Prolog nr 4 Wizyta.
Część pierwsza
http://www.legion13.org/index.php?name= ... opic&t=342
Zamieszczam tu tekst, ale po raz ostatni - wszędzie będzie po trochu i już robi się bałagan. Proponuję przyzwyczaić się do wizyt na forum Apokalipsy wg Pana Michała na stronie Legionu13 :]
Wielkie drzwi gabinetu wicepremiera rządu Demokratycznej Republiki Kongo, generała brygady Roberta Kalembe trzasnęły z hukiem. Siedzący za biurkiem czarnoskóry mężczyzna podniósł głowę z wściekłością.
- Co do...?!
Do drugiej najważniejszej persony w DRK (choć niektórzy twierdzili że najważniejszej) szybkim krokiem zbliżał się Patrick Nonda, minister spraw Zagranicznych. Nieoficjalnie prawa ręka Kalembe.
- Rob, mamy problem – wydyszał dopadając biurka.
Szybkim ruchem przystawił do ust karafkę. Spragniony wypił kilka długich łyków nim zakrztusił się, a oczy wyszły mu na wierzch. Wypluł zawartość ust.
- Co to jest... – wycharczał.
- Bimber z Maniema –odparł z uśmiechem Kalembe – lepszy od oryginalnej Whisky. Przecież nie będę trzymać tu czystej wody, he, he!
Minęła dobra minuta nim gość doszedł do siebie.
- Jak mówiłem, mamy problem. Diane Cornetti nie przyjedzie. Przed chwilą odwołała wizytę.
Minęło kilka sekund nim wicepremier uświadomił sobie konsekwencje.
- Nie... dlaczego?
Nonda nerwowo potarł nos.
- Naciskają na Nią organizacje pacyfistyczne podjudzane przez korporacje. Rozpętali histeryczną kampanię w mediach o jakoby naszych zbrodniach w rejonie Molazi . Pamiętasz, rebelianci zniszczyli tam magazyn ASFORu.
- Dobra, nie przyjeżdża. Co robimy?
Nonda potarł nos.
- Przedstawienie musi trwać. Ktoś ważny powinien odwiedzić Kasai – uśmiechnął się podstępnie – i nawet wiem kto to będzie...
Ryk silników startującego transportowca zagłuszył słowa kapitana Maurice’a PerrĂŠ’a, dowódcy nieetatowego pododdziału at 1.RIP. Jego żołnierze otaczali go ciasnym kręgiem na płycie lotniska w Kanandze.
- ... i dlatego dziś mamy zmianę w rozkładzie jazdy. Pierwsza drużyna obstawia wizytę ważniaka z Kinszasy. Druga zostaje na lotnisku
na wypadek pojawienia się jednak odwołanego lotu ONZ – spojrzał na młodego oficera po swojej lewej. – Pierre, bierzesz Drugą, ja Pierwszą.
Powiódł wzrokiem po otaczających go żołnierzach.
- Pytania? Nie ma – to do roboty!
Generał Kalembe zatrzymał się na widok zbliżających się tubylców odzianych w nieśmiertelne koszule khaki i spodnie DPM.
- Kapitanie – zwrócił się do dowódcy ochrony - to za ludzie?
- Panie generale, dostaliśmy meldunek o trzech myśliwych idących drogą w naszym kierunku. To pewnie oni.
- Chciałbym z nimi porozmawiać.
- Panie generale, ci myśliwi mają broń i sugeruję...
- Chciałbym z nimi porozmawiać – powtórzył Kalembe. I zwrócił się z olśniewającym uśmiechem białych zębów na ciemnej twarzy.- Nikt nie mówił, że ze mną będzie łatwo, kapitanie.
- UN Forces! Stop right there! Hands up!
- Hej, mista! Don’t shoot! We’re friends!
Trzech myśliwych zbliżyło się do ochrony generała. Nie wyglądali na zmęczonych lejącym się z nieba żarem, w przeciwieństwie do żołnierzy ASFORu.
- Ok, come closer. Hands up, I wanna see yours rifles.
Myśliwi spokojnie zbliżyli się do ochrony.
- Ok, stop right there. Put yours rifles on the ground and don’t touch them.
Tubylcy zrezygnowani wykonali polecenie.
- People, general Kalembe want talk with you. So don’t move and don’t touch weapon or we will shoot. Understand?
Czarni mężczyÂźni apatycznie kiwnęli głowami. Kapitan PerrĂŠ obrócił się do Kalembe’a.
- Panie generale, może pan podejść.
Wicepremier powoli zbliżył do swoich rodaków.
- Witam, jestem Robert Kalembe – powiedział spokojnie uważnie obserwując reakcję. Nie było żadnej. – Jestem wicepremierem rządu tego kraju, jestem tu by was wysłuchać i pomóc w miarę swoich skromnych możliwości.
Pojawiła się żywsza reakcja.
- Tia???!!! Panie, to zrób pan coś z tymi wojakami co to się kręcą po okolicy – wyrzucił z siebie najstarszy z myśliwych. – Tak się nie da polować! łażą po dżungli, płoszą zwierzynę! Panie, nam nie pozwalają wchodzić do dżungli!! To jak mamy cokolwiek upolować, hę?! Jak mamy wyżywić nasze rodziny?!! To co, my rebele jesteśmy czy jak??!!
Generał uśmiechnął się pod nosem. Spojrzał na dwóch reporterów obserwujących jego wizytę. Jakiś mały pokazik pod publikę...
- Ok, rozumiem was. To nieludzkie odmawiać wam prawa do polowania na waszych odwiecznych terenach łowieckich – uśmiechnął się serdecznie. – Zaraz to zmienimy!
Odwrócił się do dowódcy ochrony.
- Kapitanie, proszę się połączyć z oficerem dowodzącym oddziałami w tym rejonie. Proszę mu przekazać, że myśliwi w tym rejonie mogą polować również w głębi dżungli – widząc kapitana otwierającego usta aby zaprotestować dodał. - To jest rozkaz, kapitanie.
- Tak jest – odpowiedział niechętnie PerrĂŠ i uruchomił radio by przekazać rozkaz kapitanowi P. – To się chłop ucieszy – mruknął pod nosem.
Generał zaaferowany reakcją towarzyszących u przedstawicieli zachodnich mediów nie zwrócił uwagi na młodego myśliwego wpatrującego się w niego przerażającym wzrokiem. Młody mężczyzna czuł jak dawno zapomniany ogień znów pali jego plecy, pokryte teraz strasznymi bliznami.
Zabudowania wioski płonęły. Języki czerwonego ognia łapczywie lizały dachy chat rozrzuconych po wyciętej w środku dżungli polany. Z wnętrza budynków buchały kłęby ciężkiego, szarego dymu, zasnuwając całą okolicę. Niosły smród palonego drewna i ludzkiego mięsa. Słychać było pojedyncze strzały.
Z leżącej na skraju wioski chaty wybiegła młoda czarnoskóra kobieta. Pędziła w kierunku zarośli dżungli wdzierającej się pomiędzy zabudowania. Padł strzał, kobieta potknęła się i upadła. Ostatkiem sił próbowała doczołgać się do zbawczych zarośli. Po drugim strzale zamarła w bezruchu na popękanym gruncie. Płynąca z ran krew szybko wsiąkała w spragnioną wilgoci ziemię.
Spomiędzy zabudowań wioski wyszedł czarnoskóry oficer i zbliżył się do nieruchomego ciała. Dobiegający trzydziestki mężczyzna miał na sobie nienagannie wyprasowany mundur DPM, głowę wieńczył elegancko uformowany beret. Idealny blask wypolerowanych spadochroniarskich butów psuł nieco pył i plamy krwi. Oficer płynnym ruchem schował do kabury dymiący jeszcze ciężki wojskowy pistolet.
Z chaty wyszło dwóch żołnierzy. Drugi z nich trzymał za rękę wyrywającego się małego chłopca.
- Panie majorze, tego małego znaleÂźliśmy w tej samej chacie co tę babę, co to ją pan major odszczelił – zameldował pierwszy z nich. Ze złością popatrzył na małego. – Jak go łapaliśmy to ten diabeł porządnie podrapał i pogryzł Jose’go.
żołnierz uśmiechnął się okrutnie.
- Ale myśleliśmy, że fajniej będzie jak go pan major odszczeli tak ładnie jak tą kobiałkę.
Major spojrzał na dzieciaka, a potem na chatę z której właśnie wyszli. Ogień właśnie strawił strzechę i wygłodniały rzucił się na ściany. Płomienie sięgały klepiska. Chata nie miała okien.
- Wrzućcie go tam z powrotem – rozkazał beznamiętnie.
żołnierze spojrzeli na siebie. Wzruszyli zrezygnowani ramionami.
- Ale pan major tak fajnie szczela z tej dużej pukawki... – spróbował pierwszy z nich bez energii.
Cisza był jedyną odpowiedzią.
- Dobra – zrezygnowany mruknął. Nie zwrócił uwagi na przerażony wzrok dziecka, a nawet gdyby to wcale by się nim nie przejął. – Jose, wrzuć bajtla do chaty...
Chłopiec bezgłośnie wył z bólu, ale czołgał się dalej. Jeszcze parę metrów, jeszcze metr... Byle dalej od tych okrutnych ludzi w mundurach. Po policzkach płynęły łzy bólu i wściekłości. Był mężczyzną, małym, ale jedynym w rodzinie od śmierci ojca w trakcie polowania. Teraz nic nie mógł zrobić by uratować swą matkę, swoją siostrę...
Kilka minut temu żywa pochodnia w jaką się zmienił przebiła się przez osłabioną ogniem ścianę z tyłu płonącej chaty. Padł w trawę i próbował stłumić płomienie. Języki ognia łakomie liznęły wyschnięte ÂźdÂźbła i po chwili cały teren z chatą stał w płomieniach. Straszliwie poparzony dopadł w końcu zarośli dżungli i zdusił ogień. Czołgał się przez zarośla zostawiając na gałęziach resztki spalonej odzieży, skrawki swojej spalonej skóry. Oddalił się na prawie sześćdziesiąt metrów nim stracił przytomność. W oddali szalał ogień.
Paradoksalnie wywołany przez jego próby zduszenia płomienia pożar trawy na skraju wioski ukrył przed oprawcami jego ucieczkę. Dzięki temu spokojnie przeleżał nieprzytomny w dżungli ponad dobę, aż do chwili gdy znaleÂźli go wracający z polowania myśliwi. Wydawało się, że życia w tak poranionym ciele małego chłopca nie wystarczy na długo. Ale okazało się, że z pomocą nowoczesnej medycyny z polskiej misji medycznej... a także płonącej w chłopcu żądzy zemsty – cuda się zdarzają...
cdn
Pmk
Objaśnienia
- Diane Cornetti, Wysoki Komisarz ds. Afryki środkowej w latach 2035-39. Odwołana ze stanowiska w 2039 w związku z podejrzeniami o sprzyjanie PKLO w trakcie rebelii w DRK w ’38, a także przyjęcie znacznych łapówek od Global Enterpise, Inc..
- Prawdę o kampanii organizacji pacyfistycznych (m.in. Freedom for People of Africa) prowadzoną w 2038 na zlecenie Global Enterpise, Inc. oraz International Trade, Inc, ujawnili dwa lata póÂźniej dziennikarze ,,New York Factsheet’’ Jean Nguyen i Moses Brokowitz.