Dwa dni z życia szpiega
Wstałem rano i już mi się ten dzień nie podobał . Wczorajszy telefon z centrali i wypowiedziane tam hasło wyprowadził mnie z równowagi . Trzeba wyjść z uśpienia i zacząć działać . Niemiecki akcent w telefonie bulgotał nieprzyjemnie . Facet po drugiej stronie wiedział że ma nade mną władzę i skrzętnie to wykorzysta . Koniec przyjemnego i spokojnego życia – trzeba spłacić dług za chwile słabości . Spotkanie z oficerem prowadzącym za 3 godziny w jakiejś obskurnej knajpie . Mocna kawa i prysznic nie zmyły jednak ze mnie niesmaku jaki odczuwałem , jednak przywróciły sprężystość w zwiotczałych mięśniach i dużym piwnym brzuchu oraz jasność umysłu . Na spotkaniu Niemiec przypomniał mi o moich niemieckich korzeniach , o narodzie o chwale i takie tam , potem przeszedł do konkretów . W nocy mam spotkanie z patfainterami . muszę im przekazać dane wywiadowcze które zbierałem oraz umożliwić wszelką pomoc , ale by było mi łatwiej mam też spotkanie z drugim agentem . A jednak , wiedziałem że ktoś z branży pląta się tu razem ze mną – kto to jest – zobaczysz , tu masz hasła i godziny spotkań , działaj .
Cholera i co teraz do spotkania kilka godzin a ja jestem sam , muszę sobie załatwić ochronę i wsparcie ale kogo wziąć ze sobą , nikt nie wie że jestem śpiochem . Qrwa nie mogę spotkać się z moimi przełożonymi , bo ktoś może mnie obserwować , jeśli jest drugi agent to cholera wie ilu mają jeszcze tu ludzi . Przypomniał mi sie mój stary znajomy jeszcze z pracy w rafinerii on często wyjeżdża , zawsze potrzebuje kasy , nikt nie zauważy jego zniknięcia , on też nie będzie za dużo pytał . Telefonuję do niego umawiam się na piwo , proponuję „robotę” , długo nie musiałem go przekonywać a i kasy z sejfu nie wiele ubyło .
Jedziemy , jest noc , mój znajomy z rafinerii milczy , jest nieco spłoszony , spodziewał się jakiegoś przekrętu , może jakiś przemyt alkoholu , może kilka dziwek na nielegalu – to już robiliśmy ale , broń ? , noktowizory ? jakieś dokumenty chowane przeze mnie to go przerosło , wiedział że wdepnął poważnie . Podjeżdżamy głębiej w las przed nami zakręt i mały parking , qrwa światła jakiegoś pojazdu , bieg wsteczny i do tyłu , odskok , wjechałem w jakieś krzaczory , wygasiłem silnik , nasłuchujemy – cisza nikogo nie ma , po woli wyłazimy z auta w oddali jakieś światła , głosy ktoś zapala latarkę , no ładnie ale wpadlibyśmy , ktoś jest na naszym miejscu – to nie przypadek . szybko szykujemy się do wyjścia , mój kolega nieco marudzi ze sprzętem ja obserwuje zakręt przez nokto tam słychać zgrzyt metalu , jakieś trzaski , chyba to nie są wędkarze . Ruszamy , do punktu kilka kilometrów , do spotkania mało czasu jest jednak tak ślisko że musimy iść bardzo powoli by nie zdradzić nas jakimś dÂźwiękiem ale i tak jeden z nas co chwile ryje nosem w śniegu . za nami widać postaci i świecą latarkami , biegniemy , nie ma co wbijać się głębiej w las bo ugrzęÂźniemy tu liczy się szybkość . Po małym kluczeniu wracamy na szlak . Nad nami co jakiś czas przelatują niziutko wielkie samoloty pasażerskie oprócz pięknego widoku oświetlonego podwozia robią dużo huku ten wykorzystujemy do szybszego biegu nie musimy wtedy być cicho . Jesteśmy na miejscu a do spotkania 15 minut. Przekazuje znajomemu instrukcje gdzie ma stanąć i co ma robić , sprawdzamy łączność – ok. ktoś obserwuję teren , wydaje mi się że przede mną coś jest . Po chwili słychać ruch , obiekt przemieszcza się w pobliże drogi , widzę jakiś odblask – obiekt ma nokto więc to nie dzik .
Wychodzę na drogę , po chwili z krzaków wyłania się zamaskowana postać , pada hasło , daję odzew , postać wyłania się . stajemy naprzeciw siebie . Carlos ? – Mort ? o kur..a , co ty tu robisz . Ok. hasło sie zgadza , wszystko ok. ale jeszcze „ obwąchujemy „ się przez chwile , to jednak dziwne w końcu razem pracujemy w Radio a teraz okazuje się że nasze mamusie przeniosły w genach coś więcej niż tylko wspomnienia z niemieckim przystojniakiem . Nie dowierzając sobie jeszcze powoli jeden od drugiego wyciągamy pewne fakty , ok. jednak obaj pracujemy dla tych samych panów w blaszanych kapeluszach . Więc jednak „nasi” wylądowali , mam dać im wytyczne na zrobienie lądowisk dla śmigłowców , musimy przekazać im dane wywiadowcze ( dobrze że moje są prawdziwe , Carlos ma pewnie takie same i Niemcy mają potwierdzenie ) . Muszę wracać bo moja ochrona już się niecierpliwi a nie długo spotkanie z paintfaiterami , Carlos też ma spotkanie za kilka godzin teraz odchodzi by znaleÂźć sobie jakąś kryjówkę . Ja zbieram swojego kumpla i idziemy na kolejny punkt .
Właśnie mój kolega wyrżnął potężnie o glebę a ja słyszę w oddali jakieś głosy – do punktu spotkania 150 metrów ale jeszcze 10 minut zostało , nie dobrze , ten upadek nas zdradził . Karzę koledze schować się za pień i osłaniać mnie gdyby poszło coś nie tak , odpalam nokto w oddaleniu jakiś pochylony osobnik obserwuje mnie przez swój noktowizor – qrwa , wpadłem , wołam hasło – uff jest odpowiedÂź . Podchodze jest ich trzech , przyglądają mi się ciekawie , rozmawiam z ich dowódcą , przekazuje pakiet , podaje wytyczne odbieram od nich sposób łączności , godzinę spotkania i już znikają w lesie . My powoli wracamy do samochodu , w głowie mętlik i natłok myśli . mój kolega się rozgadał , pyta , coraz bardziej natarczywie w co go wplątałem , powiedziałem że mu to wszystko wytłumaczę i wynagrodzę sporą sumka , uspokaja się , przy samochodzie powoli przebieramy się w cywilki , kolega pochylony grzebie coś w plecaku , powoli wyciągam z za pasa Walthera ( tłumik dokręciłem nieco wcześniej ) jeden suchy cichy strzał , drugi z bliska w okolice serca , dół wykopany już wcześniej jakieś 120 metrów stąd , drugi kurs do bagażnika po kanistry z chemikaliami ( praca w rafinerii daje sporo korzyści ) za dwa dni nikt nie rozpozna że tu coś leży i że był to człowiek . Wracam do miasta muszę przygotować śmigłowiec do porannego lotu a zapowiada się długi i pokręcony dzień ....