przez MadRippeR » 2012-07-23, 21:08
Dzięki za rewelacyjną grę wszystkim uczestnikom, a organizatorom za stworzenie świetnego sceno. Klimat był nie do opisania, postaram się streścić troszkę nasze przygody:
Godz. 20 z minutami przybyliśmy z „trzypiątką” na miejsce, zanim poskładaliśmy nasze graty było chyba już kilka minut po 21:00. Ustaliliśmy, że idziemy na punkty poszukać kilka zapasów, kasy lub złota - naszym głównym zadaniem było przeżyć, wzbogacić się i zwiać z państwa. Miedzy 21:00 a 24:10 błądziliśmy po lesie ponieważ nasz GARMIN zawieszał, zawieszał, zawieszał, zawieszzzzał, zawieszzzzzzał kur… znów się zawiesił!!! O 24:10 stwierdziliśmy że musimy udać się na pierwsze spotkanie. Dotarliśmy tam o 24:50. Zaczailiśmy się w oczekiwaniu na nasz umówiony kontakt, w pewnym momencie za linii drzew wyłoniła się postać (było kilka minut po 1:00) prawie jak turysta, bez broni z samym radiem, latarką i GARMINEM
MadRippeR: Berlin
Croff: 1938
MadRippeR: podejdÂź tu z rękami na głowie
Crofft: Panowie, przepraszam za spóÂźnienie, ale błądziłem bo GARMIN mi się WIESZAł
Po kilku minutach rozmowy przeszukaliśmy wspólnie punkt niczego nie znajdując.
Teraz do rzeczy panie Crofft - co Pan może nam dać?
Crofft: ale mam tylko 10 tysięcy, co, mam wam je pewnie oddać? Bo chyba nie mam innego wyjścia?
MadRippeR: dokładnie, nie ma Pan wyjścia
Po owocnej rozmowie z Panem Crofft poszliśmy szukać innych punktów, niczego nie znajdując.
O godzinie 4:00 mieliśmy kolejne spotkanie- na miejsce dotarliśmy o 3:00 i postanowiliśmy się zdrzemnąć. Godz.4:00 usłyszeliśmy rozmowy z kępy krzaków naprzeciwko nas. Okazało się, że była to grupa rebeliantów, o ile dobrze pamiętam, którą przewodził „Kicia”. Ponoć spali sobie tam od 2 godz. Umówiliśmy się na godz. 9:00 i każdy z nas poszedł w swoja stronę. Wracając z „trzypiątką” do auta zwiedziliśmy jeszcze kilka punktów. Po dojściu poszliśmy spać. Wstaliśmy po 8:00, zjedliśmy kiełbaskę z grilla, na co przyjechał w końcu Bolek, wyszliśmy o 8:45. Mieliśmy do przejścia około 1,7km
MadRippeR: Bolek kur… spóÂźniliśmy się przez ciebie, jest 9:10 a mieliśmy być o 9:00 kurr…
Do spotkania nie doszło. Po drodze mieliśmy jakiś kontakt wzrokowy ze sporą grupką. Szybkim marszem udaliśmy się na lotnisko. Po drodze spotkaliśmy Pana Croffta, umówiliśmy się na godz. 13:00 w celu przekazania mapy i ustalenia szczegółów na temat ewentualnej ewakuacji z państwa i dowiedzieliśmy się od Niego ze grupa rebeliantów wydała na nas wyrok.
MadRippeR: Bolek dzięki że się spóÂźniłeś gdyby doszło do spotkania już byśmy nie żyli
Dotarliśmy w końcu na lotnisko i tu spokój. Przed 13:00 kombinowaliśmy z Bolkiem jak się stąd wyrwać żeby się spotkać z Crofftem
„wieża, czy możemy skoczyć do auta na kawę, od wczoraj nie spałem, a kawę mam w aucie, za 15-20 min wracamy”,
„dobra, macie 15 min”.
Szybka kawa i biegiem na spotkanie z Crofftem
Bolek: kontakt
MadRippeR: to Crofft. PodejdÂź do nas!
Crofft: nie, ja chce żyć, zostawiam wam pieniądze i odchodzę, chce tylko żyć, zostawiam i idę!
MadRippeR: PodejdÂź do nas, nic ci się nie stanie!
Bolek: coś jest nie tak, uważaj, nie podchodzimy
MadRippeR: chyba masz racje, Crofft podejdÂź, jak nie to stąd cię zabijemy, nie masz wyjścia, jak podejdziesz to się dogadamy, weÂź pieniądze i podejdÂź! - Dobra, idzie. Bolek obstawiaj prawą, ja trzymam jego.
Po chwili dostaliśmy kasę ( 15 tysięcy) za fałszywą mapę i umówiliśmy się na 15:00 w celu sfinalizowania ucieczki ( czytaj- zabić Croffta i ograbić) , a teraz biegiem na lotnisko. Tam znów cisza i spokój, od czasu do czasu było słychać tylko startujący i lądujący samolot, a z niego jakąś straszną muzykę i wrzeszczącego pilota ,,Oszzz ty stara ku..o!’’ , ,,Ja ci zaraz, ku..a pokażę fochy!!’’ Pojawił się w końcu nawigator, błysnęła nam szansa ucieczki, krótka rozmowa i nawigator jest nasz. Bolek dogadał się z pilotem.
Między 15:00-17:00 chcieliśmy wiać, spotkaliśmy na lotnisku chorążego: „panowie jest interes do zrobienia, chcecie zarobić?”
Strzelcy: Zamieniamy się w słuch
Chorąży: trzeba wywieÂźć z kraju ludzi, zrobić zamieszanie na lotnisku, ewentualnie kogoś wyeliminować po cichu, żeby ci mogli spokojnie odlecieć. Ile liczycie od głowy?
Chwila zastanowienia, Strzelcy: 20 tysięcy od głowy
Dogadaliśmy z Bolkiem, że powiemy Wieży co planuje Chorąży, zaplanujemy akacje wybicia tych ludzi, zabijemy chorążego, ograbimy go, zwiejemy z nawigatorem i pilotem. Po chwili dowódca wieży rozbroił naszą trójkę z broni, strzelił do pilota, który rozmawiał przez radio.
Dowódca: zostaw to radio i do mnie!!
Pilot: co jest kur…a? ja nic…
Dowódca: powiedziałem - do mnie
Właśnie wchodziłem do budynku żeby porozmawiać z Chorążym, kiedy usłyszałem strzał, jedna kula przeleciała mi koło nogi- co jest, co się dzieje??!! kto strzela, jasna cholera pilot rannnyyyy!!!
Potem akcja rozegrała się tak szybko, że nawet nie wiem skąd poleciały pierwsze strzelały i kto w ogóle strzelał. W głowie miałem tylko myśli jak się z stąd wydostać??? Ledwo go opatrzyli i znów pilot dostał. Upłynęło kilka może kilkanaście minut: pilot nie żyje, ciągle ktoś strzela, została nas garstka…
„panowie, zbierać się trzeba, wiać stąd”
Kule ciągle latały miedzy nami, wokół krzyki rannych ludzi, ciała martwych . Udało nam się opuścić budynek, wyczyścić okolice i ruszyć w pościg za niedobitkami.
PRZEżYłEM! Uff -i to bogatszy o kilkanaście tysięcy.
Jeśli pominąłem coś istotnego prosze o sprostowanie.