Podsumowań czas.
Najbardziej podobała mi się praca dowództwa (Latarnia) - oczywiście mogli więcej info z nasłuchu przeciwnika przekazywać do dowódców liniowych, przeciwnik i tak wiedział, że ich podsłuchujemy. Generalnie dobra robota, choć jedynego medevaka o którego prosiliśmy nie dostaliśmy.
Było ciężko z racji pogody, latających krwiopijców i chaszczy ala Kongo, drogi obstawiał ONZ a bezpośrednie ataki na obsadzone posterunki udawały się ze zmiennym szczęściem.
Mimo to udało się:
1. Porwać Medyka z wioski i dostarczyć do naszego HQ,
2. Zdobyć jeńca - choć go za chwilę odstrzelili,(udało się też odbić naszego jeńca).
3. Zdobyć (2 razy) i "spalić"(raz) wieżę obserwacyjną,
4. Zadać przeciwnikowi poważne straty - mimo iż miał przewagę liczebną.
5. Utrzymywać kontakt (prawie 100% czasu) z HQ i przekazywać komunikaty wg tabeli kodowej,
6. Zrywać kontakt w sposób zorganizowany, gdy przeciwnik miał przewagę liczebną, lub gdy wymagało tego zadanie,
7. Wysadzić parę transportów przeciwnika,
8. Wysadzić "rurociąg" i "zawory",
9. Utrzymywać kontakt z wioską, tak radiowy, jak i LARP-owy.
Pierwszy dzień - świetne dowodzenie Krzycha, efekt - dojście pod bazę przeciwnika, połączenie się z drugim oddziałem i "spalenie" wieży. Daleki patrol Ezechiela i Bolka, baaardzo głębokie rozpoznanie - i nie wykryte. Noc - wykonanie zadań dywersyjnych przez inne nasze oddziały. Dzień drugi - początkowo całkowita kontrola terenu - daleki patrol poranny, zdobycie wieży - wywieszenie flagi, wysadzenie pojazdu przeciwnika (Apacz), planowa ewakuacja po chwilowym zawieszeniu broni. Utrata jeńca, zdobycie jeńca - obrona twierdzy "old prison" - ciężkie straty przeciwnika (nasze też),... sam ubiłem w sumie 4 zanim poległem.
Impreza niezła, miejsce - mimo,że niewielkie to bardzo zróżnicowane i wymagające (dżungla akacjowo-chaszczowa). Niewielkie dystanse kompensowała trudność przedzierania się poza drogami.
Jest parę kwestii, które można by było dopracować.
1. Organizator obiecał mapy na plastiku - na obietnicach się skończyło.
2. Szkoda, że nie wiedzieliśmy również, że wieża nie powinna zostać ostrzelana - wtedy nie zajmowalibyśmy jej zmuszając ONZ do zwarcia szyków i ataku, który przypłacili stratami - i uwaleniem wieży farbą.
3. Trzeba by też opracować system oznaczania wozów "zniszczonych" np.załączone światła awaryjne itp.
Wtedy wiadomo, że załoga jest już KIA po 5 min od nieudzielenia pomocy. Ale te 5 min. auto powinno stać a nie wycofywać się do bazy. Po detonacji nie byłoby potrzeby ostrzeliwania auta bo w środku wszyscy mają ranę ciężką. Kierowca po powrocie do bazy powinien odzyskiwać sprawność bojową od razu (w tym samym czasie co auto), pozostali po ustalonym czasie 2h. Chodzi o to, aby auto jeździło jak najwięcej. Również przejmowanie pojazdów raczej nie powinno mieć miejsca. Warunki ewentualnego przejęcia: kierowca jest off-game i służy tylko jako "woźnica dyliżansu" bądź został wzięty do niewoli - a wóz nie został wysadzony na IED-ku lub umowną RPG.
Ale generalnie jak na taki projekt to i tak nie było źle. Powiedziałbym nawet że było wybornie, temperatura i komary iście afrykańskie, ONZ się wczuwał w rolę, tak samo i "ludność cywilna" - niezła mieszanka milsimu i larpa, dla każdego coś miłego. Nasza wesoła gromadka też miała swoje zadania, ale o nich już było. A oto jak się ONZ wczuł w rolę:
https://www.youtube.com/watch?v=I8-nWKMJaHQMoże inni się wypowiedzą gdzieś w innym miejscu bardziej krytycznie, moim zdaniem było OK. Dzięki wszystkim, którzy choć trochę przyczynili się do tego, że ten milsim/larp mógł mieć miejsce. Bawiłem się przednio i myślę, że nie tylko ja.
Pozdrawiam,
Flemming