przez Don » 2012-07-24, 20:24
Już prawie dwunasta.
Ciemno strasznie, w gąszczu nie pomagają nawet gwiazdy. Pierwsze spotkanie rozegrało się spokojnie. Zobaczymy kim tak naprawdę są audytorzy. Na pewno kimś kto ma ze mną wspólne cele. Nie mam wyjścia musze szukac pomocy u innych - sam nie przeżyję.
By zyskac na czasie i pozbyc sie paru kilogramów poszedlem do obozu by odłożyć broń.
10 kulek i tak mi nie pomoże, a poza tym na tym etapie spotkań nie spodziewam sie by ktoś chciał mnie zabić nie będąc pewnym czy mam złoto.
Szybki marsz przez dżunglę, cholera, nie ten zakręt. Z powrotem, przez ciemność. Wpadam na skrzyżowanie to tu.
Kilka minut po 0100 , spóÂźniłem sie.
Nie chcę bawić się w podchody, bo komuś mogą puścić nerwy i zacznie strzelać
Spacerkiem w miejsce spotkania jak turysta.
Lewa strona z zarośli - Berlin - nerwowy głos
- 1938 - odpowiadam pośpiesznie. jakis narwany, myślę
glos z zarośli - podejdÂź tu z rękami na głowie
- Panowie, przepraszam za spóÂźnienie, ale błądziłem bo GARMIN mi się WIESZAł
Po kilku minutach rozmowy gdzie każdy z nas badał sytuację pytajac o cel, planowane i przebyte spotkania powiedzialem o grupie audytorów i o tym, że mają złoto.
Musze odwrócić uwagę wszystkich ode mnie!
Zaczęliśmy szukać po okolicy. jeden z nich ukryty, drugi chodzi ze mną - ufają, że sa bezpieczni, to dobrze. Zapalam latarkę żeby pomóc sobie znaleÂźć coś. Ukradkiem oddalam sie od tego, który miał mnie obserwować...nic nie znajduję wracam do nich.
Teraz do rzeczy panie Crofft - co Pan może nam dać?
- za mape, którą poniekąd posiadacie mogę wam zapłacić 10 tysięcy-mówię
- nie mamy jeszcze mapy ale 10 tysięcy weÂźmiemy - odpowiedział
-chyba nie mam wyjścia?
- nie
żegnam się z 10 tysiakami. Na szczęście wcześniej podzieliłem cała posiadana kwotę na 2 części i ukryłem w róznych kieszeniach.
Rozstałem się z nimi szybko.
Do spotkania z choroążym C 2 godziny. Niemam zbednego wyposażenia mogę się szybko przemieszczać. GPS pokazuje, że będę na p14 za niecałą godzinę. Wyśmienicie.
Na P14 jest zloto i ono musi byc moje.
Godzina 0200 , zatrzymuję się na brzegu sporej polany. Doskonale miejsce na awaryjne lotnisko, myslę.
Chwila obserwacji - oczy doskonale przyzwyczaiły się do ciemności. Ruszam w keirunku słupa na środku polany, tam wlaśnie wskazuje żółte pudełko.
Przy słupie znów przystaję, słucham, rozgladam się . Jest 0215 gdy włączam latarkę . Od razu widzę skrzynkę amunicji i apteczkę . Tutaj ich jeszcze nie było, wyglada na to że audytorzy mówili prawdę o punktach V.
Szukam, zataczam coraz większe kręgi - JEST! sztabka , piekna błyszcząca i czekająca na mnie. Croft działaj szybko jestes na środku polany bez broni ze złotem w plecaku, wiesz czym to grozi gdy cie spotkają!.
Złoto ukrywam pod niewysokim drzewem na polanie , przykrywam liśćmi. tu powinno byc bezpieczne, nikt nie będzie sie platał po środku polany.
Wchodze w ścianę lasu przykucam pod drzewem. Gdzies w głębi lasu wyja dzikie bestie, psy? lwy? wilkołaki? Mam nóż - czuję się nieco pewniej.
0250 podchodze do słupa na śroku polany staje blisko niego by w ciemnościach trudniej było rozpoznać moja sylwetkę.
mija parę minut , cień podchodzi do mnie z prawej.
- Witaj Croft- tak to chorąży, stary drań. Dawno nie widziałem tej gęby. Przez moment nawet się ucieszyłem
Szybko ukryliśmy się między drzewami. rozmawiamy o dawnych czasach, o rebeli o mojej pozycji w korporacji. ogólnie takie wspominki jak starzy kumple. Mamy kilka tajemnic i grzechów na koncie ale o tym nie rozmawiamy. Przechodzę do rzeczy, mówię o moich spotkaniach i o tym, że dwóch gości ma mapę. O tym, że wiem że i on ma mapę. Dla mnie już cena nie gra roli , muszę stąd zwiać.
Chorąży obiecuje pomóc.
Pytam jeszcze czy on leci czy zostaje , ile miejsca jest w samolocie i jaka jest cena.
Zaproponowal, żebym leciał z audytorami. Pomysł nie głupi ale wiem, że jest do dyspozycji mała awionetka więc część audytorów musi zostać...a ile ich? Siedmiu ośmiu, nie wiem
Rozmowawiamy dalej ruszamy do punktu p9 na spotkanie z audytorami
Ogólnie Chorąży kłamie, że nie chce lecieć tylko pragnie kasy a ja kłamię, że żadnej kasy nie mam.
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu chorąży daje mi 10 tysięcy. No to bilans =0
Słońce wstało nad Kongo, sięgając promieniami naszych zmęczonych twarzy.
Wraz z chorążym który składał się z swojej osoby i z wielkiego plecaka obwieszonego bronią wędrujemy na przełaj przez las, potem jakieś poletko. Zwiedzamy 2 punkty kontrolne. Zawracamy
0415
- kontakt przed nami - chorąży
za póÂźno by reagować. jasna cholera. stajemy w miejscu nawet nie próbuję się ruszyć.
Zbliżają się . To audytorzy.
- macie tu Crofta- tymi słowy Chorąży wzbudził moje wielkie podejrzenia. przehandlował mnie? Po co? za ile? Przecież nikt nie wie, że mam złoto. Muszę odwrócic ich uwagę.
Opowiadam o strzelcach. O tym, że mają mapę , że mnie obrabowali i prawie zabili, tylko 10 tyś uratowało moją skórę
- trzeba będzie ich usunąć - mówi dowódca
- i wziąść mapę - dodaję. I ten pomysł pododba się dowódcy. powoli decyduję się na to z kim kombinować by się stąd wyrwać.
Audytorzy wygladaja na świetnie zorganizowanych i wyszkolonych. tak, oni są moją nadzieją. tylko trochę ich za dużo. Coś wymyślę, w końcu mam tez strzelców do dyspozycji. Teraz wiem, że wybrałem dobra taktykę, nikt nawet nie próbuje myśleć, że jestem choć trochę groÂźny. Niech tak zostanie.
- kontakt z tyłu - informuje jeden z szeregowych. -chyba nas śledzą
Audytorzy natychmiast ruszaja w poszukiwaniu wroga. Sprawnie niczym drapieżniki.
Gdy nadarza się okazja do walki znika całe zmęczenie z ich twarzy..
Wykorzystuję moment i oddalam się w kierunku obozowiska
Krótka drzemka, wstaję o 0630, zakłdam kamizelkę biorę broń, apteczkę i parę baksów.
Czas znów ruszyć.
o 0900 mam spotkanie z nawigatorem.
jestem tam 0835. P11 to tu w nocy widzialem światła. Wspinam się na skarpę i obserwuję teren z góry.
Czekam jest 0920, delektuje sie chwila spokoju. gdzieś na zachodzie słysze głosy, są coraz wyraÂźniejsze.
nawigatora nie ma- nie żyje? nie wiem. Głosy zbliżają się - szybko oddalam się w kierunku północno wschodnim do p5.
tylko nie to , baterie w gps padaja. żeby bylo ciekawiej telefon równiez padł. Schowałem się między drzewami - na podstawie mapy i kompasu ustaliłem za pomocą resztek energii w gps połozenie kilku punktów. Przede wszystkim obóz i złoto. Wciąż nie wiem gdzie jest lotnisko. na dodatek nie spotkałem nawigatora. Robi sie trudniej
1030
Wracam z punktu p5.
-Stój!! Ręce do góry - głos. Wychodzi dwóch gości. Ha poznaje to moi przyjaciele strzelcy
-mamy mapę, masz kasę?- pyta jeden
- nic! w nocy mnie oskubaliście , nie pamiętasz?
- ok wróć tu o 1300 z 25 tysiacami a dostaniesz mapę
-będę - rozchodzimy się. Cholera jak tu przyjdę to na pewno mnie kropną. Olać ich idę po złoto i do obozu - tam będzie bezpieczne.
Ruszam w kierunku P14 na wielką polane. tym razem cicho i ostrożnie z dala od dróg nie jak turysta . Nikt nie może mnie dostrzec
baterie padły zupełnie, został kompas i mapa..i na szczęście światlo palącego slońca. W nocy było tu zupełnie inaczej.
Robię podchody przez gęste zarośla. Obserwuję okolice kilka minut. Cisza i brak ruchu.
padam na ziemię i czolgam się pod samotne drzewko - jest plecak. Szybko sprawdzam środek - jest ZłOTO!
Znów sie rozglądam -spokój
Do lasu i przez bezdroża do obozu. Wszystko idzie gładko. jest powód by się cieszyć. Rozgladam się gdzie ukryć złoto - o tutaj! Stary konar i odrobinka paproci. Przykryłem zloto liśćmi. Idealnie nic nie widać. teraz w spokoju mogę napic się wody.
podchodzę do obozu...
1130
żołnierze wybiegają nie wiem skąd. Stoję totalnie zaskoczony. Otaczają mnie w momencie i obezwładniają.
To audytorzy. jestem wzglednie bezpieczny
Dociera do mnie, że mogli mnie obserwowac jak chowam złoto...
Jednak nic nie widzieli. o losie ale szczęście!
Płacę im 15 tyś za pomoc. Zatrzymałem 5000 na drobne wydatki. Wcale nie oponowali. Wydaja się byc uczciwi...ale tutaj stawką nie jest jakies marne 20 tys tylko życie i ucieczka.
opowiadam o planowanym spotkaniu z strzelcami.
dowódca od razu widzi szansę zastrzelenia ich w zasadzce i przystaje na pomysł bym robił za wabik
- jak dojdzie do strzelaniny to mogę oberwać, a średnio mi się ten pomysł podoba.- marudzę
- padniesz na ziemie i na pewno nie dostaniesz- urwal dowódca
nie bylo sensu z nim rozmawiać a pojawiła się nadzieja na pozbycie strzelców i zdobycie mapy.
ruszyliśmy w okolice P5
krotki marsz zbliżala sie 1300
odprawa, kilka rad
wychodzę na asfalt, stoję i czekam. Minuty zamieniają się w wieczność
.Kiedy dostrzegam 2 postacie poza zasięgiem strzału.
trochę się przekomarzamy. oni chcą bym podszedł ja mówię że chcę żyć i tak w kółko.
Dopiero gdy jeden pomacha mapą ruszyłem do przodu. jedyna nadzieja ale i wielkie ryzyko. jak przeżyć, jak przeżyć?!
-uważajcie- szeptam gdy już znalazłem się blisko nich - śledza mnie chyba, mialem kontakt na P11
z Audytorami , polują na was
- o cholera , wiedzialem, żeby im nie ufać- mówi jeden- gdzie masz kasę
- oskubali mnie , mam tylko 5 tysięcy. macie - daję piątkę - jestem spłókany , musicie mi pomóc. Załatwie więcej kasy. poukrywałem w paru punktach.
- umawialiśmy się na więcej ale ok. Masz mapę - oferuje strzelec
Robię zdjęcie. Umawiamy sie na 1500. tym razem juz wiem, że muszę działać bez nich. Prawdopodobnie gdyby się tak nie obawiali zasadzki pewnie już bym nie żył.
Wracam do audytorów
- wzięli kasę. mam zdjęcia mapy. mówili tez, że maja kontakt z chorążym i, że ten kombinuje jak was wykiwać- mówię
- a to drań , mamy z nim o 1330 spotkanie, zobaczymy co kombinuje- odpowiada dowódca
-ja mam z nim o 1400, może jakąś zassadzkę przygotujemy- niesmialo porponuję
Zbliża się jednak godzina 1500 gdy będzie mozna odlecieć, dowódca audytorów jest podenerowany
i niecierpliwy - nie zastrzelił nikogo od wczoraj.
1330
pojawia sie chorąży. Zaczyna się rozmowa. próbuję ustawić się tak by mnie nie poznał wśród audytorów. być może mi się udalo. Staram się uslyszec jak najwięcej z rozmowy między nimi gdy nagle słychać warczenie silnika - to samolot i towarzysząca mu jakaś obłakańcza szamańska muzyka.
Robi nad nami kółko. Widzi nas!
- odwrót ! - krzyczy dowódca
pedzimy tam gdzie las jest gęstszy. Samolot oddala się. mamy mało czasu pewnie puszczą patrol to wyklucza moje spotkanie z chorążym o 1400.
Dowódca wraca do rozmów z chorążym. tym razem słysze jak ten proponuje atak na lotnisko. Chce od dowódcy 60 000 za organizacje odlotu. tym samym podpisuje na siebie wyrok. Targuja się nieco. W końcu staje na 50000 z tym, że 25000 teraz a reszta przy samolocie.
Zostawia mapę i odchodzi
- widzisz- mówię - chce was wyrolować. jakim cudem nagle kilku gości chce w tym samym czasie sprzedawać mapy. tu jest kant
-racja - zgadza się dowódca- ale nie mamy wyjścia. Szykuj się do walki. Sam wywalczysz sobie ucieczke. Masz tu amuicję
ja jednak pozostaję przy moich 10 kulach i byciu "neutralnym".
ruszyliśmy na okolo przez dżungle aby zajść lotnisko od str południowej.
Znów kontakt - samolot. tym razem nawet nas nie zauważył. Ruszamy dalej.
Widzę jak adrenalina wzbiera u wojaków z BW mimo całonocnego zwiedzania dżungli wciąż mają mnustwo sił.
kolejny kontakt
To grupa tubylców poluje na zebry. Maja śmieszna bron małego kalibru i prawie wchodza nam na głowy nie zauważając, że jestesmy w poblizu
ok1500
doceiramy na lotnisko. Zwiad 2 żołnierzy stwierdza, że można bezpiecznie podejść. tak tez robimy
pierwsze budynki, pusto
wchodzimy na teren lotniska. Pierwszy budynek, cisza i pusto. Dalej aby obejść kolejny budynek do rowu i między drzewami
-kontakt! - z tyłu komunikuje szeregowy
ok 1520 zaczęło się
Audytorzy rozwijają się w półkole próbujac osaczyć obrońców. Idzie im to znakomicie. Wymiana ognia , swist kul. padam na ziemie i wracam do budynku z którego przyszliśmy. tam jest medyk , który jednoczesnie ma rkm.
3 szeregowych szybko pozbywa się oponentów na naszych tyłach
prawe skrzydlo formacji zaciska pętle.
Teraz wiem, że ta grupa nie może przegrać, jest świetnie wyszkolona i zorganizowana. Obrońcy wycofuja się Petla się zaciska
Widze już samolot wszystko idzie po mojej myśli...jak sie tam dostac , jak ?!
nagle szyk zalamuje się . Obrona HQ daje popalić audytorom. padaja zabici, krzyk rannych
Widze ich na tyłach audytorów
- tył kontakt ! -krzyczę. jest juz jednak za póÂźno 2 kolejnych audytorów pada. Na szczęscie tył zostaje oczyszczony
Podbiegam do rannego
-aaa mój kark, zarobiłem w kark ! -
patrzę. Będzie żył, tamuję krwawienie
-gdzie macie złoto? - pytam
- w plecaku- mówi będąc w szoku
-wstawaj, znajdę ci medyka- podnosze rannego i zmierzam w kierunku HQ obrony lotniska
-Mam rannego nie strzelać! prowadÂźcie do dowódcy lotniksa! -nikt nie strzela
Nagle całe powietrze ze mnie uszło- przekraczając trupy aduytorów słyszę gdzieś z budynku
-pilot nie żyje!-
kule śmigaja, wchodzę do budynku. tam gromada żołnierzy strzela w każdym kierunku.
- gdzie dowódca ? Mam rannego i informację - pytam. Odpowiada tylko zdziwiony wzrok szeregowego strzelca.
- Croft! - slyszę. Patrzę w obsikany kąt pomieszczenia a tam... Chorąży. Związany i ranny. Ależ niespodzianka.Skonczył marnie. Podchodzę
- co ty tu robisz? - pytam
- dowódca odkrył przekręt i zostalem aresztowany...i postrzelony.- zrezygnowany opowiadał - hej ale możesz mnie stąd wydostac...
nie musial mnie długo przekonywać. Wiedzialem juz, że dowódca nie tyle że nie pozowoli mi odlecieć
to jeszcze zastrzeli, potorturuje i weÂźmie złoto
Biorę obu rannych i wychodze z budynku
- niosę rannych nie strzelać, jestem cywilem!!- krzyczę
wychodzimy. Do lasu. tam opatruję szeregowego audytora
w obozie chyba zorientowali się, że uciekł im więzien
Zaczyna się pogoń. Chorąży zostaje z tyłu
-wisisz mi piwo - mówię mu i uciekam z szeregowym w las
szaleńczy bieg, ucieczka przez gąszcz. Udało Się. żyję
-czemu mi pomogleś? Pewnie chcesz złoto?- pyta szeregowy
- nie, zachowaj swoja sztabkę. ja mam swoją. - wznosimy toast wodą.
vivere militare est
kom 609797147