PZ napisał(a):Ostanie pożegnanie majora WoÂźniakaKrzysiek był doskonałym dowódcą. Z niejednej bojowej opresji wyprowadził nas cało – wspominają majora Krzysztofa WoÂźniaka jego podwładni z GROM-u. – Był spokojny i opanowany, ale miał fantastyczne poczucie humoru. Zdarzało się, że rzucił przez radio jakiś żart w czasie ostrzału. To dodawało nam otuchy i wzmacniało morale.
W piątkowe popołudnie na wojskowym lotnisku Okęcie w Warszawie niewielki tłum czekał na samolot z ciałem majora Krzysztofa WoÂźniaka. Dowódca zespołu bojowego GROM kilka dni temu poległ podczas prowadzenia operacji zatrzymywania Abdula Rahmana, jednego z najgroÂźniejszych terrorystów poszukiwanych na terenie Afganistanu.
Na smutną uroczystość powitania ciała majora przybyła rodzina, garstka oficjeli, wojskowych i oczywiście operatorzy jednostki GROM z zespołu bojowego majora WoÂźniaka. Powitali swojego dowódcę. Najpierw na lotnisku, a potem na cmentarzu złożyli kondolencje jego żonie Iwonie i trzem synom. W sobotę towarzyszyli swojemu dowódcy w ostatniej drodze na wieczną wartę. Szli chwilę za jego trumną. – Kiedyś tak za nim szliśmy na operacje – mówią z zadumą.
– Nie uznawał komendy „naprzód”. Wolał mówić „za mną”. Zawsze był na czele. Na ostatniej akcji też prowadził i jako pierwszy przyjął na siebie zmasowany ogień – opowiadają.
Trzej szturmowcy GROM, których nazwisk ani pseudonimów nie możemy podać, do grudnia służyli razem z nim w Zgrupowaniu Polskich Wojsk Specjalnych w Afganistanie. Byli w jego sekcji. Do kraju musieli wrócić trochę wcześniej niż reszta zespołu. Nawet nie przyszło im do głowy, że w ich Task Force 49 wydarzy się taka tragedia.
– Krzysiek podczas wielu operacji był dowódcą grup szturmowych. Lubiliśmy, gdy dowodził. Miał olbrzymią wiedzę i analityczny umysł. Potrafił przewidywać ruchy przeciwnika – mówi jeden komandosów i opowiada, jak 12 paÂździernika 2012 roku pod komendą majora brał udział w operacji pod kryptonimem „Shaad”. Operatorzy GROM-u po brawurowej akcji odbili wtedy pięciu afgańskich zakładników. żołnierze wspominają także inne sukcesy ludzi mjr. WoÂźniaka. – Dzięki jego rozwadze i umiejętności przewidywania, sukcesem zakończył się brawurowy pościg za samochodem pełnym terrorystów. Przestępcy byli dobrze uzbrojeni, ale tak zaskoczeni, że nawet się nie ostrzeliwali – opowiadają.
Przypominają też operację zatrzymania karetki, która jechała w kierunku polskiej bazy wojskowej. Okazało się, że samochód był po brzegi wypełniony materiałem wybuchowym, który kierowca miał zdetonować wewnątrz bazy. – Dzięki zatrzymaniu terrorysty – samobójcy, udało się uratować życie wielu żołnierzom – wspominają podwładni mjr. WoÂźniaka. – Po wszystkim, z feralnej karetki wymontowaliśmy na pamiątkę koguty. Do dzisiaj zdobią siedzibę zespołu w kraju.
Takie akcje podczas służby na misji w Afganistanie zdarzały się często – dwa, trzy razy w tygodniu. Komandosi GROM-u z każdej wychodzili bez szwanku. Wszyscy wróżyli Krisowi (tak do ich dowódcy zwracali się amerykanie i funkcjonariusze afgańskiej służby bezpieczeństwa NDS), że niedługo awansuje na dowódcę grupy.
– Krzysiek do pełnej stresu i napięć służby wprowadzał spokój. Przy tym miał ogromne poczucie humoru. Jego hobby była historia. Z zajęć sportowych najbardziej lubił boks. Dla wszystkich w GROM-ie będzie wzorem do naśladowania – mówią szturmowcy.
Operatorzy zaplanowali, że w ich siedzibie, przy drzwiach prowadzących do dowódcy zespołu zrobią miejsce pamięci mjr. Krzysztofa WoÂźniaka.
Mjr Krzysztof WoÂźniak był też doświadczonym skoczkiem spadochronowym. Specjalizował się w skokach w systemie HALO i HAHO, tak zwanych długich lotach z wysokości 10 tys. metrów.
Najbliżsi majora mogą liczyć na opiekę żołnierzy jednostki GROM. Mjr WoÂźniak zostawił żonę i trzech synów. GROM-owcy prosili, by przy okazji jego śmierci przypomnieć, że ich praca jest trudna i niebezpieczna. Podanie nazwisk, nazwy miejscowości, w których mieszkają, zawsze stanowi niebezpieczeństwo dla nich samych i ich rodzin. Właśnie dlatego żona poległego majora i jego synowie swoją żałobę i wielki ból muszą przeżywać dyskretnie.
Krzysztof WoÂźniak służbę w wojsku rozpoczął w 1996 roku jako podchorąży Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu. Ăwczesny szef Zakładu Rozpoznania Armii Obcych wrocławskiej uczelni emerytowany ppłk Stanisław Haberski wspomina: – Krzysztof WoÂźniak musiał przejść wtedy swoją pierwszą selekcję. Na ten kierunek przyjmowano tylko najlepszych.
Po studiach został dowódcą plutonu rozpoznania w 1 Brygadzie Pancernej w Wesołej. W tym czasie był na misji PKW KFOR w Kosowie. W 2005 roku został przeniesiony do 10 Brygady Kawalerii Pancernej w świętoszowie. Dwa lata póÂźniej przeszedł morderczą selekcję w Bieszczadach i trafił do GROM-u. W 2008 roku zaliczył jeszcze kurs lądowych i morskich operacji antyterrorystycznych i rozpoczął służbę w strukturach bojowych tej elitarnej jednostki. Major służył na V, IX i XII zmianie Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie. Najpierw jako zastępca dowódcy Grupy Szturmowej, a na IX i XII zmianie jako dowódca Sekcji Szturmowej. Na misjach brał udział w operacjach bojowych m.in. chwytania liderów talibskich ugrupowań terrorystycznych. Często dochodziło wówczas do „bezpośredniego kontaktu z przeciwnikiem”. – W działaniu zawsze stał na czele, dając przykład odwagi, waleczności i męstwa – mówią jego podwładni.
Mjr Krzysztof WoÂźniak został pośmiertnie awansowany przez ministra obrony Tomasza Siemoniaka na wyższy stopień wojskowy. Natomiast prezydent Bronisław Komorowski rozpoczął procedurę przyznania mu Krzyża Komandorskiego Orderu Krzyża Wojskowego. Za służbę na misjach był wyróżniony Krzyżem Wojskowym oraz kilkakrotnie „Gwiazdą Afganistanu”.