Poruszaliśmy się powoli i cicho w niewielkich odległościach od siebie.
Nie mogłem sprawdzać mapy z lataką bo byśmy wpadli dlatego tylko lekko podświetlałem kompas aby nie zgubić azymutu. Licząc parokroki wiedziałem doskonale gdzie się znajdujemy. Po przejściu 500m ktoś stanął na gałąÂź.Trzask a potem ostrzał z prawej strony. Chyba jeden albo dwóch partyzantów.Przyktyliśmy ich ogniem i odczekaliśmy chwilę. Chyba odeszli. Nasze straty jeden lekko ranny w rękę. Kontynuujemy misję.
Około 3.30 doszliśmy w miejsce na południowej stronie miejsca poszukiwać.
Rozłożyliśmy oddział w obronę okrężną i decydujemy czekać aż się rozjaśni aby zacząć.
Skontaktowałem się z HQ i informuję o sytuacji.
NA marginesie, fajne było to,że rozmawiałem z HQ po angielsku co dawało też fajny klimat.
HQ poinformowało nas,że nie ma czasu na czekanie - NAPRZĂD!
OK, doprowadziłem oddział do miejsca na najdalszym krańcu obszaru poszukiwać, rozłożyliśmy się w tyralierę i do przodu. Przeszliśmy tak cały obszar na którym miała znajdować się baza i nic???
Obszar nie był duży 100x100m.Nie mogliśmy jej przegapić!
DPbra podchodzimy w pobliże drogi i się zastanowimy co dalej.
Nagle zauważamy coś w odległość ponad 100m od nas.
To jest to, porozrzucane rzefczy, części skrzyń,szpule po kablach,itp.
Ale to miejsce jest ponad 100m od obszaru na którym mieliśmy szukać...
PO doświadczeniach z RAMSAR 09 n ie byłem zdziwiony
Zajęliśmy bazę.
Wietnamców nie było ale było pełno min.Na jedną wszedł Diakum. Była w okopie wykopanym chyba jeszcze przez Francuzów. Była godizna około 5.00. Do obozu zbliżył się patrol Vietkong. Zginęli. Potem inny patrol, który nas zauważył i uciekł. Czyli jiuż wiedzą o nas. Zacząłem sprawdzać bazę a chłopaki budować umocnienia. Zdeaktywowałem minę ale na koilejną wpadłem. Wezwano transport ale nie dojechał więc się wykrwawiłem.
Moje "kolejne życie" zaczęło się w bazie.Byłem nowym rekrutem, który właśnie przybył do Vietnamu. Dostałem rozkać dołączyć do ddziału broniącego dawnej francuskiej bazy.
Ale nie, stop.Vietkong podchodzi pod bazę US. Nie mogę iść.Zostałem przydzielony do obrony jednego z bunkrów. Czekamy. Dociera do na infoemacja,że baza francuska padła. Wietnamczyce zabili wszystkich. Czekamy na atak. Są.Najpierw zaczęli nawoływać przez megafon,żeby przyłączyć się Vietkong,że COCA COLA jest fe a hamburger zły.
A komunizm to szczęście.
NAstąpił atak.Z dwóch stron zbiegali ze zbocza Wietnamcy.Zajmowali bunkier po bunkrze. Używali świeć dymnych i granatów.Pojawiły się dwa wozy bojowe z KM na wieżach.Ja czekałem w swoim bunkrze o ostrzelowałem najbliższych Wietnamczyków.
Nagle zza wzgórza nadleciał helikopter i załącz ostrzeliwać Wietnamćów z broni pokładowej (M60).To zmeiniło bieg wydarzeń...
Padł rozkaż do ataku i pobiegłem na zdezorientowanych Wietnamczyków.
Zaczęliśmy ich eliminować jeden po drugim aż padli wszyscy.
Atak Vietkong zakończył się niepowodzeniem.
-----------------------------------------------------
MAx może opisać jeszcze sytuację podczas ataku na obóż francuski, mnie tam niestety nie było