przez Pmk » 2013-04-29, 12:10
Umbrella Corporation Special Task Force
Detachment 2
Oficjalnie znany jako:
Umbrella Security Service Unit 2
28 1337LT APR2013
- …du jeden, żebyś kurwa wiedział, że chciwość nie popłaca!! – darł się chyba po polsku ,,nasz cywil’’ do leżącego nieopodal mężczyzny.
Niewątpliwie nie przepadali za sobą.
Ciekawe ile zdrajca z Korporacji zrozumiał z tej dygresji – z tego co wiedziałem nie był Słowianinem.
W końcu dramatycznie ucięliśmy tą interesująco zapowiadającą się konwersację.
Dwie ładnie ulokowane serie wprawiły ciało naukowca w agonalne drgawki.
I już był po wszystkim.
W każdym razie Wojtek pamiętał co ustalaliśmy przed akcją - lub wykazał się po prostu zdrowym rozsądkiem - i grzecznie leżał przytulony do Matki Ziemi, podczas gdy my zajęliśmy się czyszczeniem pobliskich zarośli.
Feld był coraz bliżej, słychać go już było przez radio.
Trzeba było też sprawdzić co z Przemem – zrobił się coś cichy.
Musieliśmy uciszyć niedobitki obstawy.
Zdjęliśmy na początku jej dowódcę, w związku z tym reszta potyczki polegała na eliminowaniu walczących w zdezorganizowany, rozpaczliwy sposób żołnierzy obstawy.
Przeciwnik nie miał szans…
28 1139LT APR2013
- Szeeefieee, rooozwaalmy iiich!
Podnoszę wzrok na siedzących naprzeciw mnie Panów X i Y.
- Feld, idÂź i sprawdÂź dokładnie te krzaki dwadzieścia metrów za twoimi plecami.
Mamrocząc coś pod nosem, natarczywy pracownik Korporacji oddala się we wskazanym kierunku.
Jest z nim coraz gorzej, musimy się spieszyć.
A tymczasem…
X i Y, agenci wywiadu Korporacji Umbrella, uśmiechają się znacząco.
- Drobne problemy z personelem – wyjaśniam. – Co dalej?
Pana X znam z innego miejsca w innych czasach.
Ale był rozkaz o tym zapomnieć, więc…
Pana Y również znam.
Co prawda nosi teraz cywilne łaszki, ale wtedy był w mundurze US Army.
I występował jako Wojtec U.
Następnej nocy po akcji, jak to Polak z Polakiem, sporo wypiliśmy.
Rozkazu nie było, więc co nieco pamiętam.
A ową noc to raczej jak przez mgłę.
Tiaaa, choć o niektórych sprawach chciało by się zapomnieć…
Bez rozkazu.
- Kontynuując – zaczyna X. – Zdrajcą w Korporacji ukazał się zaginiony naukowiec. W związku z tym zmiana celu waszej misji.
Spogląda na Y.
Ten kiwa głową.
Z… wahaniem?
Hmm, coś tu więcej się rozgrywa.
Nie moja sprawa, lepiej się nie wtrącać.
- Macie go wyeliminować za wszelką cenę. Za dużo wie. O… różnych tematach.
Ożż, kurwa. A pięć minut temu skrwawiliby nas, byle by tylko chłopa wyciągnąć. A teraz...
- O 1400 w P11 planowane jest spotkanie Pana Y z Naukowcem. Wtedy go zdejmiecie.
Najsss.
- Co z dyskami? – pytam.
X odchrząkuje.
- Ochrona TOCa jest za silna. Obiekt na środku otwartego terenu. Nie podejdziecie. Poza tym jest was tylko czterech.
Podrapie się po policzku.
- Noo, dobra. Około 1400 kroi się atak połączonych sił FARC i Kartelu na TOC. Załatwicie temat na P11, to potem możecie spróbować.
Patrz mi prosto w oczy.
- Ale waszym priorytetem jest Naukowiec – mówi z naciskiem.
Odwraca wzrok.
– Teraz omówmy szczegóły…
28 1011LT APR2013
- Sierżancie, ale ja naprawdę muszę iść – Feld nie ustawał w wysiłkach.
Ale puścić członka grupy w trakcie misji, żeby załatwił coś na boku?
Hmm. prawie mnie przekonał.
Oczywiście jest jeszcze kwestia zdrajcy.
Taka możliwość oczywiście zawsze istnieje.
Ale Feld?
Znaliśmy się tyle czasu…
- Masz wyniki badań?
Sięga do kieszeni na tyłku.
Nie ma.
Do drugiej.
Nie ma.
Widzę panikę w lekko rozbieganych oczach.
- Kurwa, przecież wkładałem…
Obklepuje kieszenie jeszcze raz, i jeszcze raz…
- Dobra, mam – wzdycha z ulgą. – O tu jest napisane!
Podsuwa mi pod nos wymiętą kartkę papieru.
Fakt, dokument Korporacji.
- Szefie – jęczał. – Jak nie dostanę tego leku, to zdechnę. Już teraz mam zawroty i prawie nie widzę. W dom bym nie trafił, o człowieku nie wspominając.
Czytam, czytam… no cóż. Elementy układanki zaczynają się układać.
- Szefie, poustawiałem sobie wszystko – już spokojniej tłumaczy Feld. - Zorganizowałem kasę. Mam namiary na człowieka, który ma dostęp do eksperymentalnych leków. Zmówiłem się z nim na dziś.
Czytam… To dużo tłumaczy. Tia, drżące ręce, używki.
- Przecież dziś mieliśmy mieć wolne! - prawie krzyczy. – Nie moja wina, że ściągnęli nas w nocy z miasta i wysłali na akcję!
A to się chłop denerwuje. Hmm… wahania nastrojów
- Szefie, nosz kurwa mać! To nie moja wina, że Firma władowała mnie kiedyś w jakieś gówno, złapałem jakieś świństwo i teraz pozwala mi zdechnąć!
Czytam…
- Szefie – ścisza głos i szepcze drżącym głosem. – To co, mogę iść?
Patrzę na drżącą postać kamrata.
Tak, dziś on.
Jutro ja.
Dla Korporacji jesteśmy warci tyle co sprzęt jaki mamy przy sobie.
Minus amortyzacja.
- Oki – mówię. – Idziemy na S15. Potem na P4. Robimy swoje. A ty stamtąd będziesz już miał blisko.
28 1340LT APR2013
Dżungla ucichła.
Słychać było tylko oddalający się grzechot broni maszynowej, gdzieś daleko w gęstwinie.
W oddali, koło helikoptera członek komanda Korporacji strzelał do kogoś ukrytego głęboko w zaroślach.
Wojtek podniósł się z mokrej ziemi.
Nagle Korporacyjny przestał strzelać w krzaki i zaczął obracać się w jego stronę, lecz padł jak ścięty.
łomot broni automatycznej eksplodował gdzieś tuż za plecami Wojtka.
Zmartwiał.
Mają mnie.
I Składnik Z.
A tak dobrze szło...
Gdy rozległ się trzask pierwszego strzału, przypadł do ziemi zgodnie ustaleniami.
W przydrożnym rowie był chwilowo bezpieczny.
Górą szły pociski szarpiące roślinność.
A także miękkie ciała istot ludzkich, które znalazły się na ich drodze.
Komando Korporacji zlikwidowało Zdrajcę.
Zgodnie z planem.
A przy okazji także majora Santosa.
Taki mały bonus.
Wzięty w ogień z dwóch stron oddział rządowy nie miał szans. Po śmierci Santosa poszedł w rozsypkę. Załoga helikoptera po lądowaniu w, jak się wydawało, bezpiecznym miejscu zdążyła już wyłączyć silnik. I teraz w panice próbowała ponownie poderwać maszynę w powietrze. Za póÂźno. Po chwili komando zajęło się niedobitkami ochrony.
Super.
Zdrajca nie żyje, a Składnik dalej jest w naszych rękach.
Strzelanina przygasła.
Czas się stąd ewakuować.
- A ty co tu robisz?! – rozległ się krzyk za jego plecami.
Mają mnie.
Stał na poboczu drogi, wysmarowany błotem zalegającym dno rowu.
W głowie miał kompletną pustkę.
Powoli zaczął się odwracać.
Mijali go zdyszani, spoceni żołnierze.
W plecaku dalej miał Składnik Z…
Naprzeciw Wojtka stał wielki jak szafa, wściekły sierżant.
- życie ci niemiłe?
Wskazał lufą karabinu w stronę przeciwną do miejsca starcia.
- Wynoś się stąd!
Zdumiony agent wytrzeszczył na niego oczy.
- No i czego się gapisz! – ryknął żołnierz. - Spierdalaj stąd, ale już!!
Wojtek pokonał bezwład kończyn i ruszył we wskazanym kierunku.
Po chwili pędził jak szalony.
Za plecami słyszał tylko przeklinającego sierżanta.
- Pierdoleni wieśniacy!
Pmk
Balansujcie dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat!
J.Piłsudski