przez Sephiroth » 2008-11-15, 00:41
4.07.1995 Casal de Plaines. Poziom IV.
Siwowłosy o patrycjuszowskiej twarzy przygladał sie beznamiętnie zdjęciom przedstawiającym zwłoki czterech zołnierzy USMC. Smierć nie robiła już na nim żadnego wrażenia, a jedynym śladem furii wywołanej utratą cennego ładunku były fragmenty szkła zaścielające podłogę. Tę runde przegrał, lecz gra toczy się dalej. Nacisnął przycisk interkomu
-Wezwać mi Percivala - warknął.
Po paru minutach do gabinetu wszedł szczupły człowiek. Patrząc na niego nikt by nie pomyślał, że słuzby dwoch krajów umieściły go na liście najbardziej poszukiwanych, a kilka innych chciałoby aby dla nich pracował. Mimo, iż wszyscy w tym budynku odczuwali nerwowość w obecności gospodarza tego miejsca, mężczyna zwany Percivalem nie wydawał się w najmniejszym stopniu przejęty nagłym wezwaniem.
-jest zadanie. Udasz się do Bośni i odnajdziesz to co zgubili nasi genialni amerykańscy koledzy. Złożysz wizytę niemieckim komandosom, wysonduj czy coś wiedzą, i czy wiedza wypłynęła gdzieś dalej. Jezeli tak podejmij stosowne kroki.
-myslałem że powinienem zacząć od ustalenia kto zmasakrował amery....
-nie powinieneś - warknął starszy mężczyzna - oni się sami znajdą ..
W tym samym czasie gdzieś na Bałkanach
Starzec patrzył na trzymany w rekach dysk komputera, niewielki błyszczący przedmiot będacy powodem śmierci wielu ludzi.
Paradoskalnie Starzec posiadał wielki szacunek dla ludzkiego życia, mimo iż, a być może właśnie dlatego, że swoimi rękami niejedno zakończył. Jak tych czterech młodych zołnierzy wczoraj.Pewnie by tylu ludzi nie musiało by ginąc gdyby się nie spóÂźnił, spóznienia ostatnio są zbyt częste.
Starzec, w tych okolicach znany jako Szamil, podniósł się i ruszył w dół zbocza, -zdecydowanie potrzebuję ludzi, nie dam rady robic sam wszystkiego- wymruczał do siebie pod nosem.
Wrzesień 1995 granica chorwacko-bosniacka, Checkpoint Roger
Konwój samochodów ze znakiem czerwonego krzyża wzbijał kurz od którego Jansen zanosił się kaszlem.Jego oddział stacjonował po bosniackiej stronie granicy zapewniając stabilizację i bezpieczeństwo dla konwojów z pomocą humanitarną.
Jego zastepca, porucznik Jung nie kaszlał, pogrązony w zadumie swoim zwyczajem, czuł nadal niepokój który nie opuszczał go od czasu misji z przed paru miesięcy, choć zadanie zostało wykonane bez strat a ze sztabu połączonych sil nadeszly gratulacje. Pomyslał, że to moze zmeczenie, że jego przeczucia go zawodzą. Pocieszony nieco tą myslą skupił się na obserwacji drogi. Parę tygodni poÂźniej okazało się jednak, że jego szósty zmysł nadal działał bez zarzutu.