Milsimowe przygody Feldgrau-a

tu rozmawiamy o interesujących książkach, artykułach, publikacjach

Postprzez Feldgrau » 2013-02-19, 13:02

Konradów – Kamienna
Kolejny milsim za nami – teraz na replikach asg . Kolejny raz zastanawiam się po co ja to robię . Facet po 40 stce gania po lesie i śpi w śpiworze na ziemi – zimno jak cholera a ja pilnuje jakiegoś drzewa lub wypatruję w nocy czy ktoś nie nadchodzi i na bazy nie rozwali . Jednak już w domu wykąpany z kawka w ręce stwierdzam że nie zamieniłbym tego hobby na żadne inne ( do następnego razu gdy znowu będę marznął gdzieś w okopie ). Na ten milsim w Kotlinie Kłodzkiej jechałem jakiś zły coś mi nie pasowało , coś mnie wkurwiało – pomijając Bolka z którym jechałem moim samurajem – on wkurwia mnie zawsze wiec się przyzwyczaiłem – taka moja karma już . Skazany jestem na niego do końca milsima na świecie ale że mógłby być moim synem a dzieciom wiele się wybacza wiec przywykłem .
Zadania nasze – moje i Bolka są całkiem proste ale jest nas tylko dwóch a czasu mało więc może być trudno – Dojechać na miejsce – wyszukać odpowiednie miejsce na bazę , zbudować i przygotować do obrony . Pozostała ekipa dojedzie póÂźniej gdy już będzie ciemno więc musimy przygotować wszystko na przywitanie naszej armii . My jesteśmy „Serbami „ w milsimie bierze udział jeszcze „Chorwaci” , USA , ONZ „Polacy” i ktoś tam jeszcze – z rozkazów wiemy że musimy obronić naszą bazę – kupić broń od Polaków , wytłuc Chorwatów , nie przyznać się że wytłukliśmy Bośniaków i jak się da to porwać Amerykanina i uprzykrzać im życie – całkiem sporo jak na grupę 13 ludzi zgrupowanych w 3 oddziałach które się nie znają i z sobą jeszcze nie grały . nasz oddział to ( LOK Milsim ) Kufel – Bolek , PMK , ja i z 8KPG –Edi , koledzy z Częstochowy w sile 3 osób nazwani przez nas „młode wilki” oraz 5 kolegów z Lubuskiego określeni prze nas „grupa Dżygita” . Kufel miał dowodzić całą „armia Serbów” trochę mi to nie pasowało bo jednak dowodzenie dużą grupą odbiło nam się niezdrową czkawką no ale wypada poprawiać błędy zwłaszcza własne – wiec spróbowaliśmy jeszcze raz .
Jesteśmy z Bolkiem na miejscu trochę póÂźno bo jeszcze odbieraliśmy po drodze replikę dla Bolka a ja urwałem tłumik tak więc na miejsce zajechaliśmy z fasonem i hukiem , przy dróżce dojazdowej pod Górzyce znaleÂźliśmy ciekawe ruiny starego domostwa wiec w nich zaparkowałem samuraja i wylądowaliśmy swój szpej i mięliśmy go zanieść na samą górę i tam zbudować obóz . Zadanie okazało się ponad nasze siły ledwo przebrnęliśmy przez łączkę która okazała się bagniskiem i wyleÂźliśmy trochę pod górę (stroma) już w moim lewym oku zaświeciła się kontrolka „rezerwa” a Bolek wyglądał jakby właśnie przechodził rozległy zawał . Pizneliśmy szpej pod drzewko i już na luzie wytargaliśmy się na szczyt Górzycy w poszukiwaniu miejsca na bazę . znaleÂźliśmy jedno ciekawe , ja byłem jednak przeciwny chciałem rozbić obóz u podnóża Górzycy bo tam też był ciekawy punkt . (moja wersja wygrała ) i na dole zajęliśmy się budową bazy . Wersja dla dowództwa –„ baza jest u podnóża góry bo dobre miejsce do obrony i obserwacji terenu – u podejścia jest bagnisty teren , od góry strome zejście i masa gałęzi i liści powiadomi nas o intruzie stamtąd poniżej dobry punkt widokowy na przełęcz i drogę , no i grupa nasza idąca po ciemku z własnym szpejem na górę będzie miała ciężki marsz i trudne podejście „
Wersja prawdziwa „ nie chciało mi się dymać ze szpejem teraz i podczas gry kilkakrotnie pod stromy szczyt i tu miałem wgląd na auto no i faktycznie łatwiej się bronić „
Bazę przygotowaliśmy szybko – jeden namiot , stanowiska pod dwa kolejne poniżej w zagajniczku miejsce dla kolejnej ekipy z bibikowerami wszystko otoczone drągami , gałęziami i listowiem .
PóÂźnym wieczorem dostaliśmy info że ekipa już jest , idziemy po nich na dół do wioski , Kufel obładowany plecakami jak Rosjanka na targu torbami – zabrał tyle szpeju że spokojnie mógłby umundurować i uzbroić 3 ludzi , młode wilki też załadowani tobołami po drodze z lasku wyłonił się zamaskowany PMK i Edi , przejmujemy od chłopaków troszkę szpeju i już po 500 metrach wiem że mój wybór miejsca na bazę był słuszny . droga do bazy była dość uciążliwa , w bazie ciemno wiec każdy szybciutko zabrał się do rozkładania swoich klamotów i przygotowań do gry – my z Bolkiem na wartę .
Po jakimś czasie na posterunek przyszło 2 z „młodych wilków „ ja idę do bazy na odprawę , zajrzałem do namiotu i szlag mnie trafił Kufel nasz kommandir wyładował cały swój szpej by przygotować nas do gry i zadań i właściwie w tym rozgardiaszu między mapami , kulkami , radiostacjami , Rfkami , 20 magazynkami , żarciem tylko on jeden się orientował i do namiotu mógł zmieścić się tylko mój duży palec u nogi – zrezygnowałem z wejścia wziąłem żarcie i idę na odprawę . Była burzliwa ale owocna – założenia taktyczne na kolejny dzień – Ja , PMK , Bolek – pilnujemy i bronimy bazę , Edi i „młode wilki” oraz Kufel z pieniędzmi idą na spotkanie i spróbują kupić broń od Polaków , grupa Dżygita ( jeszcze nie dotarła) wyruszy samodzielnie na pilnowanie magazynu broni w żabnicy i spróbują wyciąć Chorwatów jak ich znajdą . Ustalone choć trudno było bo Kufla ciężko przekonać , Edi delikatnie tylko proponował swoje pomysły ( nie chciał pewnie by ktoś pomyślał że się rządzi) PMK głosem rozsądku przemawiał ale rzadko , przez cała grę milczał jak ponury żniwiarz i tylko wykonywał rozkazy Od 1:30 do 4 miała być moja warta , chłopaki musza odpocząć bo od rana wychodzą w teren – wyłażę z namiotu o 1:20 , budzę Bolka – po bazie kreci się Kufel – dalej walczy ze szpejem , ustawia radyjka , przygotowuje mapy , częstotliwości – próbuje skontaktować się z Dżygitem który jeszcze nie dotarł . Ubieram się na cebule ( wszystko co mam – na siebie ) biorę piersiówkę , remingtona i idę na wartę – Po chwili przyłazi i Bolek – Aż do rana wokół obozu ktoś łaził , obok droga najpierw oddział 5 osób – potem 3 osoby weszły w las naprzeciwko naszej bazy – my cały czas w pogotowiu ,w naszym obozie około 4 tej alarm , wszyscy – ci co mieli wyjść na zadania i pozostali w pełnej gotowości na swoich stanowiskach . wiemy że grupa Polaków miała za zadanie penetrować teren – mięliśmy z nimi ustalone hasło by jednak nas nie ostrzelali – może uda się nawiązać kontakt handlowy i kupić broń wiec teraz nie będziemy do siebie strzelać , ale kto to łazi – amerykanie ,może Chorwaci – na nasze hasło nie odpowiedzieli . zostawiam Bolka na posterunku idę do bazy , Kufel jest w kontakcie z Dżygitem to oni są po drugiej stronie drogi w lesie . kufel chce atakować tych poniżej naszej bazy , ja jestem zdania że grupa która ma wyjść kupić bron powinna już wychodzić póki ciemno . Kufel ma parcie na walkę na siłę chce atakować – chce ich wziąć w dwa ognie uparł się by wykorzystać jego reflektory i ich zaskoczyć – ja nie daję się przekonać upieram się . Kufel swoje – ja swoje . Kufel dowodzi więc powinno być tak jak on powie ja jednak uważam że główne zadania są ważniejsze obawiam się że stracimy za dużo ludzi . Nie dociera to do kufla chyba przez to że jest ciemno i zamiast żółtej tabletki wziął zielona ( nie mogę znaleÂźć innego wytłumaczenia ) Edi się nie wtrąca nie chce się pewnie kłócić – wreszcie do pomocy biorę PMK i udaje nam się przekonać Kufla ( ja jestem dopiero 4 w hierarchii dowodzenia ) . Ekipy wyszły w teren , już prawie 7:30 mieli wyjść o 5 tej . PMK znowu milczy , wbił się w swoje maskowanie i poszedł na posterunek na dole – zadecydowałem że idę z nim wezmę śpiwór i tam się zdrzemnę – Bolek poszedł spać do namiotu . Niestety nici ze spania – koło bazy ruch – zrywam się i gnam tam – musimy mieć posterunek nasłuchowy w górze bazy – okazuje się że to 3 duże łanie buszują przy naszej bazie . Wyszedłem powyżej bazy i tam zamaskowany powalonym drzewem rozkładam śpiwór i nasłuchuje ,jednocześnie śpię . W słuchawce mam cały czas audycje naszych jak podchodzą do wioski na kontakt do handlarzy broną – Dżygici gdzieś z boku mają naszych osłaniać , Edi z młodymi wilkami podchodzą po wioskę , jakieś zamieszanie – chyba nie dogadują się co do ceny lub chodzi i oficera – słucham tego lekko przez sen a i odległość spora i fale się gubią . Robi się wreszcie cieplej – wstaję idę do bazy rozbieram się z tych wszystkich ciuchów zostaje tylko w mundurze , robię kawę i coś do jedzenia – wstaje Bolek idzie na posterunek nasłuchowy . Ja idę do PMK , zamaskował się sam wygląda jak mały krzak nie widać go wcale . Słychać przez radio że nasi wracają , ale maja jakieś problemy – była jakąś walka , chyba są jednak jakieś straty . Po drugiej stronie drogi w lasku słychać łamanie gałęzi to chyba dwaj dżygici którzy zostali tam buszują ale nie mamy z nimi kontaktu przez radio . Ja ruszam do naszych od strony bazy , będę ich ubezpieczał lub pomogę tachać broń jeśli ja kupili . wyszedłem spory kawałek ale nie ma ich przez radio słyszę Eddiego są jakieś problemy . wracam do bazy , tam słyszę że jednak nadchodzą już Dżygici , idę ponownie – to raptem 300 metrów od bazy ale jednak marsz wyczerpuje ( potem okazuje się że od 5 rano jest tam pełno angoli nie wiem jak przelazłem koło nich i mnie nie widzieli ani innych naszych , nie wiedzieli nawet że w pobliżu jest nasza baza , zostali tu bo zaobserwowali po tej stronie spory ruch co ich trochę zdziwiło ale jednak sporo tu ustrzelili ). Widzę w oddali 3 ludzi przebiegają skokami na druga stronę drogi do lasu naprzeciw naszego – to chyba Dżygici – na radyjku mnie jednak nie słyszą mimo że są blisko jednak nie strzelam mam przeczucie że to nasi )Wracam do bazy jest już Kufel po drugiej stronie tez już są Dżygici . Od Kufla dowiaduję się że do transakcji nie doszło , Polacy chcieli nas wystawić , kogoś nawet ostrzelali – oczekujemy na młode wilki i Ediego , Kufel zasypia na stojąco . Naszych długo nie ma – okazuje się że Edi zginał – młode wilki podchodzą do obozu ale długo – są ostrożni jednak sporo dziś przeżyli . Decyduję że ja , Bolek i PMK wychodzimy w teren teraz i do 16 tej spróbujemy cos ugrać – może zdobędziemy jeńca , może uda się nam znaleÂźć Chorwatów i kilku zlikwidować . Dżygici , Kufel oraz młode wilki do 16 tej odpoczywają i pilnują bazy od 16 tej oni w dwóch oddziałkach wychodzą w teren i spróbują wyciąć resztę Chorwatów , może zdobędą też i magazyn broni . od 20 tej robimy obronę bazy . Mój plan przeszedł – lekko zmodyfikowany prze dziwnie milczącego PMK . wychodzimy z bazy ja prowadzę moimi ścieżkami – po 400 metrach mamy kontakt – ja widzę jednego , Bolek chyba dwóch . zalegamy może to nasze młode wilki . według zielonej taktyki powinniśmy się wycofać – obejść ich jednak nie rozpoznany jest ten kontakt – ale ja mam parcie na walkę , nikt nie oponuję wiec do przodu . Krzyczymy hasło jednak to nie młode wilki grad kulek nas zasypuje , padam zasłonięty przez dwa drzewa kulki rozbijają się w około dużo tego przede mną same automaty ja mam remintona – strzelam ale marnie wyglądają moje pojedyncze strzały w śród tych serii . Z boku Bolek wali seriami – dostałem czuje mocny ból dostałem w twarz w zęby boli i to bardzo , wiem że gdyby ktoś strzelał bliżej straciłbym zęba – warga napuchnięta wiem jedno nigdy więcej na asg bez stalkera ) Bolek dostał w czoło ma lekkie rozcięcie . po chwili „ginie” i PMK . okazuje się że ja i Bolek trafiamy do niewoli według ich zasad pojedyncze trafienie to rana i mogą nas uleczyć –więc litościwie angol z SAS zakłada mi opatrunek . Przeszukują nas dość dokładnie , zabierają mapy , rozładowują „broń” nie mogą wykorzystać naszej amunicji nie ten kaliber ( nie ten sam typ replik )oddają pustą ” broń” rannego prowadzą mnie w tył tam już Bolek i .... Edi a wiec też trafił do niewoli . Podobają mi się słowa Ediego „ myślałem że przyszliście mnie odbić ale atak 3 na kilkunastu ? byłem z was dumny „ Zabrzmiało to jak „ nadaję ci medal Virtutti ... „ nawet pysk przestał mnie boleć z wrażenia . Dalej nie było już kolorowo – jesteśmy jeńcami zostaniemy przesłuchani ( musimy mówić prawdę a jako Serbowie mamy sporo na sumieniu ) i potem idziemy z nimi będziemy z nimi łazili jako jeńcy cały dzień i noc bo nie mogą nas „zabić” ponieważ konwencja genewska im nie pozwala – no pięknie – mam wodę mam 3 batony ale tylko lekki mundur bez kurtki jak nockę przetrzymam . Angole się naradzają i wreszcie ..... litościwie nas „zabijają” dla nas gra już skończona . Wracamy do bazy tam nie możemy nic powiedzieć prócz tego że „nie żyjemy” . Pakujemy się i zbieramy do domu – Dżygici i młode wilki dostają rozkazy od Kufla na resztę działań i zwijają swoja bazę nie chcą tu zostać za „gorący teren”
" Zabij ich wszystkich a Bóg weźmie do siebie niewinnych "
Avatar użytkownika
Feldgrau
moderator
 
Posty: 6610
Dołączył(a): 2009-10-29, 20:23
Lokalizacja: Jaworzno

Re: Milsimowe przygody Feldgrau-a

Postprzez Pmk » 2013-02-19, 14:43

Feldgrau napisał(a):Wszystkie przygody są prawdziwe , kilka z nich ma fabułę lekko podkolryzowaną , inne spisane są "jak leci" ...

Ha, ha, ha!!
Oj, to się ubawiłem.
Feld,
Baron MĂźnchhausen to przy Tobie pikuś.
Pan Pikuś.

:P

Pmk

PS. Oczywiście żartowałem.
Powyższy komentarz był żartem i nie oddawał mojej rzeczywistej opinii nt tfur... (pszeprarzam, world mi się zacioł), twórczości Felda.
Oczywiście, wszystko o czym pisał Feld to najprawdziwsza prawda.
Spisana świeżym, bogatym językiem.
O czym wielu może zaświadczyć.
Balansujcie dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat!
J.Piłsudski
Avatar użytkownika
Pmk
moderator
 
Posty: 1427
Dołączył(a): 2008-03-14, 21:55
Lokalizacja: Tychy

Postprzez Feldgrau » 2013-03-07, 11:09

02-03.03.2013 Kurs Ratownictwa Bojowego

Na Kurs Ratownictwa Bojowego z LOK MILSIM pojechaliśmy we trzech, Bolek, Kufel i ja.

W Poznaniu wylądowaliśmy na 30 minut przed czasem, zaparkowaliśmy Bolka „pudełko”, cały szpej został w aucie my wzięliśmy tylko nasze plecaki taktyczne i udaliśmy się do muzeum archeologicznego gdzie była wynajęta aula. Przybyli wszyscy kursanci, na początek zapisy, wpłaty, lokowanie się na sali i "obcinanie”, z kim mamy do czynienia. 28 osób, w tym kilka kobiet, umundurowanie różne lub jego brak, właściwie sama młodzież, trudno określić tak naprawdę, co to za ekipa. Potem okazało się, iż nasza trójca to jedyni milsimowcy, (choć mogę się mylić, bo nie z każdym rozmawialiśmy) większość kursantów to adepci sztuk walki (kravmagi, kick boxingu i innych) kilka osób związanych z ASG i kilku ratowników medycznych lub osoby związane z medycyną.

Na początek instruktor przedstawił siebie innych instruktorów, plan zajęć oraz poinformował nas, iż szkolenie będzie w formie zajęć wojskowych zakończone egzaminem. Na całe 24 godziny przysługuje nam 3 godziny snu z tym, że za każde uchybienie z naszej strony będą nam odbierane minuty z czasu na sen, i by nie być gołosłownym na początku obciął nam 10 minut, bo jeden z kursantów przyszedł minutę po czasie. Po przerwie do sali po czasie przyszedł i Kufel i kolejne 15 minut snu poszło w pizdu.

Cóż cześć teoretyczna była bardzo ciekawa, ale raczej standardowa, omówienie kilku technik, pokazanie kilku filmów instruktażowych, osprzętu medycznego, potem pojawił się jeden ze sponsorów i zareklamował swój sprzęt – rutynowo i nudno, (choć wykład ciekawy). Następnie instruktor podzielił nas na 3 zespoły (nasza 3 plus 4 innych kolegów to zespół numer 3).
Druga cześć wykładu już z teorii przeszła do praktyki (jeszcze cichutko, jeszcze czyściutko, na razie fantomy, rureczki, no w jednej ze stacji, co prawda uczyliśmy się na sobie wkłucia dożylnego, ale to jeszcze w miarę normalne i standardowo. Pokazano nam uzbrojonego po zęby operatora (dla nas nic nowego) i pokazano techniki jego rozbrajania, (gdy już leżał ranny i nie przytomny). Ooo to już ciekawe, jak zdemontować kamizelkę taktyczną, pas, co zrobić z kamizelką kuloodporną, jak sprawdzić oddech, oczyścić czy zabezpieczyć rany i inne podobne.

Instruktor podał nam 9 literowca - dla nas to nic nowego przecież go znamy (oj zemściło się to na nas zwłaszcza na mnie), techniki liczenia jedną ręka, pokazywania znaków patrolowych, przywoływania śmigła czy technik oznaczania pomieszczeń. Co prawda instruktor powiedział, że nie interesuje go, kto jak robi w swoim otoczeniu. Tu uczą standaryzacji zachowań i znaków i mamy to znać na pamięć (pomyślałem, że gość przesadza i przewiozłem się na tym srogo). Około 14 koniec teorii i zabawy na fantomach. O 15.30 mamy stawić się na terenie byłej jednostki wojskowej.

Zbieramy się – na miejsce dojeżdżamy na 30 minut przed czasem, pojawiają się i inni – kilka rozwalonych budynków (takie rozbudowane Mierzęcice) przebieramy się na bojowo (ja wbiłem się we flectarn, co potem kazało się doskonałym pomysłem, bo nie wiem czy Bolek doczyścił swój wz93 po tym szkoleniu).

Instruktor przedstawił nam zakres szkolenia terenowego (medyczne, taktyczne, posługiwanie się bronią itp.) znowu zabrał trochę minut z naszego czasu na sen (zostały nam niecałe 2 godziny). Szkolenie było raczej systemem unitarnym i kapralski – facet darł ryja na wszystko i na wszystkich, zabierał czas na sen, jechał równo po kursantach płci męskiej i żeńskiej był trochę irytujący, ale za to bardzo skuteczny.

Czy można nauczyć technik CQB, ratowniczych i posługiwania się bronią krótka i długą ludzi związanych w 3 grupy, ludzi, którzy znają się trochę od kilku godzin (cześć po raz pierwszy miała broń w rekach), nie wiem czy można, ale ten instruktor tego dokonał? Jego wrzaski i kapralskie podejście zdały egzamin. Ja byłem tam najstarszy, ale jebał mnie na równi z innymi, potem tylko do wrzasków na mnie dodawał „Pan”. Trochę dziwnie brzmiały jego słowa, gdy leżałem na korytarzu i szarpałem się ze stazą taktyczną, której nie potrafiłem założyć na rozwaloną nogę, gdy inne ekipy czekały na możliwość kolejnego szturmu na pomieszczenie. „Qrwa może Pan szybciej tą stazę założy”, „Ile będzie się Pan pierdolił z kawałkiem taśmy?”.

Choć równie dziwnie brzmiał jego standardowy zwrot do młodej damy, która dużym młotem miała rozwalić drzwi by jej ekipa mogła wpaść do pomieszczenia „ No ruszaj tymi rączkami, nigdy konia nie waliłaś?” W ten oto sposób wymuszał na nas jeszcze większy wysiłek i poprawne wykonanie jego poleceń. Sposób nad wyraz skuteczny.

Na razie jeszcze było OK. Nasza grupa udała się do jednego z pomieszczeń. Tam na stole leżały płuca (świńskie) podpięte do rurek i pompowane w nie było powietrze. Tak oto instruktor pokazał nam jak pracują sprawne, potem przekłuł je nożem i zademonstrował jak wygląda i „działa” zapadnięte płuco. Na 5 litrowej butelce czerwonego płynu, pokazał jak szybko człowiek ranny pozbywa się krwi, potem trochę ćwiczeń na fantomie i udajemy się do kolejnego pomieszczenia.

Tam instruktor uczył poruszania się z bronią krótką i długą (dla nas nic nowego). Wreszcie zebrali nas w budynku piętrowym i tam zaczął się wycisk. Właściwie snu zostało nam 50 minut. Rozpoczęliśmy naukę poruszania się grupy korytarzem, potem zajmowania pomieszczenia, zajmowania kolejnych pomieszczeń, zajmowania pomieszczeń po obu stronach korytarzy, zdobywanie pomieszczenia zamkniętego (rozwalenie drzwi młotem), dobywanie pietra, poruszanie się grupy z tarczą balistyczną, zdobywanie pomieszczenia przy użyciu silnej pirotechniki, zajmowania pomieszczenia gdzie jest ranny, udzielanie mu pomocy w pierwszej, drugiej i trzeciej strefie i tak do skutku aż wszystko było robione, co najmniej dobrze.

Każda osoba w grupie musiała po kolei przejść wszystkie funkcje w grupie od dowódcy, medyka, noszowego po straż tylną czy RTO. Ranni to nie fantomy - to zawsze był któryś z nas, ucharakteryzowany odpowiednio, umazany krwią czy „udekorowany” flakami w odpowiednim miejscu. Gdy już wykonywaliśmy dobrze pewne elementy to instruktorzy dokładali coś „extra”. Gdy zrobiło się już ciemno w pomieszczeniach pojawiło się światło z halogenów (w ferworze walki jeden z nich Kufel rozwalił z buta i nawet tego nie zauważył).
Zdobywanie pomieszczeń szło nam dobrze nawet instruktor nas pochwalił - po chwili potrafił opierdolić za nieuwagę „qrwa sprzętu na sobie za kilka tysięcy, a nie potrafi porządnie opuścić pomieszczenia” to do któregoś z nas przy wychodzeniu z pokoju.

Przerwa. Zafundowali nam gorąca herbatę i trochę wolnego czasu – robimy racje francuskie (Kufel chyba nawet w takich warunkach opchnął komuś trochę szpeju). Jestem cały uwalany gruzem, kurzem i wszystkim, co walało się po budynku, ostre framugi nieco naruszyły moje rękawy mój plecak uwalany jak nie wiem, co, jestem już mocno zmęczony.

Koniec przerwy idziemy działać dalej, czas na nasze pierwsze zadanie bojowe. Mamy zająć pomieszczenie, zdiagnozować rannego (zabrali na pozoranta naszego kolegę ~190cm wzrostu i ponad 100 kg) i wyprowadzić go do drugiej strefy. Kufel dowodzi, Bolek jest medykiem ja dostałem nosze (brezentowe z pasami). Bolek sprawdza apteczkę, wkłada rękawiczki gumowe, na to swoje taktyczne (jak uczyli na szkoleniu T3C we Wrocławiu).
Ustawiamy się na korytarzu, ciasno, bo obok druga grupa szturmuje pokoje po drugiej stronie, a kolejna próbuje zdobyć piętro (my już mamy to za sobą) Na razie wszystko OK., podbiegamy. Ustawka po obu stronach drzwi, znak Kufla – wpadamy, zajmujemy pomieszczenie, na środku leży ranny, nieprzytomny, dwa postrzały płuc, krwawi.

Po zabezpieczeniu pomieszczenia Bolek podchodzi do rannego, klęka – instruktor krzyczy by się pospieszył, pyta, co stwierdził (nawet nie chodzi o to, że Bolek coś Âźle robi, ale chce go wyprowadzić z równowagi). Bolek szarpie się z apteczką, instruktor się drze, że ranny coraz bardziej krwawi (polewa go czerwoną juchą z butelki). Bolek szarpie się z rękawiczkami, coś mu się zablokowało – czas ucieka instruktor coraz głośniej drze ryja na Bolka, w końcu oblewa go krwią z tryskającej rany, krew cieknie mu po kasku, twarzy, mundurze. Wreszcie Bolek sypie hemostatyk, zakłada opatrunek, sprawdza rannego – czy oddycha, szuka innych ran, przy okazji klęka mu kolanem na jajach(!), wreszcie karze mi rozłożyć nosze – rozwijam, przenosimy rannego, spinam pasy, ale ręce mi się trzęsą, kałach przeszkadza, wreszcie związuje pasy nie pierniczę się z klamrami, dÂźwigamy rannego, osłona wypada przez drzwi - my za nimi, ciężko jak diabli na dodatek nie mieścimy się w drzwiach z noszami. Ktoś litościwie trzyma rannego za głowę, bo byśmy ja zdeptali, wreszcie druga strefa, padamy na ryj. Wychodzi instruktor, omawia naszą sytuację.

Chwila na oddech i już stoimy pod ścianą gotowi na szturmowanie pomieszczeń (i tak bez końca). Teraz oznaczamy zdobyte pomieszczenia światłem, w kolejnej edycji zbieramy czerwone (po poprzedniej grupie), a zostawiamy zielone, potem gnamy na Pietro tam kolejne korytarze. Gdy złazimy na dół widzimy grupę pierwszą szykującą się do zadania z rannym, ale tym razem w całym budynku słychać ryk muzyki - to leci Rammstein. Chłopaki wpadają do pomieszczenia, my robimy dalej CQB.

Teraz nasza kolej na akcje z rannym. Ja zostaje dowódcą, Kufel to medyk, Bolek skąpany w krwi na razie ma dosyć, więc będzie w osłonie nasz wysoki kolega zostaje noszowym (okazuje się, że to ratownik PCK – na egzaminie jego profesjonalizm dupę nam uratował). Ustawiam chłopaków w szyk, dostajemy sygnał – wpadamy do pomieszczenia, standardowa procedura, obrona okrężna, tyle, że jest ogromy harmider, muzyka zagłusza wszystko, dziewczyna stoi w oknie i wrzeszczy na całe gardło, ranny leży ma oberwana rękę, Kufel klęka przy rannym i zaczyna działać ja biegam od jednego do drugiego i rekami pokazuje, jakie sektory mają zająć, kto ma pomóc medykowi, kto rozkłada nosze. Kufel szybko się uwinął, niby wszystko ok, ranny już na noszach, wypadamy na korytarz to już druga strefa, nasz RTO podaje 9 literowcem dane dla MEDEVAC, niby OK ale okazuje się, że popełniliśmy błąd. Nie zabraliśmy oderwanej dłoni, więc kolejna „zjebka”.

Przerwa na posiłek, dostajemy kiełbasę do usmażenia przy ognisku i gorącą herbatę. Jestem tak padnięty, że olewam ognisko i kiełbasę kładę się na trawie i drzemię. Potem taki brudny wskakuję do Bolkowego auta, byle te 20 minut się ogrzać i zdrzemnąć.

Koniec przerwy, jest godzina 00:00, znowu żmudne zdobywanie pomieszczeń i szykowanie się do akcji z rannym, ale tu światełko w tunelu. Instruktor obiecał sen od 4 do 7 jak wszystko zrobimy dobrze. No to zdobywamy pomieszczenie po pomieszczeniu, młot w dłoniach ciąży, schody na pietro coraz dłuższe, obijamy się o ściany, ale tu już powoli wkrada się rutyna lub zdobyte doświadczenie, pomieszczenia zdobywamy na migi, jak ktoś się pomyli i nie zajmie miejsca w szyku natychmiast wskakuje kolejny. Jak przy wyjściu z pomieszczenia dowódca wyląduje w środku to automatycznie pierwszy z szyku prowadzi dalej - jesteśmy coraz bardziej zgrani. Widać już efekty wychowawcze Naszego instruktora, kilku nieznanych osobników działa jak jeden organizm.

Teraz my szykujemy się do akcji z rannym, ale tu kolejna niespodzianka ma być dwóch rannych, pozoranci to ja i Bolek. Idziemy do pokoju mamy zdjąć mundury i wbić się w ciuchy, które przynieśliśmy do pozoracji, ale zimno niemiłosiernie. No, ale obietnica snu przełamuje obawy i już rozbieram się przy instruktorkach i dziewczynach z kamerami i aparatami. Kładę się na ziemi, a jedna z dziewczyn charakteryzuje mnie – mam postrzał obu nóg, rozrywa mi spodnie przykleja do mnie jakieś świńskie ścierwo, oblewa krwią, teraz Bolek – on ma rany tułowia chyba dostał w nery i rękę. Ja jestem przytomny mam krzyczeć.

Nasi wpadają do pomieszczenia ja drę ryja, rzucam się po podłodze, medyk przyklęka próbuje mnie uspokoić, ale ja mam tylko nogi wiec idzie do Bolka a sanitariusz uciska mi rany. Medyk zostawia karabin blisko mnie i tyłem do mnie opatruje Bolka widzę, że instruktor patrzy na to i krzywi się i mówi coś do drugiego instruktora, łapie wiec za klamkę w tym momencie sanitariusz wyrywa mi kałacha i odkłada za swoje zgięte kolana (tak uczyli nas rano) sytuacja opanowana wiec chyba opierdolu nie będzie. Ale i tak instruktor drze ryja po medyku, że za wolno się rusza, dowódca posyła kolejnego żołnierza do pomocy, nosze z Bolkiem wyfrunęły na korytarz, ale co zrobić z moim truchłem? Chłopaki zdejmują pas i obwiązują mi nogi – będą mnie tak transportować – tu wpadka kolega chciał mi obie nogi owinąć izraelskim opatrunkiem i dostał zjebkę, bo uwalił cały opatrunek brudem z podłogi, gdy podkładał mi po nogi – błąd. Instruktor pokazuje jak maja mnie wynieść, w 3 bo tylu naszych zostało, wynoszą, uff nawet poszło nie najgorzej.

Dostajemy zgodę na sen po 3 minutach już jestem nieprzytomny. W Bolka samochodzie nawet śpiwora nie wyjmuje – padam na pysk.

Budzik w telefonie dzwoni o 6.40, wychodzę i szukam Kufla. Znalazłem go w jednym z budynków, bo usłyszałem chrapanie, wbił się w namiot i śpiwór. O 7 już stoimy na zbiórce do 11 mamy ćwiczyć dalej potem egzamin najpierw indywidualny potem grupowy, kto nie zda jedzie do domu.

Najpierw przepytywanie z 9 literowca i znaków niewerbalnych do komunikacji ze śmigłem, i tu wpadka. Cześć z nas się tego nie nauczyła, instruktor szaleje, krzyczy po nas, ale nie odpuszcza. Pyta każdego z nas na wyrywki do skutku, dotąd aż każdy wszystko wykuje na pamięć. Kilku z nas ma z tym problem, ja i jeden z kolegów dość spory. Wygania nas do pomieszczenia obok i daje 3 minuty na nauczenie się, jak nie to do domu. Mam dość! Mogę iść do domu, ale wstyd przed kolegami, więc wkuwam. Przychodzi instruktor, pyta – ja zaliczam kolega obok ma z tym problem, ale i on po chwili ma to z głowy.

Teraz ćwiczymy z tarczą balistyczną oraz wysadzanie drzwi – idzie nam bardzo dobrze, akcja z rannym też poszła ok włącznie z wyniesieniem go na zewnątrz budynku. Za chwile egzaminy, instruktorzy szykują markery paintballowe, a więc będzie ostrzał realny. Pierwsi z nas już poszli, egzamin jest na piętrze, słychać wybuchy i strzały. Po kilku kolegach reszta ma wchodzić po 2-3 osoby (by było szybciej), a więc LOK MILSIM będzie egzaminowany razem. Tu przydadzą się nasze kaski i hełmy, które zresztą już wcześniej wpadły innym w oko.

Nasza kolej – kaski na głowie, gogle na twarzy, broń w dłoni – zdobywamy piętro. Na górze instruktor siedzi sobie z markerem na klatce, drugi ukryty w innym pomieszczeniu, kolejny nas informuje: Ty głowa, Ty ręka, a Ty noga (dostaliśmy przydział, kto co ma opatrywać). Ja dostałem nogę, ręka była dla Bolka, a Kufel miał zająć się głową, wszystko na czas.

Wpadamy do pomieszczenia i już pierwsza seria kładzie nas na ziemi, a wiec ratujemy w pozycji leżąc, ranny leży na kupie gruzu. Złapałem za ranną nogę i uciskam, Bolek otwiera apteczkę w pozycji półsiedząc i dostaje serie w kask, krzyczę by podał mi hemostatyk – podaje. Instruktor pyta, co będę robił - tłumaczę między seriami (jedną oberwałem w dupę, drugą w kask), że ranny ma przestrzeloną nogę i wprowadzę hemostatyk (CELOX A) do rany potem założę opatrunek i będę uciskał przez 3 minuty. Bolek założył stazę na rękę i też sypie hemostatyk, Kufel ma najwięcej roboty gościowi wypłynęło oko i widać mu mózg, oko chyba zabezpieczył opatrunkiem, nie wiem co z otwarta czaszką zrobił, ale instruktor zatwierdził, pyta się czy chcemy coś jeszcze zrobić ja mówię, że już nic. OK., koniec ćwiczenia, zaliczone, choć ja powinienem założyć stazę, ale na moje szczęście nie było jej w apteczce, bo wypadła i to mi zaliczyli. Poszliśmy do pokoju obok już z innymi kursantami lizać rany (wycieram Bolka z farby, on mnie, Kufel też oberwał w hełm).

Teraz egzamin grupowy. Przed nami poszła pierwsza grupa, więc mniej więcej wiemy, czego się spodziewać. Najbardziej obawiamy się, iż ranny będzie na piętrze i jak go znieść po rozwalonych schodach, skąd wziąć noszę. Testujemy na mnie techniki ewakuacji, ale żadna się nie nadaje (przy okazji Bolek targa na mnie mój pokrowiec na nóż).

W budynku słychać wybuchy, wrzaski, odliczanie czasu - po chwili pierwsza grupa wypada z budynku z rannym – mają nosze, (więc nie jest Âźle) wzywają MEDEVAC, maja czas, więc sprawdzają, co jeszcze mogą zrobić dla rannego, ale z pod munduru wylewa mu się rozdarte podbrzusze, robią wkłucie dożylne, w tym momencie wali w nich instruktor z markera, zalęgają, pojeżdżą śmigło, podrywają nosze i odskok. Po wszystkim okazuje się, że zostawili igłę w żyle – błąd i to duży instruktor poirytowany wywala w medyka z tej grupy cały leader w pośladki i każe mu iść na pozoranta. Dla nas lepiej, bo to nie duży facet to łatwiej go będzie transportować.

Teraz my – dostajemy sygnał start, wpadamy do budynku, czeszemy parter, rutynowo i już fachowo pomieszczenie po pomieszczeniu, dowodzi jeden z kolegów, Bolek to sanitariusz, medyk to nasz wielki kolega (ratownik PCK) ma mojego kałacha, bo mam go na smyczy a ja ganiam z jego markerem paintballowym, Kufel będzie z innymi niósł rannego ja zamykam grupę. Parter jest pusty, powolij wchodzimy na piętro.

Tam dostajemy pierwszą serie, wbijamy się do pomieszczeń, ale korytarz ma pokoje po obu stronach, więc dzielimy grupę, ja i jeszcze dwóch wpadam do pokoju, leży ranny, omijam go zajmuję miejsce przy oknie, na szczęście w mojej grupie jest medyk, podaje znak, że teren zabezpieczony, medyk klęka przy rannym i przystępuje do swojego zadania.

Bolek miał pomagać, ale oni dalej czeszą pomieszczenia, wreszcie piętro zabezpieczone, wpadają do nas. Bolek rozwija nosze, zostało nam 4 minuty, ranny już zabezpieczony, kładziemy go na nosze, chcę go okryć folia NRC, pełno krwi i jakieś flaki, ślisko. Podnosimy nosze, ubezpieczenie wychodzi, ja zamykam, wali seria z pomieszczenia obok, już schody, zlatujemy, już widać drzwi na zewnątrz zostały 3 minuty, zalegamy ranny na ulicy otaczamy go, medyk w 3 strefie ma jeszcze czas, więc sprawdza wszystko, robi wkłucie dożylne, RTO zamawia MEDEVAC, leże na wprost drzwi i ubezpieczam, 2 minuty – rzucamy dym, wychodzi instruktor z markerem, oj będzie bolało – wali seriami trochę obrywam ja resztę bierze na siebie medyk i chyba ranny – już jest śmigło, wsadzamy nosze, instruktor wali seriami, śmigło leci. Koniec.

Gratulujemy sobie, bo jest, czego, egzamin zaliczony, zbieramy bety idziemy się przebrać, jeszcze wręczenie certyfikatów i do domu. Aha, Kufel też był pozorantem, miał chyba postrzał płuc, był tak ucharakteryzowany, że mógł grać w horrorze, sine policzki pod oczami, żyły na szyi na wierzchu i tak wszedł do domu. Ja swoje przestrzeliny też dopiero w domu zmyłem – jak zdjąłem spodnie to żona prawie zawału dostała.

Podsumowując – warto było.
Ostatnio edytowano 1970-01-01, 01:00 przez Feldgrau, łącznie edytowano 1 raz
" Zabij ich wszystkich a Bóg weźmie do siebie niewinnych "
Avatar użytkownika
Feldgrau
moderator
 
Posty: 6610
Dołączył(a): 2009-10-29, 20:23
Lokalizacja: Jaworzno

Postprzez Feldgrau » 2013-04-23, 12:20

Igła Camp 20-21.04.2013
Przygotowania do tej imprezy trwały długo przede wszystkim od strony Kufla , ja miałem zająć się tylko stworzeniem obozu i dobrych warunków bytowania w nim . Na początku jak przed każdą imprezą Kufel dzwonił często , omawialiśmy tematy organizacyjne , nowe pomysły , potem Kuifel i tak je zmieniał więc wszystko szło swoim torem . Potem już wziął się za organizacje samemu ja byłem zwykłym kursantem ( Kufel miał przede mną takie same tajemnice jak przed innymi za to sporo konferował z Dziuskiem . Trochę obawiałem się że przegnie za mocno no ale cóż nie był by wtedy Kuflem . Ja zająłem się przygotowaniami do stworzenia obozu ( dużo pracy nie było ) LOKmilsim ma na stanie duży namiot sztabowy , trochę skrzynek amunicyjnych , Bolek użyczył stolik i siedzisko turystyczne , podrzucił plandeki , Kufel dał taśmę do ogrodzenia plus styropian na tablicę poglądową .
Jako że na tą imprezę zaprosiliśmy zomo-team i był to mój pomysł Kufel zrobił ze mnie dowódcę grupy Delta ( składającej się z grupy zomo-team oraz kilku kolegów i jednej koleżanki z grupy HT)
Jako El commendante namówiłem Bolka byśmy jechali dzień wcześniej i ustawili namioty oraz przygotowali teren , ruszyliśmy zatem w piątek wieczorem w 4 osoby załadowanym minvanem MadRippera po brzegi , Na miejscu czekał już na nas Kufel z „małym kufelkiem” wybraliśmy sporą łąkę pod obóz ( uzgodnioną wcześniej z właścicielem terenu panem Sylwestrem Pałukiem z Fortu Przygody Wrocław . ( Niestety organizacyjnie popełniliśmy gafę ale po imprezie Kufel z właścicielem terenu rozmówili się drogą mailową )
Rozstawiliśmy namiot sztabowy nasze namiociki , wyznaczyłem teren obozu taśmą , miejsce na ognisko ( już było tam wcześniej ) i w tym czasie przyjechali chłopaki z zomo –team , rozłożyli się w swoim sektorze , rozpaliliśmy niewielkie ognisko , kiełbaska , piwko ale że w śród nas był nowo mianowany major więc awans zakropiony został wiśniówką – w tym momencie przybył właściciel terenu przywitał się z nami porozmawialiśmy i odjechał , my po skończonej kolacji i lekkim deszczyku spędziliśmy resztę wieczoru pod rozstawioną plandeką w oczekiwaniu na kolejnych kursantów ( po jakimś czasie został sam MadRipper bo reszta poszła spać ) jak przyjechał Kris z Przemem wylazłem z mojej nory – chłopaki się zaczęli rozpakowywać a ja szybki sen bo od 6 rano już oczekiwałem na przyjezdnych . Od samego rana zjeżdżali się kursanci a więc wprowadzanie aut na lakę , przydział miejsc pod namioty , omówienia , przywitania i cała ta zabawa z utworzeniem zorganizowanego obozowiska . Przybył Kufel z Vincentem i McGyverem , rozdałem dowódcom grup formularze ubezpieczenia a Kufel z instruktorami poszedł na rekonesans terenu . O 9 odprawa wszystkich już gotowych do zajęć , Instruktorzy przedstawili swoje konspekty treningów , kilka fotek , trochę dowcipów i już dowódcy grup zabierają swoje grupy do zajęć z instruktorami . Nasz plan zajęć :
1. TCCC - zajęcia praktyczne z medycyny pola walki
2. TEAMWORK - praca z partnerem, praca w sekcji, praca w drużynie
3. KONTAKT - reakcje na kontakt z przeciwnikiem (strzelamy!)
4. NAVI - zajęcia z nawigacji terenowej i szkiców sytuacyjnych
5. służba dyżurna/foto
zajęcia zostały tak zaplanowane by każdy z nas miał cały czas coś do roboty , oraz by zawsze w obozie był ktoś na dyżurze a przy okazji grupa dyżurna robi innym zdjęcia które potem Kufel zrzuca od wszystkich na laptopa .
Moja grupa na pierwsze zajęcia poszła na zajęcia z Kontaktu z przeciwnikiem , instruktor zaczął od rozgrzewki a potem już przystąpiliśmy do szkolenia , atak , zrywanie kontaktu , zasadzki , no jednym słowem pobiegaliśmy zdrowo , poznaliśmy trochę inną technikę niż stosujemy sami no i przy tym szkoleniu niejeden z nas przyznał sobie w duchu że musi popracować nad swoją kondycją .
Następne zajęcia z nawigacji tu trochę odbój , można siedzieć można leżeć , po teorii idziemy w „pole” mapa , kompas , parokroki , potem nauka robienia szkicu sytuacyjnego instruktor przekazywał wiedzę rzeczowo i konkretnie nawet nie wiedzieliśmy kiedy nam minęły 2 godzinki .
Przerwa na obiadek , tu już obóz zamienia się w mrowisko ludzi którzy zamienili się w polowych kuchcików jest i kiełbasa z ogniska i grill i racje francuskie , potem mała sjesta i pogawędki . łażę po obozie wsłuchuje się w wypowiedzi – widać na razie wszyscy zadowoleni – przegląd wyposażenia – co rusz ktoś ma koło siebie jakąś ciekawą klameczkę , przeplata się sprzęt Pb ,asg ja sam wystąpiłem z RAMem słowem jest na czym oko zawiesić .
Ruszamy dalej na zajęcia – grupy wychodzą w teren – moja ma teraz dyżur w obozie , grupa „ubiera” się w aparaty i idzie obfotografować wszystko co się da , przy okazji mamy możliwość podpatrzeć pracę innych instruktorów i zobaczyć co nas czeka . Akurat LOKmilsim ma szkolenie z TCCC pani instruktor prezentuje sprzęt medyczny , omawia zasadę działania . A doświadczenie ma spore – bojowe , drugi z instruktorów to Ratownik Medyczny potem idą w teren i już widać jak ganiają po terenie , wyszukują rannych ( pozorantów) rozbrojenie , triaż , i po chwili na własnych plecach lub ciągnąc ich wloką do „śmigła” za każdy błąd czy uchybienie leci seria od czujnej pani instruktor .
Po dyżurze czas na moją grupę teraz my mamy TCCC , wykład a potem w pole , niby wiem wszystko , zaliczyłem już kilka takich szkoleń więc jestem „spec” a tu pech w pierwszym podejściu po rannego i rozbrojeniu go nie zauważyłem noża i skubany mnie zarżnął , na dodatek załatwił jeszcze jednego ratownika a kolejnego zranił a wszystko przez mój brak uwagi . Teraz już jestem czujny – co z tego jak pani instruktor zabrała mi dowództwo teraz dowodzi PG ja jestem pozorantem , potem zmiana znowu tacham któregoś rannego Itak przez 2 godziny , ostatnie dwie tury znowu dowodziłem oddziałem i chyba nadrobiłem błąd bo pani instruktor była zadowolona .
Chwila oddechu i mamy zajęcia z TEAMWORK , tu już zmęczenie daje nam się we znaki ale działamy tak jak instruktor nas uczy , męcząco ale skutecznie . Zajęcia dość owocne tym bardziej że prowadzi kolega z tej samej JW. 4101 , po zajęciach przypomnieliśmy sobie kilku wspólnych znajomych i mamy czas na kolacje i przygotowanie do zajęć nocnych . No właśnie zajęcia nocne to tajemnica Kufla a że kazał zabrać kąpielówki i ręczniki to cholera wie co nam przygotował – krążą opinie że przeciera nas przez pobliskie bajora . Ma być jeszcze pokaz slajdów i zdjęć naszej instruktorki z TCCC tak więc 4 ochotników targa agregat prądotwórczy kilkaset metrów do najbliższego budynku którego ściana ma być ekranem . Zaganiamy tam kadetów i jest projekcja . Ja mam o czym myśleć Kufel kazał mi wszystkich położyć spać o 22 i o 0:30 pobudka do zajęć . Będzie więc ostro .
O 22 zarządzam capstrzyk , ustawiam budzik na 0:10 ja i moja grupa Delta jesteśmy już spakowani , uzupełniona woda , ammo i wszystko co trzeba na nocne manewry – moje nokto powędrowało do kieszeni kamizelki i idę spać .
Pobudka i odprawa dowódców , Kufel przyłazi i mówi że mamy godzinę na zwinięcie całego obozu . No jaja sobie robi – myślę . Jak to całego – wszystko ??? tak wszystko – namioty , śpiwory , kobiety , dzieci cały tabor ma być zwinięty i jedziemy na zadanie .
Qrwa wiedziałem że kiedyś go zabije ale nie wiedziałem że to będzie już teraz . Szybko po obozie się rozeszło o co biega i robi się szum . Odchodzimy z Kuflem i z dowódcami na stronę i dyskutujemy . Nie ma jednej z grup – LOK WULKAN . Kufel mówi że pojechali do domu ( czyli wiadomo że chłopaki czają się na nas gdzieś w lesie ) kolejna z grup autentycznie pojechała do chaty . Wreszcie któremuś z nas wypsło się z gęby że to sięnie uda i poleciała lawina . Każdy z dowódców przedstawia swoje racje i niechęć do tego wypadu . Nie zwiniemy po nocy całego obozu , nie ma szans nie jesteśmy armią mamy masę prywatnego często bardzo drogiego sprzętu , ja sam w swoim namiocie mam burdel niczym sułtan turecki w haremie , a namiot sztabowy ?? , płachty i całe klamoty . Nam ciężko było to upchnąć do jednego auta w dzień a co dopiero po nocy . Inni dowódcy to samo . Ni h..ja nie da rady . Ja na dodatek mam jednego kontuzjowanego drugi z gorączką – już śpią . O dziwo Kufel mocno nie oponuje ( zaskoczył mnie ) szybka analiza sytuacji z jego strony i instruktorów i zmiana decyzji . Obóz zostaje wyjeżdżają tylko kursanci ale jedziemy 40 km w jedną stronę potem wracamy po wykonaniu zadania . a Zadanie dziwne . są mapy , są podane punkty z których ruszają grupy i jest podany cel do zniszczenia plus inne dodatkowe zadania . Kolejny raz się nie zgadzamy – kierowcy muszą się wyspać a jazda 40 w tę i z powrotem plus zadanie to będzie trwało do 5 rano nie wypoczną , auta też nie potynkowane , w niektórych porozwalany szpej . Kufel nie jesteśmy armią , nie zrobimy tego zadania .
Trochę to trwało ale wspólnymi siłami zmontowaliśmy zadania na resztę kursu – te zadania nocne Ida na razie do archiwum ( a tyle się chłopaki z LOK WULKAN napracowali ) .
Zarządzam cap sztyk do 6:30 , kierowcy i reszta spać , rano o 7 wymarsz na zajęcia . W obozie powoli zapada spokój ale i tak nadal trwają dyskusje nad „wymysłem Kufla” Oj gdybyśmy wiedzieli wtedy co przygotował na niedziele to nie łyknąłby tyle h.. i Jobów pod swoim adresem .
Rano pobudka , szybkie śniadanko i wymarsz . Ja zdałem dowództwo Delty Koniowi z HT dostałem grupę LOKmilsim i AHT ruszamy na poligon . Zadanie :
Dotrzeć do wioski bośniackiej , zająć i przygotować do obrony , utrzymać do godziny 12 .
Grupa druga miała wyjść po nas po 30 minutach ich zadanie to niepostrzeżenie dotrzeć w rejon wioski , zrobić szkice terenu , rozpoznać siłę wroga , uzbrojenie , typ umundurowań rozlokowanie wart i patroli i jeśli się da – drugi zadanie : wprowadzić niepostrzeżenie swojego człowieka do wioski . Czyli robimy podsumowanie tego co nauczyliśmy się na Igła Camp.
Moja grupa rusza – dojście do wioski zajęło nam trochę czasu ( nie było map bo Kufel nie spodziewał się takiego obrotu sprawy ) znaliśmy drogę z poprzedniej Igły ale jak się potem okazało był skrót my szliśmy naszą drogą i nieco się nam wydłużyło . Przemo jako poitmen prowadził a ja układałem sobie w głowie plan obrony z materiału szkoleniowego KDS na którym to przerabiałem . Po dotarciu na miejsce okazało się iż już tam zaczynają buszować cywile na motorach i quadach , jacyś piknikowi cze oraz wycieczki konne . Ruch zatem duży . Przeczesaliśmy szybko wioskę . Bolka i Krisa wyznaczyłem do zrobienia szkicu terenu , grupę AHT jako patrole – wyznaczyłem im budynek na wartownie , pozostałych umieściłem w innych budynkach jako warty , sam zająłem bunkier jako punkt zborny gdy nastąpi atak , Dominik zajał ostatni budynek – nasze alamo z tamtą już tylko odskok w pole , moim asem w rękawie był Fleming jako snajper ukryty w ruinach domku . Mój plan był prosty z 3 stron otaczały nas albo gęste krzaki albo las w oddali a tylko z jednej strony duży odkryty teren . Ustawiłem wszystkich tak by byli widoczni z daleka na swoich posterunkach ,( od strony lasu ) plus patrole na drodze , w Alamo Dominik obserwował teren przez mocną lornetę ( od Kufla ) . Do podejścia zostawiłem przeciwnikowi kawałek w którym miałem snajpera – liczyłem że wybiorą ten rejon na wypuszczenie swojego człowieka ( byłem pewny że będzie to McGywer) i z drugiej strony będą robili szum by skierować tam naszą uwagę . Gdyby nastąpił atak frontalny ( liczyłem że wyjdzie od strony lasu a nie odkrytego pola ) obrońcy pojedynczo wycofują się do mojego bunkra potem cofamy się do Alamo a stamtąd otwartym terenem odskok ubezpieczony .
Wszystko gotowe – czekamy . Przyjeżdża Kufel z 3 osobami mają nadzorować ćwiczenie .
Czekamy , wychodzą patrole , ja sprawdzam posterunki , w eterze sygnały od czujek o kontaktach z cywilami . Oj chyba nic z tego . już dochodzi 12 . Kufel dostaje info od grupy szturmowej że już są w pobliżu ale proszą o jeszcze godzinę bo spory ruch w terenie . Więc zostajemy do 13 na stanowiskach . Nie mamy ammo więc ćwiczenie polega na tym że jak zobaczymy przeciwnika dajemy znać Kuflowi ten gwizdkiem odwołuje delikwenta. Ale gdy już doszło do kontaktu ( tak jak spodziewałem się wyszli na mojego snajpera i był to MacGyver) trzeba się było po prostu do niego drzeć . Do 13 nie udało się przeciwnikowi wejść do wioski . Koniec zajęć . Zbieramy się i idziemy do obozu . Z tego ćwiczenia wszyscy wyszli zwycięsko . Moja grupa wykonała zadanie , nie dopuściła do zajęcia wioski i zrobiła dobry szkic terenu . Przeciwnik też wykonał swoje . Podeszli w pobliże wioski , zrobili szkic , rozdzielili się na grupy , utrzymywali ze sobą łączność i starali się umieścić swojego zwiadowcę ( a mieli ich dwóch ) w wiosce. To zadanie jednak było praktycznie nie do zrealizowania w takiej formie . Ale miało nam pokazać jak wiele nauczyliśmy się na tym szkoleniu i jak wiele jeszcze musimy się nauczyć . W obozie pakowanie , sprzątanie ( każdy śmieć i papierek zabrany ) Odprawa końcowa , zrzut fotek na laptop Kufla i na koniec łyk zimnego piwka ( prezent od El commendante po odwołaniu prohibicji ) oczywiście łyknął tylko ten kto nie prowadził auta. A kąpielówki hmm Kufel w niedziele zorganizował nam wypoczynek ( po wykonaniu nocnego zadania ) w ośrodku wypoczynkowym nad zalewem . Niestety nie skorzystaliśmy z tej opcji nie przystępując do nocnych ćwiczeń . Jednak uważam że ta Edycja Igły była bardzo udana co jest udokumentowane 2012 zdjęciami oraz 260 minutami filmu .
" Zabij ich wszystkich a Bóg weźmie do siebie niewinnych "
Avatar użytkownika
Feldgrau
moderator
 
Posty: 6610
Dołączył(a): 2009-10-29, 20:23
Lokalizacja: Jaworzno

Postprzez Feldgrau » 2013-05-07, 08:25

Operation Odysseus II 28.04.2013
LARP u HT jak brzmiała u nas wersja robocza , dla LOKmilsim rozpoczął się w niedziele rano , tak więc my przyjechaliśmy już po nocnych ulewach , po nocnych harcach umundurowanych ludków po okolicy , po knuciach , strzelaninie , podchodach i po całej dobrzej zabawie która ominęła nas z przyczyn banalnych ( zarabianiem na chlebuś) . Nie oznaczało to iż nie zamierzaliśmy się dobrze bawić . Wręcz przeciwnie , mimo iż wyruszyliśmy w mocno okrojonym składzie bo tylko czterech z nas wyściubiło nosy z pod ciepłej pierzyny gdy na zewnątrz od dwóch dni lało nasza zabawa rozpoczęła się już w pojeÂździe Gebela gdy dojeżdżając na miejsce spotkania z organizatorem wywiązała się subtelna rozmowa o stanie posiadania sprzętu z jednym z jadących :
- Masz wgrane punkty gps do sprzętu ?
- mam , hmmm ale nie zabrałem baterii
A radio masz ?
- no mam tyle że nie mam baterii
Nosz q.wa a marker choć masz ?
- jasne że mam tyle że kulek prawie nie mam
że co ?? a czego jeszcze nie wziąłeś ?
- no wody i właściwie żarcia , bo myślałem że na stacji się zatrzymamy
Tak więc po szybkiej zrzutce na wyposażenie kolegi , w smugach deszczu przygotowujemy się do wyjścia w pole gdy podjechał organizator .
Skorpion wylazł z furacza , przywitał się opowiedział parę historyjek z poczynań nocnych ( czym zaostrzył nasz apetyt ) i przystąpił do wydawania ID , map oraz dla niektórych z nas – kopert .
Na początek wziąłem apteczkę ( by służyć pomocą kolegom gdyby któryś oberwał ) , potem wziąłem kopertę i po otwarciu ... oddałem apteczkę z powrotem . Okazało się że Org wymyślił dla mnie rolę ćpuna i alkoholika z problemami , na dodatek kazał mi się urwać z oddziału ( 4 osobowego ) by udać się do dilera po zakup prochów . ( ot taka mała zemsta za moje poczynania LARPowe we wcześniejszych wydaniach made In PMK ) Bosko.
Nasi czuli coś przez skórę więc wylądowałem w grupie jako ostatni . Marszruta wyznaczona , zadania omówione idziemy . Wchodzimy do mokrego lasu i tu łaskawy los się uśmiechnął – przestało padać . Idziemy – sektory , szyk patrolowy i wszystko co z tym związane . Gebel prowadzi , ja zamykam kolumnę i cały czas się zastanawiam jak wymknąć się do V5 i zdążyć tam na 11 tą lub 13 tą bo na 9 tą to już zapomnieć mogę . Droga do najbliższego naszego punktu idzie nam dobrze choć wolno , ja jak na szwejka na głodzie przystało powoli zaczynam świrować .
Pierwszy postój – odpoczynek sprawdzanie mapy itp. Ja patrzę na gps do V5 mam 3 km i 20 minut – nie zdążę . Melduję w końcu dowódcy że muszę na chwile odejść od oddziału ten zdziwiony pyta – po jaką cholerę . Tłumaczę mu że mam problemy zdrowotne że lekarstwo musze wziąć itp. , nie wierzy a ręka krąży mu koło bezpiecznika przy broni .Tłumaczę mu że jako nasz medyk walnąłem się w dawce leku i część naszych chłopaków wylądowała w „sanatorium” dla tego jest nas teraz tylko 4 na misji , coś zaczyna mu świtać – pyta czy mam jakiś papier na to . Mam , pokazuję mu i szeptam w ucho gdzie mogę nabyć trochę nielegalnego „leku” ale jak już wezmę to przynajmniej będę mógł normalnie strzelać bo teraz to nawet w stodołę nie trafie .
Ok. więc idziemy do następnego punktu na spotkanie i tam odskoczysz – uff jednak wezmę działeczke , jest dobrze . Idziemy a mnie już nie przeszkadzają pająki i białe myszki przelatujące przez drogę . Przychodzimy pod punkt P (coś tam ) i słyszę w słuchawkach – KONTAKT . Padam na ryj w mokry mech i szukam tego kontaktu – no fakt w oddali na drodze 2 kolesi stoi . Dostaje rozkaz obejścia ich z prawej , Gebel idzie po nich z lewej . Chłopy stoją spokojnie jedynie gogle na oczy założyli i czekają . Doprowadzamy ich do PMK on z nimi rozmawia - okazuje się że to na nich czekaliśmy mają dla nas jakieś informacje . Mnie świerzbi ręka bo to chyba Kolumbijczycy , zwłaszcza ten z bródką mnie drażni – mam ochotę ich rozwalić – pytam dowódcę czy mogę , kolesie wiercą się niespokojnie , niestety PMK nie pozwala wysyła mnie pod jakiś krzak i karze patrzeć na drogę . dyskutują dalej ale słyszę że mówią coś o partyzantach i naukowcach a więc jest szansa że jak już powiedzą wszystko to może będę mógł jednego z tych gogusiów ( podobno jakaś szyszka ten gołowąs ) opchnąć partyzantom za kilka butelek Jasia wędrowniczka . Oczywiście mój pomysł mojemu dowódcy też się nie spodobał , szybko odprawił tych fagasów z pod mojej lufy co by mi nie odbiło bardziej . Zebrał nas i wytłumaczył zadania . oni Ida rozwalić jakiegoś naukowca ja mogę wreszcie udać się na punkt do dilera. Byle bym był o 14 na punkcie i tam się połączymy . Ok. i już znikam w lesie . Gps podaje kierunek , zapierniczam bo czasu mało a do przejścia parę kilometrów . W słuchawkach jeszcze jakiś czas słyszę naszych . Zagłębiam się coraz bardziej w las , teren coraz bardziej podmokły wreszcie wlazłem na bagnisko – cofam się obchodzę , przedzieram się przez niskie i kolczaste krzaki , wqrwiam się coraz bardziej . Rozlewisko przede mną , skaczę z kępki na kępkę i trafiam na rzeczkę , obok zwalony pień wysoki o omszały , jak mam to qrwa przejść by nie wpaść do wody ( przecież Gebel do auta mnie nie wpuści ), przelazłem i kolejne bagnisko . Zabije skorpiona , specjalnie taką trasę mi wybrali z zemsty . ale zaraz zaraz trasę sam sobie wybrałem oni podali mi tylko punkt . a od czego mapa , mogłem iść drogami zamiast ufać gpsowi .Sam siebie okłamuję że na skróty jest szybciej i dalej przebijam się przez krzaki . Wreszcie jest V5 , tu mają być za 7 minut dilerzy . Ale pusto tu . nikogo nie ma , chodzę po terenie , nikogo , sprawdzam 3 razy punkt z gps i mapę – no to tutaj . Wybija 13 ta i na drodze pojawia się rowerzysta . oparłem się o drzewo . facet zwalnia , przygląda się i mówi :
Aaa widzę że paintball tu jest .
Wylazłem na drogę , wycelowałem lekko w oponę i pytam :
Ma pan coś dla mnie
Jaaaaa nie ( mówi zdziwiony )
Na pewno ( pytam ) – punkt się zgadza , godzina też , kierunek też to musi być diler
Tak , na pewno , nic nie mam
A wódkę pa ma ( pytam ) koleś szybko mnie mija z przerażeniem w oczach i mówi że niema
I dla zmiany tematu pyta się ile taki sprzęt kosztuje i pokazuje na marker wycelowany w jego rower
Ooo qrwa to cywil nie diler ( potem się zorientowałem że facet nawet gogli nie miał ) , przepraszam pana pomyliłem pana z osobami grającymi , i znikam w lesie by facet po miejscowych nie pojechał . Oparłem się o drzewo , by przemyśleć sytuacje i tak znalazłem „magazyn amunicji” . Dobra zwijam się z powrotem , do swoich . Po drodze dostaje telefon od Skorpiona że na punkt nikt nie przyjdzie bo wszyscy zginęli ( teraz mi to mówi qrwa)
No nic dymam do swoich , nawiązuję łączność i o dziwo , szybko łapie na fali PMK , każe mi podchodzić na punkt od północy , no to nieÂźle bo akurat tak mam marszrutę . już mam blisko i słyszę odgłosy walki . Wzywam PMK – cisza , wzywam ponownie gdy strzelanina ustał – cisza . No to albo martwi albo problem z radiem – biegnę bo znowu słyszę walkę a do celu raptem 300 metrów . Widzę już jakieś postaci ale nie mogę rozpoznać , zaczynam się czaić ale chyba mnie zauważyli , w moją stronę idzie jeden , idzie kolejny uuuu jest ich znacznie więcej niż trzech , umościłem się za krzaczkiem i czekam , obchodzą mnie z dwóch stron , nawet nie uciekam – powalczymy trochę , z boku zaczyna strzelać kolega z leaderem wielkości wiadra ( a więc to nie moje chłopaki ) odgryzam się małymi seriami , ale już z prawej strzela kilka osób , oni serie , ja małe , krótkie to w lewo to w prawo i tak do ” opróżnienia magazynka” , chcę się doładować i dostaje najpierw w tył głowy ( a ten jak mnie zaszedł cholera ) potem dwie serie w bok . Krzyczę że dostałem , ale strzelają dalej , dopiero ten kolega z lewej usłyszał moje piski więc wrzeszczy do swoich że mam już dość , wreszcie czerwona szmata ląduje na mojej głowie , wychodzę na drogę i szukam tego drania co mnie z partyzanta zaszedł ale nie ma nikogo oni wychodzą na drogę ale przede mną więc jakim cudem oberwałem w tył czaszki ?? . Telefon od Skorpiona oznacza koniec gry – a więc moja samotna bitwa była ostatnia . Idę na punkt zborny tam witam się z przybyłymi , nadchodzi też LOKmilsim , jest odprawa końcowa oraz wspólne opowieści i tak oto dowiadujemy się o co walczyliśmy i że w nocy było naprawdę ciekawie . potem pakujemy się do autka – zaczyna padać . Tak więc ładną pogodę LOKmilsim zabiera z powrotem do domu .
" Zabij ich wszystkich a Bóg weźmie do siebie niewinnych "
Avatar użytkownika
Feldgrau
moderator
 
Posty: 6610
Dołączył(a): 2009-10-29, 20:23
Lokalizacja: Jaworzno

Postprzez Majster JH » 2013-05-07, 15:05

Wygląda na to ze załatwiłem twojego dilera :)
http://www.youtube.com/watch?v=JD4HtaIqOn0


S -III, IV, V, VI, VII, IX, X, XII,XIII, XIV, XVI, OPTIMI, B20
Avatar użytkownika
Majster JH
 
Posty: 285
Dołączył(a): 2008-03-20, 14:54
Lokalizacja: Bielsko - Biała

Postprzez Feldgrau » 2013-06-23, 20:16

Kaskada 15-16 06.2013
Milsim w formie Unita ale na „klamkach” asg , brały w tym milsimie udział i ekipy asg i Pb , dla mnie impreza raczej nie udana i nie do zrealizowania ( tak mi się wydawało ) oooo jak ja się myliłem , Org wprowadził w życie tematy z Unita z gier PB , oraz system ran z gier asg w formie RED KART – dla mnie osobiście pomysł niezbyt dobry , no jak ja dostałem w głowę to mam otwierać kartkę i tam wyczytać że właśnie dostałem w ... np. łopatkę . Jednak nie było tak Âźle jak wydawało mi się że będzie . Dzięki pomysłowości orga , uporowi dowódców stron oraz samych graczy wszyscy raczej dobrze się bawili i realizowali swoje zadania – jakie ? kto co miał do zrobienia dowiedzieliśmy się po grze na odprawie końcowej po pysznej wyżerce .
LOKmilsim na tej edycji realizował zadania Medevac, PJ, CESAR . tak więc dla nas było to coś innego od tradycyjnie przyjmowanych funkcji zwidu i rozpoznania . nasza 5 osobowa grupa ( po małych roszadach ) składała się z dwóch medyków ( Kufel i ja ) oraz 3 ludzi ochrony . Przygotowani byliśmy na częściowe przebywanie w bazie oraz przerzucanie nas na teren walk „śmigłem” oraz na jakąś misję ratunkową . okazało się że już na starcie dostaliśmy własny transport i to od nas zależało jak szybko dotrzemy do rannych ewentualnie będziemy ściągali ekipy wracające jako KIA lub cało ze swoich misji . Ledwo przyjechaliśmy na miejsce ( znaliśmy tę miejscówkę z Unita 5 ) a już Nomad przekazał nam informacje że będziemy prowadzili odprawę medyczną dla grup wychodzących już w teren oraz wieczorem dla pozostałych . No ładnie Kufla nie ma jeszcze więc to zadanie spadło na mnie . Nawet składnie wydukałem te kilkanaście zdań i chyba wszyscy zrozumieli mnie na tyle że wiedzieli iż przyjedziemy po nich jak dobrze wypełnią 9 liniowca i informacja ta dotrze do nas ze sztabu – do tej pory muszą radzić sobie sami dlatego każdy musi mieć przy sobie stazę i dwa opatrunki . Do póÂźnych godzin nocnych w piątek w sztabie trwał ruch , przyjeżdżały ekipy , ludzie szykowali się do gry , my szykowaliśmy swój sprzęt – długo przygotowaliśmy nasze apteczki by niczego nie zabrakło i byśmy mogli jak najlepiej wykonać swoją misję . Część ekip już schodziła na nabrzeże by RIBami przemknąć na drugą stronę jeziora i rozpocząć swoje zadania . Dla naszej ekipy pierwsza noc gry zapowiadała się na wylegiwanie się w śpiworach i obserwowanie innych ekip które szykowały się do wyjścia – a było na co popatrzeć – repliki asg robiły wrażenie , styl umundurowania , osprzęt , właściwie dla milsi mowca jest to norma i nie ważne jaką „klamkę” ma w ręce zagra nawet z patykiem ale jednak można było zaobserwować kilka ciekawych rozwiązań .
Rano wypoczęty , po sutym śniadaniu i kawie ( pierwszy mój milsim gdzie tak się obijam )czekamy na nasz pierwszy „wylot” . Okazuje się że mamy płynąć po dwóch rannych , RIB ma ograniczenia „tonażowe” więc wsiadają medycy ( Kufel i Ja ) oraz dla obstawy PMK i Edi , Przemo ze swoją „świnią” został ( co było błędem ). Szybko odbijamy od brzegu – kurs w jedną stronę trwać ma około 10 minut – pytamy czy suchą nogą dostaniemy się na brzeg , „pilot” ze spokojem mówi – nieeee za płytko tam jest . Troszkę nam się miny wydłużyły no cóż martwić będziemy się potem .
Dopływamy , widać już ruch przy brzegu , jeden ranny stoi w wodzie i dociera do nas info że drugi ranny ciężko leży na brzegu , ale strefa jest gorąca po prawej stronie jest przeciwnik , PMK zarządza odpłynięcie na pewną odległość byśmy mogli się rozejrzeć ale chyba przysiadaliśmy na mieliÂźnie . od strony brzegu zaczynają strzelać , i w lewo w „naszych” i do nas , odpowiadamy ogniem , RIB powoli zaczyna odpływać ale trwa to długo , serie śmigają wokół nas , mój kałach się zaciął , przypadam do burty bo kulki śmigają nam koło ucha – ranny ten w wodzie oberwał kolejną serie – jest KIA , decydujemy się na powrót do bazy – nasze bezpieczeństwo jest ważniejsze – w wymianie ognia każdy wywalił od 4 do 10 magazynków , mamy jednego rannego . Edi oberwał ( według kary RED ma lekką ranę ręki ) zakładam mu opatrunek . Wyłazimy na brzeg idziemy do hq , PMK melduje o sytuacji , ja sprawdzam co z kałachem , wyjąłem magazynek i jak idiota naciskam na spust oczywiście to diabelstwo strzeliło , kompozyt przeleciał koło Nomada – ale wstyd . Przepraszam wszystkich , szybko zwijam majdan i idę grzebać w kałaszu już na zewnątrz . Po pewnym czasie mamy pierwszy wylot – lecimy po 2 KIA . Do dyspozycji dostaliśmy stare cywilne sprzęcicho z napisem DHL na burtach . Po kilku godzinach szlajania się tym pojazdem po bezdrożach , dwukrotnym zgubieniu zderzaka i innych mankamentach mogliśmy nakręcić scenkę rodzajową – gęsty las , coś co tylko w zarysie przypomina drogę i nawet na mapie trudno to znaleÂźć na tej niby drodze stoi poczciwy dehael pod spodem napis „ dojedziemy wszędzie na czas „ na drugim zdjęciu otwierają się tylne drzwi i wysypuje się 4 umundurowanych „doręczycieli” podpis pod zdjęciem – dostarczymy wszystko  . Ale na razie pierwszy „lot” . Za sterami siada Edi , chwile grzebie przy konsoli ale Przemo go usuwa z miejsca i mówi – przesuń się ja w cywilu „latam „ takim na co dzień , i tak oto nasz kaemista został naszym pilotem , nawigatorem jest Edi na pace medycy i nasz IC jako obstawa . Lecimy . Nawigator ma nas wysadzić jakieś 400 metrów od celu a potem mają krążyć w pobliżu . Na patrol idę ja i PMK . Jestem na szpicy bo właściwie trudno określić czy lepiej stracić medyka czy IC gdyby doszło do starcia , tym bardziej że jesteśmy po drugiej stronie jeziora gdzie jeszcze dwie godziny temu trwała potyczka . No właśnie dopiero w drodze powrotnej zorientowałem się co mi tu nie pasuje . Gdyby to była impreza PB to było by pobojowisko po walce – ślady farby na drzewach , rozsypane kulki i inne a tak cisza nic nie wskazuje na to że coś się tu działo . Szukamy naszych KIA – pusto , przetrząsamy zarośla bliżej brzegu – niewielki lasek – leży jeden , przykryty pałatką – jak rasowy truposz ( wczuł się w rolę – myślę) ale okazało się że kolega śpi po prostu , drugi pilnuje na brzegu . szybko ich zwijamy , ustalamy że idą za nami w odległości 50 metrów jako KIA by podczas konfrontacji z przeciwnikiem nie było „scysji” że przemieszczamy się zdrowi z KIA razem. Po 200 metrach melduję kontakt , dwie osoby , nierozpoznane , przypadamy do drogi i czekamy ale to dwie cywilne osoby – grzybiarski . Przechodzimy obok , witam się grzecznie i pytam czy nie widziały tu innych takich „wariatów” jak my . Nie tylko jakiś samochód stoi tam w krzakach . Ok. to nasze śmigło . Dalej już poszło jak po maśle . ładujemy nasze „trupy” do „przestrzeni ładunkowej” i lecimy do hq . By droga nie była monotonna słuchamy relacji z walki . Nieoficjalnie dowiadujemy się że tam zostało jeszcze 2 KIA ale że trupy nie mówią więc nie możemy po nich lecieć ani nawet dowiedzieć się gdzie dokładnie są . Jest szansa że ktoś z tych którzy pozostali dadzą meldunek do hq i znowu tam polecimy . w bazie znowu mamy odbój – nie dzieje się nic – tzn w terenie cały czas coś się dzieje ale nie ma jak na razie dla nas zadań , z jednej strony to dobrze – znaczy to że nasi sobie radzą , z drugiej – trochę nudno . tak więc rozwaliliśmy się na pomoście , grzejemy sobie żarełko , opowiadamy „historie frontowe” z poprzednich milsimów .
Na terenie kręcą się „cywile” podobno to nasi pozoranci , mamy mieć jedno zadanie z symulacji TCCC „na ostro” . przyglądamy im się – sami młodzi chłopcy – „lekka konstrukcja” to dobrze nie zmęczy się człowiek gdy przyjdzie ich tachać na noszach bo jak sobie przypomnę sylwetki niektórych naszych „żołnierzy” to gorąco mi się robi .
Jest rozkaz – zwijamy się z tej bazy lecimy do innej – wysuniętej „ przyfrontowej” z tamtą będzie bliżej do rannych – a więc M.A.S.H , aż żałuję że nie zabrałem swojej koszulki z tym napisem .
Do śmigła ładujemy cały dobytek medyczny i nasz szpej bo wrócimy podobno dopiero na koniec gry , ładują się z nami i nasi byli KIA , lecą szukać swoich kolegów . Lot trwa 15 minut – mamy jakieś mało precyzyjne koordynaty bo coś znaleÂźć nie możemy „lądowiska” . Wreszcie trafiliśmy – mała polanka otoczona płotkiem , jakiś chyba parking leśny , tu już urzęduje Nomad , witamy się i dostajemy zlecenie . Mamy lecieć po rannych .Podobno ktoś z ONZ .Edi rozkodowuje 9 liniowca , Przemo grzeje silnik , my wyładowujemy szpej , zostawiamy medyczny tylko ,na pace broń , kroplówki , ja , Kufel i PMK , jesteśmy gotowi . Mamy namiary , mamy łączność oraz dane do weryfikacji . ładują się na pokład jeszcze koledzy którzy lecą szukać swoich KIA .Lecimy .
Mamy problem z zlokalizowaniem naszego kontaktu – łączność się „rwie” , lądujemy blisko wyznaczonej strefy , medycy zostają reszta idzie na rozpoznanie – zgarniamy i naszych nowych kolegów , zawsze to większa siła ognia . po chwili nawiązujemy łączność – nasz kontakt się przemieszcza bo ściga go przeciwnik , my wskakujemy do smigła , nasi koledzy już „ z buta” Ida szukać swoich. Dostajemy nowe namiary na nasz kontakt . Lądujemy w wyznaczonej strefie , opuszczamy śmigło i zajmujemy sektory , ja tym razem wyłażę z „świnią” Przema , ciężki klamot ale wygląda na taki co może spory sektor pokryć ogniem . Po chwili podchodzi jeden z naszych mówi że mają jednego rannego , przychodzi i ten ranny , ma założony opatrunek na głowie , dość solidnie zrobiony , mówi sensownie , porusza się o własnych siłach , na ramieniu naszywka medyka , ładujemy go do śmigła i odlot . Na pokładzie odbieramy mu broń , jest trochę zdziwiony ale oddaje bez sprzeciwu . Ranny mówi że w pobliżu jest jeszcze dwóch rannych negocjatorów , mają ciężkie rany – lecimy . Na miejscu wysypujemy się ze śmigła , widzimy dwie postacie w cywilu , jeden ma broń , PMK zajmuje pozycje do obserwacji my z Kuflem przystępujemy do swojej pracy , najpierw rozbrajamy rannego , mój ma ranę szarpaną uda , jest nieprzytomny i lekką ranę szyi , ranny Kufla ma oderwana rękę , oddycha . Kufel zakłada stazę , daje morfinę , zabezpiecza kikut ,. Ranny ma jeszcze zapadnięte płuco więc Kufel odbarcza go i zakłada opatrunek . Przemo przynosi nosze , ładują go do śmigła , szukamy jeszcze reszty ręki ale nie ma nigdzie .( na kursie w Poznaniu gdy nie zabraliśmy oderwanej dłoni dostaliśmy punkty ujemne więc tej „łapy” szukamy zawzięcie ) . Sprawdzam swojego rannego czy nie ma innych ran , przy okazji sprawdzam czy go ktoś nie zaminował . zakładam stazę powyżej rany , podaje dawkę morfiny , zapisuje mu godzinę na brzuchu bo na ręce nie chce pisak pisać , ręce mi się lekko trzęsą ( to jednak nie do końca moja funkcja , wolę zwiad mój stary przydział z JW4101 bardziej mi przypadł do gustu no ale jak powiedziało się A ... )zakładam opatrunek ale się pomyliłem i położyłem hydrożel na oparzenia .Kufel mnie prostuje więc szybko zasypuję ranę quklodem . Kufel stwierdza że noga jest jeszcze złamana , usztywniamy ją . Rana szyi jest lekka więc ręka rannego ląduje nad głową i tak bandażujemy szyję z ręką . ładujemy rannego na nosze i do śmigła . Całej akcji przypatruje się miejscowy cywil z synem . Do śmigła wskakuję tylko ja – więcej miejsca nie ma i odlatujemy do bazy . Nasz ranny z ONZ mówi że ranny raną nogi nie oddycha . Coś mi mówi że ten z ONZ ma oceniać naszą pracę( ta naszywka na ramieniu ) mówię więc głośno co do tej pory zrobiliśmy rannym i przystępuję do resuscytacji metodą usta usta . w śmigle trzęsie jak jasny gwint więc jest to trochę trudne , ale robię to z przerwami dotąd aż wylądowaliśmy . Po wylądowaniu okazuje się że faktycznie Kolega z ONZ nas miał oceniać – przekazuje swoje uwagi , żegnamy się z harcerzami ( nasi pozoranci ) i lecimy po rannych , już na nas czekają .Na miejscu sami KIA i jeden ranny – sprawdzam czy jego rany dobrze są zabezpieczone , ładujemy wszystkich do śmigła i lecimy do bazy . z opowieści „naszego ładunku” dowiadujemy się iż wzywali już nas wcześniej do rannych , nawet „przelecieliśmy „ koło nich i pognaliśmy dalej , zaraz po nas zjawił się przeciwnik ( chyba znali już częstotliwości ) i rozpoczęła się walka , z ich oddziału ocalał tylko jeden który odskoczył w las , reszta KIA , przeciwnik zabrał ich mapy , przetrząsnął radia i odskoczył . Ranny pyta kiedy może wrócić do gry . Stwierdzam po wylądowaniu że rana ręki jest dobrze zabezpieczona i odpowiedni czas minął więc przywracam mu „zdolność bojową” o KIA decyduje Nomad. Lecimy po naszych którzy zostali przy „zestrzelonym śmigłowcu” . Powrót do bazy i mamy chwile odboju , sprzątamy pobojowisko w śmigle , porządkujemy sprzęt medyczny i nasz „bojowy” , odpoczywamy . Przemo zawozi byłych KIA do HQ . My czekamy na kolejne wezwanie . Wieczorem kolejny lot po rannego i mamy przygotować się do misji CESAR .
Lecimy po rannego , - standardowo – rozkodowanie 9 liniowca , sprawdzenie namiarów , łączność , hasło weryfikacyjne i lecimy . w Powietrzu wywołujemy ekipę , Lądujemy , zabezpieczenie śmigła i bieg do rannego . Tam już czeka ekipa , ranny nieprzytomny , już zabezpieczony i na noszach – to ich medyk , podajemy morfinę , i do śmigła . Na pokładzie podaję rannemu jeszcze kroplówkę i sprawdzamy jego „reakcje na ból” , pytamy się dlaczego ma rozpięty rozporek ( coraz trudniej koledze jest udawać nieprzytomnego  ) straszymy go że w reakcji na ból wbijemy mu igłę w oko bo za bardzo nam odlatuje po morfinie , żarty nas się trzymają bo wpadamy w rutynę , pierwszy milsim na którym worzę wygodnie dupę gdy inni ciężko poginają po lesie . Wyładowujemy rannego ( ten wrzeszczcie może „ożyć „ , chwila rozmowy i lot po kolejnych , robi się już ciemno Przemo leci na noktowizji , światła wygaszone , tym razem zabieramy kobietę , ranna i przemoczona – od piątku w terenie , mamy wracać – ona martwi się że jej szpej został w lesie z kolegami i nie ma nic suchego , nawet śpiwora – pożyczam jej swój , po drodze dostajemy info i lecimy po resztę „Fok” . ładujemy ich na pokład i ich szpej , okazuje się że ranna i nasz nowy „ładunek” to ten sam oddział , ciasno ale nie zwracamy uwagi , słuchamy ich powieści z „pola walki” . Zaczyna padać . Dolatujemy do bazy tam Nomad przekazuje nam info że wracamy z całym ładunkiem do HQ . No to w drogę , po 20 minutach nasi podopieczni lądują pod dachem . Nasze „śmigło” ma uszkodzony zderzak ( dwa razy go zgubiliśmy „ i tylko światła długie , a teraz „latamy” po głównych ulicach więc jest trochę mało komfortowo . Mamy jednak trochę odpoczynku a po ekipę do lasu jedzie Nomad i ktoś jeszcze innym autem . My musimy ściągnąć jeszcze tylko jedną z ekip to już robota dla PJ . Mało miejsca w pojeÂździe więc jadą tylko Edi , Kufel i PMK . Ja wbijam się do śpiwora , słucham jeszcze „wieczorne Polaków rozmowy” i odlatuje , podobno niesamowicie chrapię . Rano pobudka bo o 8 odprawa wszystkich grających a wcześniej wyżerka , bigos i grochówka . idziemy na boisko tam już przybywają wszyscy ( prawie ) teraz możemy ocenić ilu ludzi brało udział w milsimie . Po śniadaniu idziemy na sale odpraw i tam już omówienie całości – widać po twarzach przybyłych że całość robi wrażenie . Chyba się podobało . Potem jeszcze fotka do albumu i 550 km do domu .
" Zabij ich wszystkich a Bóg weźmie do siebie niewinnych "
Avatar użytkownika
Feldgrau
moderator
 
Posty: 6610
Dołączył(a): 2009-10-29, 20:23
Lokalizacja: Jaworzno

Postprzez Feldgrau » 2013-07-20, 18:46

Kongo Epizod K12 – 13-14.07.2013
Ostatnio podpadłem w swojej jednostce – ktoś podkablował mnie że za dużo kombinuję z prywatnym interesem a to nie przystoi policjantowi , dostałem wilczy bilet ale nie ma tego złego ...
Zadzwonił stary znajomy jeszcze z młodzieńczych czasów gdy w armii dorabialiśmy na sprzedaży przepustek i małym szwindlom . Kolega teraz jest szefem departamentu Policji w jakiejś zapadłej dziurze , jego ludzie zniknęli , zginęli lub uciekli po masakrze , ja mam ponownie postawić na nogi posterunek policji i zaprowadzić porządek w mieście . Funkcja szeryfa mi pasuje tym bardziej że mojego kolegę ( teraz już szefa ) nie interesuje co robię po służbie lub na rogatkach Manama .
Mam wolną rękę bo boss ma urwanie głowy z jakimś babsztylem z ONZ , dziennikarzami i nowym narybkiem ze szkoły policyjnej , dostał jeszcze na czas wizyty urzędasów jakąś grupę z armii więc ma co robić . Ja przygotowałem radiowóz do nowej służby – kilka skrzynek bimbru , trochę towaru na wymianę , nieco kasy z łapówek ( podobno sporo złota wala się w pobliżu a i Oko Katangi pojawiło się na czarnym rynku ) , trochę danych wywiadowczych oraz kontakty na ludzi chętnych do kupna tego towaru . na maskę przymocowałem czaszkę jakiegoś wodza wioski oraz stary sztucer i ruszyłem do Manama . Jeszcze dobrze nie rozpoczęła się moja podróż a już zadzwonił telefon i jakiś tajemniczy głos spytał czy jestem zainteresowany kupnem sztaby złota , Noooooo zapowiada się ciekawie , jasne że chcę , cena jaką podał koleś prawie nie spowodowała że wpadłem do rowu , nie miałem nawet jednej dziesiątej potrzebnej kwoty ale ochoczo przystałem na spotkanie w dżungli , miałem jeszcze kilka obiecujących spotkań więc liczyłem na godziwy zarobek . Przyjechałem w okolice Manamy póÂźną nocą na miejscu czekał już na mnie jeden z moich kolesi z którym robiłem interesy ( sam już obłowił się mocno na wojskowych kontraktach i teraz musiał na jakiś czas zniknąć bo żandarmeria poszukiwała skrzynek najnowszego sprzętu który zniknął z jednej ciężarówek . Dołączył do nas jeden z miejscowych policjantów i nowy koleś przydzielony do naszego posterunku . Ruszyliśmy na pierwsze nocne spotkanie , trochę czasu zeszło nam na rozmowach z ochroną pobliskiej kopalni złota – pilnowali transportów na które miejscowi często robili napady . W teren ruszyliśmy nieco spóÂźnieni i na pierwsze ze spotkań nie zdążyliśmy , na kolejne też praktycznie nie bo po buszu szlajały się jakieś podejrzane ekipy uzbrojone po żeby na szczęście sprzęt który zniknął z wojskowej ciężarówki dawał nam sporą przewagę i już z daleka widzieliśmy przyczajonych osobników , omijaliśmy ich dużym łukiem gdy podczas jednego ze spotkań na nasze hasło zamiast odzewu usłyszeliśmy odgłos przeładowania broni . Wreszcie trafiliśmy na punkt w którym miało dojść do spotkania które miało przynieść mi niewielką fortunę i pozbędę się w końcu tej torby z tajnymi teczkami i innymi papierzyskami . Moja ekipa została w buszu ja wylazłem na polankę , podszedłem do miejsca spotkania i widzę jakąś postać która idzie w moim kierunku – no nareszcie jakieś spotkanie , jeszcze dla pewności hasło i realizujemy zamówienie . Bytom – mówię dość głośno i słyszę : eeeee no ja nie znam hasła , bo właściwie nie tutaj miałem być . kopara mi opadła . WyłaÂź mówię , koleś wyszedł i tak przez chwile się obwąchujemy , zaczynamy rozmawiać bo wychodzi na to że obaj mamy wyznanie handlowe  , od słowa do słowa i mamy nawet jakiegoś wspólnego znajomego – zaczyna się robić nieco dziwnie więc mówię że idę w swoją stronę , dziwnym trafem ten koleś też tam idzie , puszczam go przodem bo nagle przez drogę przebiega nasz cień , myślałem że to moja obstawa , koleś też tak myśli bo podchodzi do klęczącego jegomościa i klepie go przyjacielsko po ramieniu a tu nagle : ręce do góry – wybiega jeszcze kilku i już leżymy na glebie , przeszukują nas , szturchają grożą gwałtem – no pięknie rozumiem że to ja po pijanemu jakiegoś młodego chłopaczka ale żeby mnie ojj trzeba zacząć działać . Napastnicy też chętnie pohandlować chcą więc podtykam jednemu pod nos papiery ale ten mówi że czytać nie umie , przychodzi drugi i mówi że ja to komendant policji inni mnie otaczają ( zastanawiam się czy to dobrze czy Âźle że żołdak się pomylił ) chcą mnie zastrzelić jeśli nie dam im kasy lub czegoś ciekawego – obiecuję im na rano trochę lewych przepustek , nie kupują tego , mam trochę podrobionej waluty ale obawiam się im dać wykupuję się namiarami na fałszywy skład ammo i rusznikarnie – puszczają mnie , znikam w buszu , znajduję moją ochronę i odskakujemy , moją teczkę z dokumentacją ma ten nowy przysłany do nas – dziwny milczący koleś – odbieram od niego swój towar ( ale on i tak już zdążył obfotografować całą zawartość i przesłać do swojego kontaktu który szlaja się gdzieś po terenie ). Rozdzielamy się ja i miejscowy glina idziemy na kolejne spotkanie pozostała dwójka wraca do miasta . Tym razem spotykam się z dziwnymi typami którzy mają sztabę złota chcą mi ją sprzedać , nie mam tyle kasy , ich interesuję tylko jedno – transport na drugą stronę granicy i papiery przewozowe , dziwnie im z oczu patrzy więc obiecuję załatwić dokumenty i szybko znikam , w duchu sobie mówię że jednak więcej się z nimi nie spotkam ( miałem rację to oni nad ranem odstrzelili chorążego C i chcieli się pozbyć i mnie ). Wracamy do miasta i zaczynamy sprzątać posterunek by na rano wyglądał jako tako , ustawiamy stoły podpinamy archaiczne komputery , rozkładamy mapy ja idę się zdrzemnąć do radiowozu ale pojawił się jakiś uzbrojony osobnik i kiwa na mnie palcem bym wylazł z nim za bramę miasta – to te zbóje które chciały mi poszerzyć w nocy odbytnicę , troszkę podyskutowaliśmy i pozbyłem się wreszcie tajnych teczek za dość niewielką niestety cenę, idę spać . po jakimś czasie przyjeżdża jakiś żołnierz zdezelowaną ciężarówką i mówi że ma tu się zameldować do pracy , każę mu doprowadzić auto do porządku i zameldować się komendantowi jak się zjawi rano .Szwejk zaczął grzebać przy aucie , wyjął stare radiostacje i próbował je uruchomić . Po chwili w mieście zaroiło się od ludzi , cywile , wojsko , policja , auta ,piesi – Miasto ożyło , przyszedł wreszcie komendant i zaczął ogarniać ten mały tłum, szybka odprawa dla wojska i wypad z miasta na rogatki zakładać posterunki , odprawa dla policji i wypad na patrole , widzę że boss wkłada coś do sejfu i klucz do kurtki , kurtka .... na krzesło i już rozmawia z kimś z prasy . Ok. chwila zamieszania i już mam klucz do sejfu , teraz mogę jechać wreszcie na patrol .
Dzwoni jakaś paniusia , namiętnym głosem namawia mnie na spotkanie bo ma do opchnięcia diamenty – coś to mi pachnie poważnymi konsekwencjami więc umawiam się z nią w kostnicy – gdyby co łatwo będzie ukryć jej ciało pod stosem trupów .
ładujemy z kompanem skrzynkę bimbru do radiowozu a tu telefon jakiś typ pyta czy to ja jestem ten gość co może dużo załatwić – no ja – mówię . Potrzebuje Manama 44 . Noż jasny gwint gość siedzi gdzieś w buszu i dziwki potrzebuje – chyba bawoła mu podeśle niech sobie ulży. Qrwa mać . tłumaczę gościowi że jak przyjdzie do miasta bez broni wydam mu przepustkę i pokarzę gdzie jest przybytek o który mu chodzi . Ale facet mnie tylko sprawdzał , potrzebował informacji i szukał kontaktu , umówiliśmy się na punkt . chcemy już jechać ale Boss daje nam na patrol jeszcze dwóch młodych policjantów ( chyba nam coś nie dowierza ) . Już mamy ruszać a tu dziennikarka pakuje mi Siudo radiowozu i che robić wywiad , chce z nami na patrol jechać , ja udaje służbistę , mówię że muszę mieś zgodę przełożonego , ona próbuje mnie namówić używając innych argumentów , jej dłoń głaszcze mnie co chwile , uśmiecha się miło a ja mam rżącego ze śmiechu naćpanego glinę obok i dwóch na pace , umawiam się na następny raz i ruszamy wreszcie w teren . Przebijamy się przez busz , pojazd rzęzi , prycha ale daje radę . po pewnym czasie zatrzymujemy się na polanie a tu wyłazi uzbrojony zbir . Wyrósł zaraz przy radiowozie jakby z pod ziemi , moi gliniarze złapali za broń ale ich uspokajam to nasz kontakt , wychodzę z radiowozu idę do ich dowódcy , rozmowa szybko schodzi na konkretne informacje , mam im dostarczyć jak najwięcej danych o pewnym gentelmanie , na zachętę dostają od nas 2 flaszki bimbru i ruszamy w drogę powrotną do Manamy , W radio jakieś dziwne komunikaty , blisko miasta spotykamy naszych żołnierzy przekazuję im info o typach uzbrojonych z którymi wcześniej pohandlowaliśmy i jedziemy dalej . Drogę zajeżdża nam młody żołnierz, w ciężarówce , mówi że miasto opanowała banda jakichś rzezimieszków , zdobyli posterunek i mają zakładników . Jedziemy ,Manama jest jak wymarła , ślady walki , rozbite wystawy sklepików ,przebiegają jacyś uzbrojeni ludzie , moi policjanci otwierają do nich ogień , tamci odskakują , podjeżdżam bliżej ciężarówki i jedziemy wolno pod posterunek , nasi policjanci pod tą osłoną ostrzeliwują budynek . Z budynku policji lecą serie w naszą stronę , to nie jacyś nawaleni buszmeni ale zawodowcy strzelają , zatrzymujemy auta i korzystając z tej barykady nawiązujemy walkę .
Nie wiemy kto zajął posterunek , nie wiemy ilu jest napastników , ani ilu żyję jeszcze zakładników ja do dyspozycji mam 4 strzelców wliczając w to żołnierza kierowcę , sam strzelać nie mogę bo moja giwera jest na posterunku sam mam tylko kopyto pod pachą ale uszkodzona iglica uniemożliwia strzelanie mogę tylko nim straszyć .Z budynku policji dolatuje nas krzyk że jak nie zaprzestaniemy strzelać będą zabijać zakładników . Rozkazuję wstrzymać ogień i idę negocjować , wychodzi jeden z napastników i trzyma przed sobą na muszce ochroniarza pani sekretarz , gość ma mocno pobijaną facjatę – chyba nie obeszli się z nim łagodnie – ciekawie jak wyglądają inni zakładnicy . Napastnik mówi że jak damy im auto z kierowcą i dokumenty wyjazdowe to wypuszczą zakładników , ja próbuję kłamać i zwlekać ale napastnik mnie wyczuł i mówi że zastrzeli tego kolesia a potem następnego – że następnym będzie mój syn , oj nie dobrze nie lubię bachora ale jednak to moja krew więc kłamie żołdakowi że nie zależy mi na gówniarzu i zrobię sobie kolejnego . Mówię im że zaraz będzie tu sporo wojska i nie wyjadą , żołdak na moich oczach zabija ochroniarza – a więc nie żartują . Każę przyprowadzić komendanta bo chcę zobaczyć czy żyje . Przyprowadzają – pytam czy mam dać im przepustki – komendant kiwa głową że nie . Jednak napastnicy mają przewagę więc daję im ciężarówkę i kierowcę ale mówię im że granica i tak jest zamknięta do 12:30 , mówią że jak mają komisarz to i tak przejadą , nie ma szans – mówię – żołnierze nie przejmują się panią komisarz , jest przepustka to przepuszczą inaczej nie . każą mi odejść i czekać – sami gdzieś dzwonią . Ja odchodzę do radiowozu zbieram swoich policjantów i odjeżdżam na koniec miasta , próbuję nawiązać łączność z naszym wojskiem – ciężko to idzie , cały czas zrywa , przekazuje im co się dzieje w mieście i proszę ich o pomoc . Dzwonię również do najemników z którymi miałem wcześniej kontakt i obiecuję im kasę i przepustki oraz dokumenty przewozowe jak uwolnią naszych zakładników , obiecują nam pomóc . Okazuję się że ci co zajęli posterunek policji też dzwonili do najemników i wzywali ich na pomoc . Swoich policjantów wysyłam w teren by obstawili miejsca wokół posterunku i czekali na przyjście wojska lub najemników . Sam jeszcze trzykrotnie próbuję negocjować ale skutek jest mizerny . Czekam wiec w radiowozie ale tu zachodzi mnie jeden z napastników i bierze do niewoli , prowadzą mnie na posterunek , tam każą wydać klucz do sejfu – mówię że nie mam ale powiedzieli że komendant policji im powiedział że ja mam klucz a jak im go nie dam to zastrzelą kolejnych zakładników , jak im dam dostanę woreczek złota , no cóż daję im klucz i zgarniam złoto .
Każą mi wypisać dokumenty przewozowe , mówię że wypisze jak wypuszczą kobiety , nie zgadzają się ale mówią że jak wypisze dokumenty to opuszczą miasto i wszystkich wypuszczą a ja zdobędę drugi woreczek złota . No cóż przekonali mnie , zgrywam jeszcze twardziela ale tylko po to by dobrze wypaść przed swoim przełożonym i zaczynam wypisywać dokumenty przewozowe oraz imienne przepustki , głośno czytam co piszę nazwiska żołdaków które wpisuje ( mam nadzieje że komendant ma dobrą pamięć ). Ale i tu mnie przechytrzyli . Po wypisaniu papierów skuli mnie i wpakowali do ciężarówki , obok mnie ulokowali jakiegoś dziwnego jegomościa , ma broń ale nie wiem czy to jeniec czy napastnik , wciska się jeszcze jeden z żołdaków – do przodu idzie pani komisarz i dziennikarka i jeden z napastników z pozostałych w tym z komendanta robią żywe tarcze na około auta i ruszamy .
Ciężarówka powoli jedzie po wymarłym mieście , ale moi policjanci czuwają , leci seria potem kolejna , auto przyspiesza , widać jak za pojazdem biegną moi gliniarze i strzelają , robi się zamieszanie któryś zabiega pojazd od przodu i strzela w opony , wreszcie auto staje , chyba oberwało też w silnik bo w pojeÂździe robi się zamieszanie trochę dymu ,zakładnicy którzy byli żywymi tarczami albo uciekli albo SA martwi , napastnicy ci co gnali pieszo też leżą pokotem , ci ciężarówki strzelają jeden z nich ten obok mnie strzela do komendanta który próbował zorganizować naszych policjantów w jakiś sensowny atak . żołdak z tyłu auta obrywa , wypada z pojazdu . Nasi krzyczą by opuścili pojazd – ostatni z żołdaków krzyczy że rozwali panią komisarz ,siedzę z tyłu paki obok mnie ten koleś – ma broń ale nie strzela , obok mnie leży karabin , wreszcie się uwalniam z więzów , podnoszę powoli klamkę – koleś obok mnie podnosi ręce do góry – no już wiem na czym stoję , odwracam się w kierunku zbira w naszym aucie który siedzi koło naszych pań , przykładam lufę do jego głowy – żołdak zamarł – patrzy zezem na mnie , przełyka ślinę . Ile masz lat – pytam . 28 mówi niepewnie . No to wystarczy mówię i naciskam na spust. Kolesia wywaliło z auta . Dziennikarka tylko otarła krew z twarzy ale nic nie powiedziała . Twardy babsztyl . Krzyczę do naszych że pojazd zabezpieczony , nasi karzą mi wyleÂźć i ... na glebę . Qrwa mnie na glebę za co , no tak przecież brałem złoto od tych bandziorów i to przy zakładnikach , a niektórzy przeżyli ( trzeba to naprawić ) . Ale tu już komendant ( ponowie opatrzony ) dyryguje zespołem – mnie na nogi , oddali broń i lecę po radiowóz , trupy przeszukać , rannych zabrać i na posterunek . Tam ja i Gebel mamy jechać na patrol reszta obstawić rogatki , wojsko w teren , cywile uporządkować posterunek . Jedziemy – w buszu cisza , nawet ptaków nie słychać . Chyba coś się szykuje – zanim objechaliśmy teren i wróciliśmy do Manamy było już po grze . Po terenie szlajali się wszyscy uczestnicy LARPa , miny uśmiechnięte więc się chyba podobało . Końcowa odprawa i do domciu .
" Zabij ich wszystkich a Bóg weźmie do siebie niewinnych "
Avatar użytkownika
Feldgrau
moderator
 
Posty: 6610
Dołączył(a): 2009-10-29, 20:23
Lokalizacja: Jaworzno

Postprzez Gebel » 2013-07-20, 20:54

NieÂźle... :mrgreen:
Saltus XIV,XV,XVI,XVII; Unit 06,07; Blackops I,II,III; RedFall 2013; NWN 2014, 2015; SALAMANDRA; GreenCoat II; GF POint 2015
Avatar użytkownika
Gebel
 
Posty: 2014
Dołączył(a): 2011-10-12, 22:31

Re: Milsimowe przygody Feldgrau-a

Postprzez Feldgrau » 2013-11-22, 15:50

BlackOps .
BLACKOPS 2013

Data:
2013.09.20-22

Miejsce:
Lębork pod Darłowem

Broń:
tylko repliki ASG (nie RAMy)

Składy:
6 osobowe
Impreza bardzo wymagająca kondycyjnie i sprzętowo , na replikach asg łącząca środowisko asg i Pb . My byliśmy BO byliśmy ścigani przez harty . chłopaki do dyspozycji mieli pojazdy , noktowizje , termowizję dobrze zorganizowaną łączność , każdy z oddziałów BO miał nadajnik gps dzięki któremu byliśmy widoczni na monitorach hartów ( co jakiś czas) , był nawet jeden dron .
Udało się „przeżyć” tylko jednej ekipie BO . My odpadliśmy w nad ranem , harty dopadły nas używając termowizji wcześniej udało nam się dwukrotnie zerwać kontakt , łącznie w nocy mieliśmy 3 kontakty ogniowe . nie robię szerszego opisu bo coś takiego trzeba przeżyć samemu by zrozumieć i „poczuć” to wszystko co chciałbym tu napisać .
" Zabij ich wszystkich a Bóg weźmie do siebie niewinnych "
Avatar użytkownika
Feldgrau
moderator
 
Posty: 6610
Dołączył(a): 2009-10-29, 20:23
Lokalizacja: Jaworzno

Re: Milsimowe przygody Feldgrau-a

Postprzez Feldgrau » 2013-11-22, 15:51

RedFall 2013
Impreza w iście ASGojowskim stylu ale że sam zostałem as gejem i zrobiłem klameczkę w serwisie i dokupiłem nieco szpeju a co najważniejsze zapowiadała się fajna impreza i fajne towarzystwo to jadę .O 19 tej podjechał Cames ( a właściwie CD-ROM ) swoim „sforo wozem” tymi naklejkami mnie wkurwił straszliwie , ale nie chciałem sobie psuć imprezy – zaraz potem zjawił się Gebel więc pakujemy się jedziemy . Gebel obiecywał atrakcje i się zaczęło – jak zwykle cisnął furą ile wlezie bo plan ambitny – przed północą mamy być w Toruniu na noclegu . Dojechaliśmy bez przygód ale potem to i on się tego nie spodziewał . Nocleg załatwił nam w burdelu co prawda w naszej cenie było to bez żeńskiego wkładu do łóżka ale i tak spanko wypas – choć jak wparowaliśmy tam w mundurach to „pani” która nam rozwarła szeroko ........ bramę wjazdową na pilota :D stwierdziła że spokój mamy bo nas jeszcze dziewczyny nie wypatrzyły .Do naszego pokoju wchodziło się po schodach które przy każdym kroku rozświetlały się na czerwono :D, Reszta hacjendy w podobnym stylu . Rano śniadanko w wypaśnej kuchni i w drogę na miejsce zbiórki . Dojechaliśmy do ośrodka wypoczynkowego tam już kręcili się goście w mundurach – facet z klamką na udzie wskazał miejsce do parkowania – szybki wypakunek szpeju bo już ”śmigło” czeka na transport do hq . Ja władowałem się do jednego z kilku chłopami i szpejem . Gebel i Cames do drugiego . Jazda do hq trwała z 10 minut – posłuchałem „frontowych” opowieści z akcji ASG , co nieco „obwąchaliśmy się „ i już mieliśmy jako takie wyrobione zdanie o sobie – fajne chłopaki i mają dobre poczucie humoru .( 10 minut wykładu co można wysadzić przy pomocy kuchenki mikrofalowej oraz co zrobi śpiący kolega gdy poczuje w ustach kiełbasę – prawdziwą i namiętny szept do ucha :D ) Po wypakowaniu szpeju przywitał nas Czarny – nasz dowódca i jego wszędobylski pies . W drugim śmigle z Geblem i Camesem przyjechały duże namioty oraz bela siana do budowy umocnień . Dowódca rozdzielił zadania – my zajęliśmy się ładowaniem siana w worki by zbudować tego barykady , inni rozkładali namioty lub oświetlenie – halogeny do „oślepiania” przeciwnika w nocy . Gebel latał za psem nie wiem czy chciał go zjeść czy przytulić – okazało się że to drugie . Potem rozkładamy nasze namioty i okazało się że moje rękawiczki i śpiwór zostały w gebellowozie – cholera będę marzł . Ale że śmigło kursowało po innych to Gebel pojechał i dowiózł mój zapomniany szpej . W tym czasie była już odprawa , przydział zadań , tabel kodowych i cała reszta. My dostaliśmy zadanie patrolowania odcinka torów między dwoma ( z trzech) mostami obsadzonymi przez nasze grupy – w pobliżu tych mostów były przekaźniki do zniszczenia przez przeciwnika ( musieli zniszczyć minimum dwa ) . Ok. gotowi do wyjścia – my zgłaszamy się na patrolowanie terenu aż do zakończenia gry ( cały szpej na bytowanie mamy przy sobie ) . Pierwsze wyjście , pierwsze kontakty z naszymi patrolami , obsadą mostów , pierwsze meldunki przez radio – standard , po jakimś czasie robi się nieco ciężko z plecakami i szpejem więc znaleźliśmy sobie miejscówkę w połowie drogi tam zbudujemy mini bazę – zostawimy plecaki i stamtąd będziemy patrolować , ale na razie w pełnym szpeju idziemy dalej . Gebel wypatrzył kontakt , krzyczy hasło – cisza , krzyczy drugi raz – cisza , Cames rozkłada klamota , ja odbezpieczyłem kałacha , ale wreszcie jest odzew . To nasi ( qrwa mało brakło ) . Pogadaliśmy trochę – ustaliliśmy znak rozpoznawczy z tymi na moście i idziemy – po chwili most – piękna stara konstrukcja nad nami jak z CK Dezerterzy – na moście uzbrojony jegomość od niechcenia celuje w nas . Po haśle i odzewie podeszliśmy pod most ( Gebel zrobił fotkę skrzynki którą mamy chronić ) Potem patrol dalej aż do wyznaczonego punktu . Tam składamy zaszyfrowany meldunek i wracamy - idziemy na most się przywitać . Ekipa z jajem – posypały się kawały w stylu – czym różni się cyganka od bomby atomowej – ma mniejszego grzyba . Inne w podobnym stylu a to wszystko w nawiązaniu do naszego CD-ROMa :D .
Wracamy do miejsca gdzie mamy zrobić sobie bazę ale w eterze słychać że zaginął pies dowódcy – poszedł z jakimś patrolem a potem pobiegł za jakimiś cywilami . po chwili naszego marszu na ścieżce ukazało się 3 cywili i pies – pies oczywiście „nasz” więc Gebel rozkazał go zarekwirować ale cywile twardo się stawiają że pies jest ich , znaleźli go że jest wycieńczony i że długo musiał się szlajać po lesie . Tłumaczymy im że to nie prawda że jeszcze 2 godziny temu był w bazie itp. Itd. . Widzę że Gebel gotów jest do nich strzelać gdyby burka nie oddali ale kapitulują i oddają nam psa . Przywiązujemy go paracordem do nadgarstka Gebla , on karmi go batonikiem , ja poję wodą z cammelbaga . Gebel decyduje że zaprowadzimy psa do bazy . Prościej było wrócić na most i tam przysłali by śmigło ale Gebel tak się przywiązał do burka ( nie tylko paracordem ) że nawet nie oponuje . Droga do bazy przeszła spokojnie – tam przekazujemy psa Czarnemu – on nam dziękuję za znalezienie , ja mu mówię że to drobiazg przecież jesteśmy „pidżejami” . Gość z jego obstawy patrzy na nas zdziwiony ( chyba nie zrozumiał ) . Wracamy na nasz „szlak” Gebel tęsknym okiem patrzy za oddalającym się futrem z merdającym ogonem . Wyłazimy na tory i dalej do patrolu . Dochodzimy do K20 tam rozkładamy szpej , maskujemy plecaki – odbój . Wyciągamy żarełko i po chwili Cames drzemie Gebel chrapie – zostałem sam . No cóż z przepastnych czeluści plecaka wyjąłem browarek i pilnuję . A że chłopaki mieli sen czujny to na pierwsze moje „beknięcie” obudzili się . Już mieliśmy iść dalej a tu komunikat od Tango 2 że mamy wracać do bazy . Most został stracony . Noż cholera nic słychać nie było – w PB jednak bitwa „niesie się „ daleko tu tylko bziuuut Ziut i już KIA spadają z mostu . Pech . Wracamy . W bazie dowiadujemy się że IC nie chciał ryzykować byśmy „spadli” bo przeciwników atakowało około 30 . Każe nam iść odpocząć . Trochę się zdziwił jak nie chcemy i prosimy o zadanie . Na razie nie ma . Mówimy że możemy iść na nocny patrol mamy 3 nokto . Dowódca więc przekazuje nas ochronie bazy mamy ich wspomóc w pilnowaniu bazy w nocy bo ma być atak na bazę . Ochrona dysponuje kilkoma ludźmi i jednym chyba nokto . Odpoczywamy , jemy i szykujemy się do wieczornego pilnowania obozu . Wkładam polar na mundur , sprawdzamy noktowizję , ustawiamy swoje sektory , ja na lewo , Cames z SAWem na środku , Gebel po prawej stronie naszego odcinka , w lesie kilkanaście metrów od mojej lewej nasza wysunięta placówka ( ci z nokto ) . Ja ułożyłem się za zasłoną ( plandeka ) pomysł Bolka z podwieszaną dociętą karimatą wyśmienity – gdzie nie usiądę dupskiem tam mam pod sobą izolacje od podłoża . Coś zaczynam przysypiać , już zrobiło się ciemno – zdjąłem kask bo ciąży cholernie – odpiąłem nokto i obserwuję trzymając go w rękach . Gebel łazi gdzieś od strony drogi . Nastraszył jakiś nasz patrol jak nagle wylazł z boku i spytał o hasło . chłopaki szli środkiem drogi jak gdyby nigdy nic . Byli zaskoczeni na maksa jak zobaczyli Gebla z nokto . Robi się chłodno , wbijam się w snugpak , Dowódca ochrony mówi byśmy pilnowali na zmianę póki spokój , wysyła też zmienników do tych na placówce . Po pewnym czasie opuszczam mój rewir idę do Gebla i Camesa za ich barykadę ze słomy . Gebel decyduje się iść spać ( w końcu rano musi nas bezpiecznie do domu dowieźć ) Zostaje z Camesem ale zimno coraz bardziej , wbijam się jeszcze w goretex ( zaczyna siąpić deszcz ) kamizelka z ładownicami obok mnie , kałach oparty o drzewko , pas od broni zawinięty na nadgarstku i „czuwam „ co jakiś czas przysypiam . monotonny szum agregatu i głosy z namiotu sztabowego tak działają na mnie . Zdjąłem bowmana i tylko z oddali słyszę meldunki przez radio . Cames zniknął w namiocie , zostałem sam . Sprawdzam godzinę – pewnie już 4 – o kurwa dopiero północ . Idę na obchód by się rozgrzać . Rozbieram jedną z barykad i pod dupę ląduje worek z sianem – ooo teraz ciepełko. Przysypiam . słyszę głosy za moja barykadą – kurwa nadchodzą , powoli biorę kałacha , zrywam się – skok za barykadę – nikogo nie ma . Cholera przyśniło mi się czy co , znowu obchód . Kładę się , znowu głosy – zrywka , skok za barykadę i znowu cisza – co jest teraz nie spałem . Okazuje się że to moje radio mnie tak w ciula robiło – bowman leżał obok i „nadawał” . Znowu robi się zimniej idę się nieco zdrzemnąć , w namiocie Gebla odchodzi chrapanie na całego – nawet gada coś przez sen , idę do mojego a tam Cames rozwalony na całego w moim namiocie z wypiętym zadem jak nałożnica araba obok mój plecak ( trochę pada to nie będzie moknął ) , mam dość jest po 4 tej chłopaki już pospali czas na mój sen , wykopuję Camesa z namiotu i kładę się do śpiworka . Cames zajmuje miejsce na sienniku i obserwuje – ja usypiam , długo nie pospałem obudził mnie rechot Gebla ten pewnie znowu okulary czymś nasmarował , wyłażę z namiotu – no pewnie wychylił swój łeb i rży jak dorodne źrebię , jest nieco po 7 wyłażę , szykujemy żarełko – otwieram MRE , Cames stawia wodę na kawę , powoli wyłażą i inni , ktoś tam się już pakuje . Okazuje się że straciliśmy i drugi most . No cóż przegraliśmy jest decyzja by powoli składać manele ale klamki przy sobie bo może być atak . Gebel znowu bawi się z pieskiem my trochę jemy i pakujemy się ale od strony mostu jakaś nawalanka . Jest decyzja idziemy odbić most ( notabene był cały czas w naszych rękach ) szybko się zbieramy . Grupa uderzeniowa już prawie gotowa . Gebel coś tam jeszcze pakuje do plecaka mówimy że wychodzimy – ten coś tam mamroce pod nosem i dalej pakuje plecak ( po cholerę mu plecak teraz ) w końcu wychodzimy z Camesem na drodze ustawia się grupa w szyku patrolowym , ruszamy . Nagle jakieś bziuuut i koleś przede mną pada na drogę ( martwy ) zmiotło mnie za drzewko inni na boki . Co jest myślę . Noż kurde przeciwnik podszedł pod sam prawie obóz i strzela, przez chwile się nie zorientowałem bo brakło mi odgłosu tak pięknego w PB . Patrzę a po drugiej stronie drogi naprzeciwko mnie jest gość , klęczy i strzela po skosie – jak to możliwe że mnie nie widzi , no tak ale ja jego tez nie widziałem przed chwilą . odbezpieczam kałasza celuję i ładnie gdaka seria . Koleś dostał ale nawet tego nie zauważył ( no dobra , podniecenie adrenalina itp. ) dlatego nigdy nie będę cenił asg . No nic poprawiam druga serią – dostał w ramię i niżej , teraz chyba poczuł po spojrzał na swoje ramie ( czego tam szukał kurwa dziury ?? ) i dalej strzela ale już powoli obraca się w moim kierunku . podniosłem lufę o centymetr , dwa strzały i oba trafiają go w głowę . Koleś złapał się za „czajnik” i ... odskoczył do lasu ( no teraz poczuł wreszcie ) , ale po chwili refleksja no cholera ale ja miałem 430 fps chyba go zabolało . Słyszę jak ktoś drze ryja o medyka . To Cames , leży przy drodze i woła . No cholera zabiją mnie przez niego , podbiegam , - gdzie dostałeś ?- w rękę . szarpie się z apteczką , nowe cargo , zamek nie wyrobiony ale w końcu puszcza , wyciągam opatrunek i zakładam Camesowi , jakiś kolega nas ubezpiecza. Cames wstaje i chce brać SAWa . Gdzie – mówię , jesteś ranny w rękę , rzucam mu swojego kałacha a sam biorę SAWa. No teraz wam dokopię . „ Idę ciemną doliną , zła się nie ulęknę ...” i jakoś tak dalej było . patrzę na drodze magazynek leży , podnoszę okazuje się że to kolegi przede mną . Idziemy patrolem dalej , ale obsada mostu kieruje nas na prawo . Wchodzimy w las , jest nas 5-6 , przed nami jakaś ekipa , wyglądają na nasz patrol . Cames mówi że to przeciwnik i żebym strzelał , po prawej to już na pewno nasza grupa . Drę ryja do tych z przodu „ Woda” , „Woda” , gość się odwraca i coś odkrzykuje i karze się w tyralierę rozstawić . Cames woła „wiadro „ ( bo tak brzmiało hasło a ja popierniczyłem – hehe kolesie za nami się nie odzywali bo myśleli że zmienili hasło w nocy ). Ci z przodu zniknęli w zaroślach . Cames ma do mnie pretensje że nie strzelałem – dałem dupy bo odległość spora ale SAW by dociągnął a ja cały czas myślę kategoriami PB . ale wkurzył mnie Cames to mu mówię – mogłeś sam strzelać co masz w łapach –zabawkę ?? . Przechodzimy z Camesem tory i idziemy na druga stronę – reszta nam odradza ale ja szukam „zaczepki” chce wypróbować SAWa . Nikogo nie ma , wracamy drogą w kierunku mostu tam spotykamy SFORę – ooo LOKmilsim cześć , oo SFORA no miło nam , i taka tam gadka , nasz SAW im się spodobał . Idziemy do bazy tam Gebel czeka na nas z miną zbitego psa ( nie tego od dowódcy ) okazało się że „zginął” zaraz jak tylko na drogę wylazł . Ja opowiadam mu o swoim Killu . Gebel mówi żebym go nie drażnił , inni śmieją się ze mnie i mojego „Woda, Woda” ale co mi tam , końcówkę milsima mam wyśmienitą , żałuje tylko że nie zdjąłem go z beretty to było by piękne zakończenie . Koniec pakowania , żegnamy się z wszystkimi i z buta idziemy na parking , razem z jedną grupą . Po drodze rozmawiamy , są zdziwieni że my ze śląska i że przyjechaliśmy ... samochodem , mówimy że my tu jesteśmy parę razy w roku na milsi mach , patrzą zdziwieni , mówię że my to PB a asg to od niedawna . Kolega mówi że nie wiedział iż „malarze” robią milsimy , mówię mu że bez obrazy ale robią dużo lepsze niż asg , chyba ich uraziłem ( nie taki miałem zamiar ) bo już nic nie mówili na ten temat . Na parkingu szybkie pakowanie i Gebel wiezie nas do domu , po drodze dobry obiadek – standardowo zjadłem dwa
" Zabij ich wszystkich a Bóg weźmie do siebie niewinnych "
Avatar użytkownika
Feldgrau
moderator
 
Posty: 6610
Dołączył(a): 2009-10-29, 20:23
Lokalizacja: Jaworzno

Re: Milsimowe przygody Feldgrau-a

Postprzez Feldgrau » 2014-01-26, 17:37

Nuclear Winter Night 25.01.2014 .
Gra w konwencji ASG . Razem z Gebelem wcielamy się w Stalkerów , jedziemy na poligon "wesoła" byliśmy już tam na KDSie , ale teraz jedziemy na nocną imprezę , zimno i dużo śniegu . Fura Gebela wyposażona i wyłożona po dach sprzętem i "bronią" jakbyśmy jechali odbijać Majdan . na centralnym miejscu na tylnej kanapie moja Pekaśka zawinięta w brezent . W bagażniku mam jeszcze "kałasza" . A że planowaliśmy na miejscu "taktyczny nocleg" nad ranem w warunkach zimowych to i karimata i gruby śpiwór z bundeswery i dodatkowo snugpak . Po małych problemach dojeżdżamy na miejsce . Już tam sa inni stalkerzy , każdy się szykuje , my z Gebelem też powoli . Na chwilę Gebel zniknął poszedł się przywitać z Ghotami . Wraca , sugeruje przyłączenie się do nich - chłopaki się zgodzili . Miło będzie zagrać z weteranami Unita , Bo i wielu innych imprez . Wbijamy się w cammo "snoow trre" na to kamizelki taktyczne , pod spód każdy swoje wytestowane i sprawdzone levele , w łapki repliki u Gebela na głowie kask z nokto na moich barkach Pekaska ( wyglądamy jak bliźniacy syjamscy - ja oczywiście ten ładniejszy :D ) . Idziemy "zameldować" się do "grupy Roboczej " ( nazwa kodowa kolegów z Lublina). Witamy się - czas na wspomnienia z U i BO inni "obwąchują" nas ciekawie - to grupa ASG z ekipy Lublinieckiej nie grywali w PB więc dla nich jesteśmy nieco z innej bajki . Moje PK robi małe zamieszanie ( dobrze że noc to nie widać wszystkich drobiazgów ) kilku się do niej przykłada , Robimy kilka zdjęć w grupie i już słychać : Baczność w dwuszeregu zbiórka ( co jest qrwa przeniosło mnie w czasie o 25 lat ?? ) ustawiamy się w dwuszeregu - strasznie dużo tych Stalkerów . Org wita nas , przedstawia sytuacje , omawia grę , odczytuje sponsorów , padają pytania i : w tył rozejść się . Dowódcy grup na odprawę a my dalej w kółeczko i tuptamy sobie bo coraz zimniej . Wydają nam batonik oraz kartę ran . Ochroniarz przy bramie sprawdza liste obecności po nazwiskach i po kolejnych 20 minutach wchodzimy na teren gry . Idziemy luźną grupą do pierwszego punktu , po woli grupa ustawia się w szyk ( dziwna to grupa Stalkerów ) obok przemykają inne grupy i pojedynczy stalkerzy , sprawdzamy zakamarki wolnej strefy i zagłębiamy się coraz bardziej w las , na początek idziemy drogami leśnymi ale Gebel już wypatrzył przed nami jakiś ruch ( to inni stalkerzy ) wpadamy w las i już tak się poruszamy . Po chwili - Niebieski - zielony : ok i już dwie postacie w bieli wstają podchodzimy - to też stalkerzy czekają przed wejściem do zony - oczekujemy na pierwszy transfer koordynatów . przed nami posterunki wojska pilnują wejścia do strefy . słychać ich rozmowy , przestrzeliwanie replik , po chwili załącza się generator i las oświetla rząd halogenów , blisko nas - jesteśmy naprawdę bliziutko . są kordy - przesuwamy się do tyłu i w lewo podchodzimy pod jakiś bunkier ale inni nas wyprzedzili ,artefaktu juz nie ma ( my do tej pory mamy jeden mały z wolnej strefy ) .Przedzieramy się przez las . Pekaśka ciąży mi i przeszkadza , spotykamy inną grupę dużą Stalkerów , jakieś małe zamieszanie Ufo karze iść dalej ale są głosy by szturmować strefę z tą druga ekipą . mała kłótnia , szepty wreszcie idziemy dalej obok zamarzniętego koryta rzeczki . idziemy wzdłuż lampionów porozwieszanych na drzewach ( białych ) to granica zony . Po chwili po lewej słychać walkę i wystrzeliwują race i dymy - to inna grupa Stalkerów się przebija . My idziemy jeszcze trochę i Gebel wypatrzył żołnierzy - otwierają ogień mu też nawalamy i cofam się , leci od nas dym , wale serie za serią do przodu ale coś przerywa ( qrwa bateria zamarzła ) innym tez już nie podają magi . Kolega z mini zerwał coś u siebie i jego "świnia" nie podaje kul zostajemy już z jednym kaemem ( szybko zmieniam baterie ) PK gdaka ładnie . Jest decyzja Ufo , rzucamy dymne na lewą i prawą stronę i przebijamy się biegiem , ale Gebel melduje że przed nami barykada - nie przejdziemy . OK wbijamy sie w las i na drogę , przemieszczamy się drogą . Po lewej nadal kanonada i race ( macają nas) . Przed nami po lewej leśny bunkier , padają strzały . Pada rozkaz naprzód , Pakul rzuca dymny ja wale serie w bunkier inni też i bieg . O q...a ale to ciężkie ledwo mogę biec ale przebiliśmy się ( nie wszyscy jednak ) . potem szybki marsz i odpoczywamy - każdy dyszy jak smok , ja mówię głośno : w 39 tym mieliśmy tak samo ciężko , śmiech - idziemy dalej . rozkładamy się tylarierą i przeszukujemy tę część zony w której jesteśmy w oczekiwaniu na koordynaty . duża polana zawalona śniegiem , dochodzimy do starych stanowisk strzeleckich ( kordów nadal nie ma ). Odbijamy w prawo i droga idziemy dalej . widać ślady kół samochodu i miejsce gdzie zawracał - przeszukujemy ten teren - jest artefakt , idziemy dalej i tak jakiś czas , jest zimno . podchodzimy pod wzniesienie jest kolejny artefakt tym razem z kodem i ciężki . Nie ma dalej kordów mimo że już po północy , złazimy w dół . Przed nami jakaś grupa chyba 8 Stalkerów , sa w oddali ale próbują nas obejść . Gebel i jeden kolega poszli do przodu , my rozkładamy się w półkolu , są wreszcie kordy okazuje się ze to teren gdzie jest tamta grupa ( musieli dostać wcześniej ) wreszcie podchodzimy w to miejsce - przeszukujemy i teren i dwa bunkry . Oddaliłem się nieco od grupy , wracają wszyscy na drogę , nie mogę nadążyć boję się ze mi znikną , wylazłem na jakaś polane i nagle : kontakt , kontakt , po lewej , strzelaj . nasi strzelają "kontakt" też jest ich 2 lub 3 widać że stalkerzy ale na hasło odpowiadają ogniem . Mam idealną pozycje , podbiegam od strony Gebla i jeszcze jednego kolegi i w tym momencie Gebel obrywa . Koleś jest w dole strzelniczym praktycznie otoczony ale nie chce się poddać . Wywalam w niego długie serie cały czas podchodząc . Dostał . Gebel zaczyna wrzeszczeć ( z karty ran wychodzi że jest w szoku ) , jedni przeszukują ubitego stalkera my idziemy po śladach drugiego a Gebel wrzeszczy :D . Przy okazji sprawdzamy teren bo tu ma być kolejny artefakt . Zabiegam z prawej i zalegam w krzakach po lewej kilku od nas ( w potyczce straciliśmy 3 rannych poszli do ogniska medyka ) . Gość z rowu krzyczy o hasło , ja czekam na nasze posiłki nie chcę się wychylać , ale nasi nie podchodzą ci co ocaleli zbierają się przy drodze słyszę jak mówią że kaemista poszedł w prawo i zniknął wyłażę więc i dołączam do grupy . Okazuje się że nasi ranni zaraz mogą dołączyć do nas ( jeden ma artefakt a to trzeba dostarczyć gościa który skupuje artefakty przy głównym ognisku - a więc ponownie trzeba się przebić przez posterunki . Gebel musi odbębnić 2 godziny kary . Idziemy po następny artefakt ale dostajemy flarę i ogień z boku - tam już posterunki wojska , słychać huk i błysk to ten Stalker co nam umknął "wyleciał na minie" , po chwili widać przesuwające się czerwone światełko w kierunku ogniska medyka .
Dołączają nasi od medyka , sprawdzamy "broń" nie wszystkie klamki już strzelają , idziemy po punktach do artefaktów - znajdujemy jeden ale przy drugim 3 postaci w bieli , zagadujemy odpowiedzieli ogniem - strzelamy i szturmujemy - uciekli , ale po artefakcie ani śladu . Decyzja jest by wracać przed nami posterunki i musimy się przebić nie tracąc artefaktów a do końca 1,5 godziny .
Idziemy, wychodzimy na drogę i do przodu , przed nami auto - wpadamy w rów , kilku wpada do zamarzniętej rzeczki która okazuje się ściekiem , lud pęka , smród jak jasny gwint , jeden zamoczył replikę . auto odjeżdża , chyba rozstawiał posterunki , wychodzimy i idziemy , przed nami bunkier - przygotowany granat dymny ja obstawiam z boku kaemem - ale pusto - uff chya się udało , idziemy dalej a tu z karzaczorów : hasło ( qrwa - wojsko ) drę ryja : wódka , jaka wódka - pytają , ktoś od nas woła - czysta ( cholera wie czy tak ma to brzmieć ale przechodzimy - chwila konsternacji i słychać - no strzelaj do nich ) biegniemy ja wale serie w tamto miejsce . Lecą race świetlne ale przeszliśmy - chyba nas gonią - wpadamy w las i do przodu . po chwili odpoczywamy - są wszyscy , już bez przeszkód idziemy do ogniska - choć czujni czy inni nie biedą na nas polować przy wyjściu . Przy ognisku sprzedajemy artefakty , jest cała duża torba desantowa nagród , dostajemy - maskę Stalkera , noże gerbera ,nóż taktyczny mil-tech , jakaś apaszka czy chusta i coś z drobiazgów ( surviwal kit i inne ) . Dla mnie i Gebela przypadł w udziale nóż taktyczny . żegnamy się z kolegami o do aut . tam oczekuje przybycia Gebela od medyka , rozmawiamy z chłopakami - kilka fotek i odjechali my z Gebelem odpalamy racje francuzką i MRE i szykujemy sie do domu - wbijam się w snug pak oooo jak ciepło , w samochodzie Gebela nawet nie wiem kiedy usnąłem .
" Zabij ich wszystkich a Bóg weźmie do siebie niewinnych "
Avatar użytkownika
Feldgrau
moderator
 
Posty: 6610
Dołączył(a): 2009-10-29, 20:23
Lokalizacja: Jaworzno

Re: Milsimowe przygody Feldgrau-a

Postprzez Feldgrau » 2014-06-12, 19:46

26-27.04
Stalker – LARP

STRONY GRY
Stalker - zakaz mundurów, obowiązkowa maska przeciw gazowa
Wojsko - wschodnie umundurowanie/kałach "preferowany flectarn D/ partizan"
Bandyta - spodnie dresowe min 2 paski :)
Monolit - umundurowanie metro + dodatki prawdziwego fanatyka
Mutant - jak rasowy mutant

Impreza którą lubię a więc szykowałem się do niej konkretnie , zdecydowaliśmy z PMK że wystąpimy jako wojsko rosyjski , do nas dołączyli Bolek i Flemming .
Oryginalny mundur , kałasze , moja Pekaśka i nowe barwy na samuraja i praktycznie jesteśmy gotowi . Ja z PMK na wyprawę jedziemy samurajem – bez dachu i praktycznie drzwi więc troszkę pizga , ludzie na ulicach na nas patrzą nieco zaskoczeni , my prócz rosyjskich mundurów wbiliśmy się w snugpack-i by było nieco cieplej . W jakiejś małej mieścinie po drodze gdy zjechałem zatankować , wyszliśmy z pojazdy tak dziwnie odziani , podszedł pan od tankowania i trochę tak niepewnie się patrzył dopiero odetchnął gdy po polsku powiedziałem że „ do pełna proszę „ J . Reszta podróży była beż przygód , dojeżdżamy do miejsca imprezy a tam już posterunki „ruskich” trzepią auta i wyciągają na zewnątrz ich pasażerów . Nas przepuścili po krótkim acz treściwym „ czołem soltaty macie wódkę „ . Przejeżdżamy przez główną bramę ( w trakcie tworzenia ) i parkujemy w Zonie Bolek i Flemming i nasz namiot sztabowy mają dojechać rano . Rozmawiamy z jednym z naszych dowódców wysyła nas na drugi posterunek , tam powoli rozpakowujemy się i przy szlabanie rozkładamy nasze bambetle. Zona już żyła swoim życiem , plątali się stalkerzy , mutanci , bandyci , trochę wojska – każdy kto zjechał albo szedł do ogniska albo szukał swojego towarzystwa . Tworzyły się i inne elementy zony – bar , szpital , po terenie buszował honker i zdezelowany tarpan łowców mutantów . Słychać było śpiewy , wrzaski ( cholera wie mutanci czy nawaleni gracze – gramy dopiero jutro teraz jest po prostu jedna wielka impreza ) . My robimy sobie gorący posiłek i rozmawiamy telefonicznie z Skura który jako stalker zaraz pojawi się na arenie gry z kolegami . Miło będzie spotkać starych wiarusów . zaczyna padać . okrywamy nasz sprzęt , „broń” idzie do auta a my pod pałatki , ja ze swojej i boku samuraja zrobiłem mały namiot i poszliśmy spać . Obudził nas Skura który przyszedł się przywitać , porozmawialiśmy trochę , sprezentował nam swojską nalewkę i poszedł do swoich . Rano zjawił się Bolek i Flemming , rozłożyliśmy namiot sztabowy i przygotowaliśmy się do gry . Najpierw była rejestracja – wojsko w pierwszej kolejności , potem pozostałe frakcje .
Jak różnorodne były to „indywidua” może określić tylko ten co był , polecam odnaleźć w sieci albumy fotek z tej imprezy , naprawdę nie można tego opisać , Ludzie wspaniale przygotowali się do odgrywania swoich ról , charakteryzacja , sprzęt i uzbrojenie mogły by zaskoczyć niejednego twórcę filmów sf . do tej pory jestem pod dużym wrażeniem tego „folkloru”. Co do samej gry . Najpierw aresztowaliśmy bandytów i stalkerów ( i tu kolejny ewenement LARPa , nikt o to nie miał pretensji , każdy brał wszystko za fakt ), wojsko było mocno skorumpowane , oszukiwaliśmy stalkerów , Bandytów i kogo się dało . NKWD gnębiło żołnierzy , stalkerzy knuli z Bandytami i z Wolnością , jedni napuszczali innych na siebie , Wojsko płaciło za artefakty przepustkami do zony , część przepustek była fałszywa , snorki ( stwory które akowały nas i stalkerów co chwilę ) dawały nam się we znaki ale łatwo je było ułaskawić snickersami . Groźni byli mutanci , chcieliśmy jednego złapać przy pomocy siatki maskującej to mnie „zaraził” i biegiem musiałem lecieć do naszych naukowców po odtrutkę . Przed snorkami broniło nas ogrodzenie z drutu ale mutanci robili co chcieli dziwnie to wyglądało jak uzbrojony po zęby żołnierz po prostu ucieka przed mutantem . Dobrze że byli łowcy – ci umieli na nich polować . W ciągu dnia „służba” przy szlabanie była trochę nudna ale ciekawa , było kilka ataków na bazę ale bez problemowo dawaliśmy sobie radę . Niestety po zapadnięciu zmroku trudno było odróżnić dobrych od złych i tu stalkerzy razem z bandytami i z Wolnością po prostu spuścili nam manto . Gdy do zony dostały się mutanty za nimi przedostali się stalkerzy i atakowali nas wyłaniając się z ciemności . Nasz posterunek z trudem obroniliśmy . Główna brama dwa razy padła zanim udało się nam opanować sytuację . O 2 nad ranem został ogłoszony koniec gry i pełni wrażeń i zmęczeni zaszyliśmy się w naszym namiocie na zasłużony sen .
Rano sprzątnęliśmy nasze bambetle i ruszyliśmy do domu .
" Zabij ich wszystkich a Bóg weźmie do siebie niewinnych "
Avatar użytkownika
Feldgrau
moderator
 
Posty: 6610
Dołączył(a): 2009-10-29, 20:23
Lokalizacja: Jaworzno

Re: Milsimowe przygody Feldgrau-a

Postprzez Feldgrau » 2015-07-07, 19:52

Misja Afganistan wersja fabularyzowana z felietonów „milsim oczami Feldgrau-a „ dostępne na forum Armii Południe
( niektóre fragmenty mogły zostać delikatnie podkoloryzowane dla dodania klimatu)
Z góry uprzedzam że jest sporo czytania :D

Do m.p przybyliśmy w godzinach przedpołudniowych na miejscu było już rojno i gwarno . w tumanach kurzu przebijaliśmy się do naszej miejscówki omijając jak tylko się dało wszelkiej maści żołnierzy i cywilów , porozrzucanego sprzętu i pojazdów – wyglądało to jak po lekkim bombardowaniu .
Nasz checkpoint został wyznaczony na drodze nieopodal cywilnej wioski . Bazę zaczęliśmy organizować w kotlince w niedalekiej odległości powstawał FOB Polskich sił ISAF wcześniej przy drodze mijaliśmy twierdze Jankesów a w oddali widać było wieżyczki kolejnego punktu ISAF to dało nam do myślenia – region niestabilny służba będzie ciężka . Nie wszyscy policjanci jeszcze dojechali bo sprowadzani są do tej prowincji z różnych jednostek z całego kraju więc jest nas mało a czas goni , zarządziłem rozbudowę posterunku według wcześniejszego planu : punkt kontrolny , areszt , namiot komendanta , kuchnia , punkty oporu z wyznaczeniem naszego Alamo ( ostatniej twierdzy) , aby poprawić humory rozpoczęliśmy budowę od kuchni w rytm najnowszej listy przebojów
https://www.youtube.com/watch?v=lV2nGzz ... 1c&index=6
gdy po zbudowaniu checkpointa ustawiliśmy maszt z flagą
https://picasaweb.google.com/1003975820 ... 6773931890
uznaliśmy że mamy już dom , zarządziłem apel i odczytałem pierwszy rozkaz operacyjny z wyznaczeniem służb ( warta , czuwająca i odpoczywająca ) oraz określiłem sytuacje w rejonie , po apelu dalsze rozbudowa bazy powstał areszt , punkt przyjmowania interesantów

https://picasaweb.google.com/1003975820 ... 2838866194
nasz mały magazyn broni https://picasaweb.google.com/1003975820 ... 9993011570
https://picasaweb.google.com/1003975820 ... 2838866194
oraz miejsce odpoczynku , posterunkowy Krzychu rozdał pyszną kawę oraz na gorąco – bigos
https://picasaweb.google.com/1003975820 ... 3528955282
powoli zaczęli pojawiać się goście – to kilku Afgańczyków przyszło się przywitać to żołnierze z FOB Polskiego na kawkę wpadli , przybyli też MP z śliczną koleżanką , niestety ich pojazd zaczął bezczelnie dymić z pod maski i niewiele by brakło by stanął w ogniu ( ach te amerykańskie wynalazki ) Chłopcy z MP poprosili by ich popchnąć :D uruchomiliśmy naszego Jeepa cherokee który kilkakrotnie musiał służyć za ciągnik a zabrany został do deprawowania ślicznych żołnierek kręcących zalotnie biodrami po higwayu , przez co moi policjanci częściej niż nakazane 5 razy dziennie musieli wznosić modły in Allah .
Po głównej odprawie ruszyliśmy na patrol samochodowy po pobliskich wioskach https://plus.google.com/u/0/photos/1024 ... 3230657604

, chcieliśmy by mieszkańcy nas poznali i byśmy my poznali mieszkańców wiosek – tam już w pierwszej wizycie odebraliśmy skargę ustną od jednej z mieszkanek że zaginęły jej kozy ( namierzyliśmy je dość szybko
https://picasaweb.google.com/1003975820 ... 6858500642 )

wytłumaczyliśmy wszystkim od której rusza u nas biuro w którym przyjmujemy skargi i wnioski że każdemu z petentów zostaną zdjęte odciski palców zrobione będzie zdjęcie i wprowadzone do systemu ponieważ po załatwieniu sprawy łatwiej będzie można znaleźć petenta i wręczyć np. odszkodowanie .
po powrocie do bazy już niebawem przyszedł rozkaz od MP iż nie możemy od 21 przepuszczać żadnego pojazdu , pierwsza zmiana poszła na służbę i zaczęła się żmudna praca . Nadal napływały tabuny żołnierzy i mieszkańców wiosek , niektórzy starali się przejechać swoimi furmankami . Były lamenty mieszkańców że ich dobytek został po drugiej stronie a oni nie mogą przejechać swoimi autami rozkaz to rozkaz – nie można przejeżdżać więc ich dobytek przewoziliśmy radiowozem . Zaczęło zmierzchać coraz więcej meldunków z checkpointa uświadomiło nam że nie pośpimy tej nocy . Na drodze usłyszeliśmy lament że wojsko kontroluje cywilów i że się doczepiają i przeszukują kobiety . Ki pieron ( na Allaha) jakie wojsko – wychodzę na drogę a tu po naszej lewej checkpoint wojskowy kilkadziesiąt metrów od naszego po prawej to samo – no rejon do najspokojniejszych nie należy a myślałem że na stare lata służby dostałem spokojną posadkę i będę tylko kozie bobki na drodze liczył .
drogę oznaczyliśmy czytelnie https://picasaweb.google.com/1003975820 ... 0930495138

https://plus.google.com/u/0/photos/1024 ... 3230657604
więc każdy wiedział do czego się zbliża w rozmowie z d-cą jednego checkpointa doszliśmy do wniosku że dobrze będzie im podrzucić jednego policjanta by mógł przeszukiwać kobiety ( łatwiej policjantowi niż niewiernemu ) moi ludzie mieli zajęcie więc poszedłem ja . Ale ledwo wyszedłem z posterunku a tu jakiś wojak mnie przyszpilił do ziemi krótkim rozkazem . Łapy w górę sprawdził i przepuścił , ledwo wyszedłem na drogę a tu kolejny to samo . No to stoję z rękami w górze i tłumaczę że jako komendant policji idę na kontrolę posterunku , nie zrozumiał w końcu mój łamany angielski i jego abla abla i zrozumiałem że nie wierzy iż jestem prawdziwy glina . No cóż stoję ja , 5 metrów przede mną wojak, za nim mój policjant przy szlabanie i z nim porozumiewam się przez krótkofalówkę mimo że dzieli nas 5 metrów piachu i przepaść w postaci rosłego szwejka . Wreszcie zrozumiał i przepuścił – dotarłem do posterunku żołnierzy a tam szum, wrzask bo jednych kontrolują inni czekają , chłopaki trzepią jakieś auto z Afgańczykami -na dzień dobry dostałem reprymendę że przepuściliśmy auto z bronią, https://drive.google.com/folderview?id= ... =drive_web

żołnierze krzywo na mnie patrzą . By wyjść z twarzą drę mordę przez krótkofalówkę na swoich bandytów przy szlabanie że słabo kontrolują ale w duchu wiem że skubańcy łapówkę wzięli i już liczę ile z tej doli wpadnie do mnie ( ciemno jest więc Allah nie widzi )
Sytuacja robi się gęsta podeszło dwóch lokalsów , żołnierz sprawdza i znajduje radio ( krótkofalówkę ) . Afgan mówi że to do porozumiewania się z żoną - żołnierz każe mu zadzwonić , Afgan wywołuje kogoś i o dziwo słychać to we wszystkich radiach żołnierzy ha ten się nie wywinie ma częstotliwość armii , skuty wraz z kolegą ląduje koło mnie . Afgani skarżą się do mnie że to radio na bazarze kupili że armia długo ich trzyma i że jednemu chce się srać. Żołnierz każe mu załatwiać się przy drodze ale chodzi o to że chłopakowi chce się naprawdę sytuacja trochę komiczna ale kontem oka obserwuję poważniejsze zagrożenie . z drugiej strony żołnierz kontroluje innych lokalsów karze podnieść ręce Afgan na zmianę podnosi to jedną to druga żołnierz nie wytrzymuje pada strzał Afgańczyk ginie . Wrzask tłumu że żołnierz zabił niewinnego , podchodzę do bladego żołnierza i pytam dlaczego to zrobił przywołuje jego dowódcę i chcę spisać protokół żołnierz się tłumaczy iż Afgańczyk nie reagował na polecenia i raz podnosił jedną raz druga rękę nie wiedział co ma za plecami bał się że tam trzyma detonator . Staram się uspokoić tłum na dodatek podjechało auto a w nim 2 kobiety i kilku mężczyzn , patrol prosi mnie o pomoc idę, każę wyjść kobietom i pytam kto jest ich bratem i mężem , wychodzą przed szereg , tłumaczę że muszę przeszukać niewiasty ale oni się nie zgadzają więc aresztuje ich do wyjaśnienia . Znowu kolejne lamenty że wojsko ich szykanuje ale z boku padają strzały wszyscy padamy na ziemie a żołnierze zajmują pozycje obronne tłumaczę lokalsom że teraz właśnie wojsko broni ich przed atakami talibów to uspokaja tłum , zabieram tych aresztowanych doprowadzam do naszego posterunku i po krótkiej rozmowie puszczam wolno . Wracam pod posterunek żołnierzy a tam idzie samotna Afganka . Zatrzymuję ją i krzyczę na przestraszoną kobietę dlaczego sama chodzi tu w śród tylu niewiernych – pytam gdzie jej mąż , przestraszona pokazuje do tyłu na jakiegoś chudzielca 2 metrowego którego przeszukuje żołnierz . Wołam Afgańczyka i opierniczam go że puszcza samą kobietę, i co tu robią tak późno i że trafią do aresztu przestraszona kobieta cicho mówi że jak wychodzili z wioski to było widno – puszczam ich wolno i wracam na nasz policyjny posterunek . Taki cyrk trwa do późnych godzin ale na naszym m.p czeka na mnie gorąca herbata i karczek z grilla nasz posterunkowy Krzych wychodzi z siebie i z lodówki wyciąga same specjały . w żarze z paleniska pieką się już ziemniaczki w folii aluminiowej – Allah jest wielki .
Ruszamy na nocny patrol radiowozem , trafia nam się żołnierz z skręconą nogą więc zabieramy nieboraka do punkty medycznego a tam już wyruszał po niego patrol medyczny ( brawo dla orga za tych zuchów, w sobotę gdy na posterunek przybiegła jedna z koleżanek że na terenie kamieniołomu leży chłopak z udarem i skręconą noga gdy ruszyliśmy autem w tamtym kierunku nie można było dojechać na miejsce terenówką ale już medycy z noszami i plecakami zapierniczali tam biegiem – brawo panie i panowie https://plus.google.com/u/0/photos/1024 ... 3230657604 )
W drodze powrotnej zatrzymał nas przestraszony mieszkaniec wioski i mówi że przy naszym szlabanie leżą zabici policjanci , wywołuje rozprowadzającego przez radio ten nic nie wie , wysyła na posterunek zastępstwo . A więc zginęli skrytobójczo . Śledztwo wstępne wykazało że brał w tym udział lokals sprzedający magnetowidy . Rano ruszamy patrolem po wioskach w poszukiwaniu tego Afgana . Wracamy na post tam już krążą wzburzeni policjanci przechodzimy z zielonego na alarm czerwony . wszyscy w gotowości broń przeładowana skrzynia z granatami otwarta . Ciemno , na drodze też się uspokaja – nagle padają strzały , duchy z kilku miejsc ostrzeliwują posterunek – alarm purpurowy – wszyscy na stanowiskach , w bunkier Alamo wali seria za serią – puszczam kilka serii z pekaśki inni też oddają po 2 -3 serie . Duchy się oddalają . Teraz FOB Polski rozpoczął potyczkę . U nas powoli spokój .
Przychodzi informacja z zewnątrz by wysłać patrol pod bazę Jankesów bo tam mieszkańcy urządzili sobie harce i przeszkadzają .
-Jaki patrol przecież tam jest post szwejków
- nie już od dwóch godzin nie ma tam posterunku
No ładnie sami na higway-u ok. wysyłam patrol w radiowozie który dopiero co wrócił z bazy MP bo transportowali więźnia ale tłum mieszkańców zrobił tam zator i chłopaki utknęli .
Od strony checkpointu słychać wrzawę – wzywają dowódcę . Idę a tam tłum z wioski wraz z jednym bardzo głośnym lokalsem przyszli z podarunkami dla nas . Afgańczyk tak głośno wyłuszczał swoje żale tak machał rękami że aż z FOB Polskiego w naszym kierunku szły snopy świateł czy to znowu nie atak talibów . Tenże ( Skurzany ) mieszkaniec wioski chciał porozmawiać w 4 oczy z komendantem , po wręczeniu podarunków namawiał komendanta by ten pozwolił przejść jego ludziom przez obóz policji i by zgodził się na ostrzał z moździerza FOB Polskiego . Nie wiadomo jak skończyła się ta pogawędka bo komendant zabrał tę wiedzę do grobu . Ale po pewnym czasie rozpoczął się atak moździerzowy 2 pociski spadły niecelnie w pobliżu obozu policji , policjanci ostrzelali korony drzew i atak moździerzowy skupił się na FOBie Polaków . Dalsza noc przeszła spokojnie . Rano obudził mnie zapach wspaniałej gorącej kawy i policjanci przywitali nowy dzień https://picasaweb.google.com/1003975820 ... 3150956626

Od strony FOB Polskiego doszły nas krzyki o pomoc policji . Okazało się iż żołnierze zamknęli kilku wioskowych , poszliśmy sprawdzić w jakich warunkach są przetrzymywani . Żołnierze wpuścili nas do bazy , pokazali nam więzienie , afganie mocno zbulwersowani , po rozmowie trochę przycichli , krzyczeli że wojsko zabrało ich z wioski że weszli do meczetu , Żołnierze inaczej przedstawiali to co zaszło . Obiecałem pomoc , po wyjściu z FOB ruszyliśmy do wioski na rekonesans .W wiosce nie znaleźliśmy meczetu okazało się że wioska się przenosi i meczet nie został jeszcze oznaczony no cóż niewierni nie mogli wiedzieć że depczą ziemie świętą .

Ze względu na nocne zamieszki i zabójstwo policjantów ogłosiliśmy w wioskach nabór do milicji lokalnej . po jednym z mieszkańców wioski oddelegowanym do nas po przeszkoleniu strzeleckim rozpoczniemy wydawanie pozwolenia na broń do ochrony wioski . po jednej sztuce na milicjanta. Szybko zaczęli przybywać petenci
Rejestracja i szkolenie oraz wydawanie pozwolenia trwało kilka godzin
https://picasaweb.google.com/1003975820 ... 6218056322
zaczęli przybywać petenci ze skargami
https://picasaweb.google.com/1003975820 ... 1165095570
było ich tylu że petenci oczekiwali na swoją kolej w gaiku obok . Rozpoczęliśmy intensywną prace – obsługa checkpointa, spisywanie skarg , wydawanie pozwoleń na broń , transporty więźniów z więzienia MP ( jeden z zatrzymanych po pobycie w więzieniu MP i aresztowany u nas oskarżył swojego kamrata o przynależność do talibów a potem podgryzł sobie żyły ), interwencje i załatwianie skarg – oto niektóre z nich :
bezpodstawne aresztowanie przez żołnierzy ( kilka spraw )
w nocy z piątku na sobotę polscy żołnierze oślepili kozę zielonym światłem – żądanie odszkodowania 10 dolarów . w trakcie wyjaśniania sprawy okazało się iż właściciel kozy jest w areszcie Polskim tam już przy bazie zebrał się tłum żądający wypuszczenia Afgańczyka . wyruszyliśmy tam w kilku . Tłum skandował , Polacy wycofali się do bazy , tłum nie chciał wypuścić pojazdu wojskowego , Uspokoiłem tłum moi policjanci zajęli stanowiska po bokach by chronić ludzi przed zdeptaniem przez innych bo w tłumie był upośledzony . Gdy rozmawiałem z dowódcą bazy ten był gotowy otworzyć ogień do ludzi przed bramą , udało mi się wynegocjować wypuszczenie właściciela kozy za wypuszczenie pojazdu . Po wyprowadzeniu więźnia Afganie rozeszli się do domów. – sprawa załatwiona
skarga na żołnierza który zjadł kozę i się do tego przyznał – podano dane personalne żołnierza . Po udaniu się do FOB Polskiego okazało się iż żołnierz ten to RTO z bazy i nie opuszczał on bazy a osobnik który składał skargę był podejrzany i dżihad . – sprawa zamknięta
obrzucenie granatem z bazy USA samochodu wioski nr 4 – w trakcie podejmowania czynności śledczych w wiosce zostaliśmy poproszeni przez żołnierzy USA o sprawdzenie domostwa jednego z mieszkańców bo znaleziono tam magazynek wojskowy oraz o sprawdzenie meczetu . Dom okazał się zamieszkały przez upośledzonego mieszkańca który otrzymał postrzał i myślał że magazynek służy do czyszczenia kopyt kozy , Meczetu nie pozwolono nam sprawdzić bo trwały tam modły a mieszkańcy obrażali młodych żołnierzy słowami które nie przystają bogobojnym
Dlatego aresztowałem starszego wioski do wyjaśnienia , mieszkańca domostwa w którym był magazynek oraz narzuciłem kontrybucje na wioskę za obrażanie żołnierzy w kwocie 20 dolarów . Wioska była biedna więc starszy wioski chciał 100 dolarów odszkodowania od Jankesów za zniszczony pojazd i z tego zapłaci kontrybucje . Pojechaliśmy z jednym policjantem do FOB Jankesów tam przyjęto nas mile , częstując wodą i miła pogawędką . Dowódca który z nami rozmawiał ubolewał nad zdarzeniem jednak wytłumaczył iż granat rzucili talibowie których amerykanie aresztowali ale ci wysadzili się drugim granatem w miejscu gdzie amerykanie oprawiali swoje świnki przed wrzuceniem ich do kotła . Faktycznie na miejscu znalazłem osmolony i pokrwawiony but jednego z talibów oraz podeszwę buta drugiego z zamachowców , szczątki te zabrałem do wioski nr 4 by tam je pochować , jednak mieszkańcy ich nie przyjęli więc spoczęły w naszym gaiku gdzie petenci oczekiwali na swoją kolej , tam mogli pomodlić się za dusze które już w raju zażywały smaku dziewic . sprawa zamknięta .
zgłoszeń było wiele wszystkie odnotowane i zgłoszone lub w trakcie sprawdzania ( odebranie przez żołnierzy milicjantowi pozwolenia na broń – wydano wtórnik )
Odblokowanie broni innemu milicjantowi zabezpieczonej przez inny patrol itp.
Ostatnia skarga została przyjęta ustnie już w niedziele gdy posterunek był zdekompletowany i zniszczony późniejszymi wydarzeniami .
Kolejna interwencja pod FOB polskim – tłum szaleje żąda wypuszczenia więźniów , gdy rozmawiam w tej sprawie z dowódca okazuje się iż więzień ten jest poszukiwany listem gończym , moja jurysdykcja tu już nie sięga .
Zaczynają padać granaty , żołnierze odrzucają je za mur ale te wracają , któryś z Afganów wdrapał się na wieżyczkę i obezwładnił żołnierza , przywołują snajpera który dostał rozkaz – zabij go , snajper strzela i zabija ??? żołnierza . nie wiem kogo zrozumiał że ma zabić mnie wydawało się że Afgana . ale kto by tam zrozumiał ten szeleszczący język .
Odwiedzają nas bodajże Amerykanie biorą od nas wzór pozwoleń które wydawaliśmy – generalnie wydaliśmy 6 pozwoleń na broń do ochrony wioski .
Na skargę przychodzi stary człowiek z wioski – żołnierze obiecali wybudować im studnie ma też inne pretensję – sprawa poważna bo wody brak więc zabieram staruszka do FOB międzynarodowego osobiście . Tam jednak nie chcą z nim rozmawiać . Przychodzi do mnie jeden z MP i mówi że mamy zabrać z ich więzienia już po przesłuchaniu Osamę pierwszego z listy poszukiwanych . Pytam co mam z nim zrobić – pada rozkaz – rozstrzelać . Pytam o materiały dowodowe , są w FOB Polskim
Zabieram więźnia – pytam jak go traktowano mówi że bardzo dobrze ale nie wie za co go zamknęli . Sytuacja jest poważna , wzywam starszego wioski i informuje by zebrał starszyznę i przybył o 15 do naszego posterunku gdyż odbędzie się tam egzekucja podejrzanego o dżihad
Profos nasz wprowadza dane więźnia do kartoteki a ja biegnę do FOB Polskiego po akta sprawy . Tam dostaje materiały w postaci map , dysków cd z danymi wywiadowczymi oraz info iż Osama strzelał do żołnierzy . W naszym posterunku są już starsi wioski , tłum gapiów i jeden z milicjantów , przybył też patrol żandarmerii . Starsi wioski protestują że nie było sądu , adwokata itp. Tłum chce ukamienować więźnia – każę milicjantowi pilnować tłumu, mówię ludziom że Osama zostanie rozstrzelany bo to wyrok wojskowy . Rozmawiam chwilę z osadzonym decyduję się wyrok wykonać szybko by więźnia nie dręczyły ponure myśli . Starszy wioski chce odejść bo jak twierdzi nie weźmie udziału w morderstwie . Proszę by poszedł do więźnia i się z nim pomodlił i towarzyszył mu w jego ostatniej drodze . wyznaczam pluton egzekucyjny z moich policjantów , nie wiem jak wybrnąć z tej ponurej sytuacji . Podajemy skazanemu ostatni posiłek ( nasz pyszny bigos ) i każę wyprowadzić więźnia – ustawiam pod murem . Niech Allah mi teraz pomoże . Starszy wioski prosi o rozmowę w cztery oczy . mówię mu że ma jedną minutę bo egzekucja i tak się odbędzie .
Starszy człowiek coś szepcze nachylam się bo nie słyszę i tu Afgan przykłada mi nóż wyciągnięty z laski do gardła – wrzeszczy by oddać mu więźnia
https://picasaweb.google.com/1010881074 ... 7320838546

Moi policjanci celują w nas , krzyczę by strzelali , za nami patrol żandarmerii również celuje i w tym momencie drugi z wioskowych odpala granat . Allah jest wielki nie musiałem zabijać bogobojnego Afgańczyka idę po swoją porcje dziewic .
W wybuchu ginie komendant 3 policjantów i żandarmi .Osame zastrzelił policjant stojący przy szlabanie , po chwili wylatuje w powietrze i samochód żandarmerii . Nowy komendant z uzupełnieniem przybywa po pewnym czasie , śledztwo w sprawie zabójstwa policjantów na checkpoincie zbliża się ku końcowi ustaliliśmy że damy nagrodę ( bigos , karczek biała kiełbasa ) za informacje o zabójcach , przyszła zwrotna wiadomość że zabójcy przyjdą do nas zjedzą bigos i możemy zrobić z nimi co chcemy . Chciałem poprosić Jankesów o pomoc w otoczeniu wioski z której pochodzili zamachowcy , zebrać ludzi i wytłumaczyć iż za zabicie policjantów będzie duża kontrybucja do odpracowana lub zapłaty oraz że aresztujemy rodzinę zamachowców do czasu uregulowania kontrybucji . Dalsze wydarzenia jednak zmieliły te plany . Przybyli do nas wysłannicy firmy wydobywczej by prosić o pomoc w zabezpieczeniu terenu bo będą detonowali ładunek
https://picasaweb.google.com/1003975820 ... 5718543778
Policjanci obstawili więc teren a inżynierowie przystąpili do pracy , zbliżał się zmierzch i informacja chyba szybko się rozeszła po okolicy bo coraz więcej mieszkańców wyszło na wzgórza by popatrzeć , w oddali koło wiosek trwała jakaś potyczka , Miejscowi rzucali fajerwerki i okrzyki by dodać sobie animuszu i zabić jakoś czas oczekiwania na widowisko ale przez przypadek wysadzili własny składzik broni lub ładunków wybuchowych bo huk dym i ogień był większy niż normalnie . Po dużej detonacji ładunków zabrałem inżynierów do ich wioski , widać było że coś się szykuje bo drogi były poblokowane , dużo Afgańczyków przemieszczało się w różnych kierunkach . Na posterunek przyszedł jeden z nich z informacją byśmy nie reagowali na wydarzenia jakie zaraz nastąpią to nic nam się nie stanie . Był bardzo tajemniczy i mocno przekonywujący . Ostatnie zdarzenia w naszym komisariacie pokazywały że może być różnie . Otrzymał informacje że policjanci będą bronili swojej bazy i swojego życia jeśli zostaną zaatakowani i będą bronili życia cywili gdy będą musieli . To zadowoliło Afgańczyka bo odszedł z szelmowskim uśmiechem . Pod FOB Polaków podjechał samochód i nastąpił wybuch , gdy rozszalała się strzelanina na posterunku zastał ogłoszony alarm purpurowy , granaty dymne zostały odpalone i posterunek zakrył gęsty dym . gdy opadł w FOB Polskim urzędowali już Talibowie , słychać było stamtąd . krzyki radości i usłyszeliśmy w pewnym momencie gromki śpiew : POLACY NIC SIĘ NIE STAŁO P O L A C Y NIC SIĘ N I E S T A Ł O .
" Zabij ich wszystkich a Bóg weźmie do siebie niewinnych "
Avatar użytkownika
Feldgrau
moderator
 
Posty: 6610
Dołączył(a): 2009-10-29, 20:23
Lokalizacja: Jaworzno

Poprzednia strona

Powrót do CZYTELNIA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron