o Chłapowie wystarczył, żeby żołnierz obsługujący fax pobladł. "Job twoju mat'" wyszeptał, po czym zerwał się z fotela i runął schodami w dół z nadzieją, że dotrze na miejsce, zanim będzie za późno.
Tyczasem Chłapowa przywiązano do słupa na dziedzińcu.
"Nie chcesz gadać, to pokażemy Ci jak się u nas traktuje zdrajców" usłyszał. Przez zakrwawione wargi usiłował zaprotestować, że przecież powiedział wszystko, ale nie dawało to żadnego skutku. Ostre szarpnięcie postawiło go pionowo na nogi. Dało się słyszeć krótką komendę. "Gatow" "Agoń!" Huk strzałów przeszył powietrze.
Przed oczami Chłapowa pojawiła się szyderczo wykrzywiona twarz Patłana szepcząca "to już naprawdę koniec", po czym zapadła ciemność.
Zdyszany żołnierz dobiegł na miejsce z plikiem papierów i zamarł. Po chwili pokazał je dowodzącemu oficerowi. Ten przejrzał je i bez słowa pokazał je swojemu koledze.
Ze zdjęcia dołączonego do dokumentów patrzyła na nich twarz zwisającego przy słupie martwego jeńca....